W końcu dowiedziałem się czegoś konkretnego o konflikcie, który chyba spokojnie można nazwać Wojną Czasu. Poznawszy założenia obu stron muszę przyznać, że w pewnym sensie popieram grupę zwaną Starymi. Niekoniecznie ich metody, ale mają ogólnie więcej racji. Z drugiej strony ich przeciwnicy mają szczytne cele, ale wiemy z kart historii jak to się nieraz kończyło. Niemniej czwarty tom w końcu odpowiada na wiele pytań. Owszem, stawia też nowe, jednak już nie w tak ogromnej liczbie co wcześniej. Dodatkowo scenariusz tylko nabiera tempa, a w tle mamy ogromne roboty walczące z ogromnymi biorobotami(?) lub czyś ten deseń. Słowem - jest miodnie.
Tym razem przenieśliśmy się do roku 2000, a konkretniej 1 stycznia 2000 roku, gdy na świecie szalała pogłoska o wirusie komputerowym, mającym zwiastować koniec świata. Wiemy jak to się naprawdę skończyło, świat nie umarł, a jesienią tegoż roku wypuszczono Windowsa Millenium który naprawdę był koszmarem wielu graczy. W przypadku "Paper Girls" w tym właśnie roku dwie wrogie frakcje z przyszłości, bliższej i dalszej, walczą ze sobą za pomocą ogromnych robotów, których nikt nie widzi. No prawie nikt, ale mniejsza z tym.
Dziewczęta, które jak dotąd miały już niezłą skakankę w czasie jako podróżniczki na gapę, w końcu, tak jak czytelnicy, poznają obie strony konfliktu. Zdradza je im.... stara rysowniczka pasków komiksowych. Taaaa...... ten komiks jest ostro zakręcony, choć tutaj naprawdę ma to sens. Babcia jest nieźle zakręcona, aczkolwiek mówi całkiem zrozumiale i normalnie, zważywszy na tok wydarzeń, których było się już świadkiem. Poznajemy ją na samym początku tego albumu i tym sposobem poznajemy sytuację, która doprowadziła do obecnego chaosu wydarzeń. Jest też spory kawałek poświęcony osobie zwanej Wielkim Ojcem, która pojawia się od samego początku tej serii. Nareszcie zacząłem nieco poznawać tą postać, składając zebrane dotąd informacje w całość. To jednak nadal za mało, aby naprawdę móc wywnioskowawszy kim jest, ale liczę na to, ze piąty tom w końcu wszystko wyjaśni. Albo przynajmniej większość.
Przyznaję, że czuję się już nieco zakręcony od tej skakanki w czasie. Zaczęło się w listopadzie 1988 roku, potem mieliśmy 2016, następnie 11700 przed naszą erą, a teraz 2000. To tak jakbym oglądał "Powrót do przyszłości" w formie tasiemca. Z drugiej strony chętnie zobaczył bym ekranizację "Paper Girls" w formie mini-serialu, o ile miałby on stosowny budżet, aby pokazać wszystkie "dziwactwa" na jakie natrafiły główne bohaterki. Na pewno będę śledził tą serię do końca, jednak liczę na definitywny koniec, nawet gdyby miał on wyzerować wszystko, co dotąd przeżyły bohaterki. Czas pokaże, jak to się skończy.
Tym razem przenieśliśmy się do roku 2000, a konkretniej 1 stycznia 2000 roku, gdy na świecie szalała pogłoska o wirusie komputerowym, mającym zwiastować koniec świata. Wiemy jak to się naprawdę skończyło, świat nie umarł, a jesienią tegoż roku wypuszczono Windowsa Millenium który naprawdę był koszmarem wielu graczy. W przypadku "Paper Girls" w tym właśnie roku dwie wrogie frakcje z przyszłości, bliższej i dalszej, walczą ze sobą za pomocą ogromnych robotów, których nikt nie widzi. No prawie nikt, ale mniejsza z tym.
Dziewczęta, które jak dotąd miały już niezłą skakankę w czasie jako podróżniczki na gapę, w końcu, tak jak czytelnicy, poznają obie strony konfliktu. Zdradza je im.... stara rysowniczka pasków komiksowych. Taaaa...... ten komiks jest ostro zakręcony, choć tutaj naprawdę ma to sens. Babcia jest nieźle zakręcona, aczkolwiek mówi całkiem zrozumiale i normalnie, zważywszy na tok wydarzeń, których było się już świadkiem. Poznajemy ją na samym początku tego albumu i tym sposobem poznajemy sytuację, która doprowadziła do obecnego chaosu wydarzeń. Jest też spory kawałek poświęcony osobie zwanej Wielkim Ojcem, która pojawia się od samego początku tej serii. Nareszcie zacząłem nieco poznawać tą postać, składając zebrane dotąd informacje w całość. To jednak nadal za mało, aby naprawdę móc wywnioskowawszy kim jest, ale liczę na to, ze piąty tom w końcu wszystko wyjaśni. Albo przynajmniej większość.
Przyznaję, że czuję się już nieco zakręcony od tej skakanki w czasie. Zaczęło się w listopadzie 1988 roku, potem mieliśmy 2016, następnie 11700 przed naszą erą, a teraz 2000. To tak jakbym oglądał "Powrót do przyszłości" w formie tasiemca. Z drugiej strony chętnie zobaczył bym ekranizację "Paper Girls" w formie mini-serialu, o ile miałby on stosowny budżet, aby pokazać wszystkie "dziwactwa" na jakie natrafiły główne bohaterki. Na pewno będę śledził tą serię do końca, jednak liczę na definitywny koniec, nawet gdyby miał on wyzerować wszystko, co dotąd przeżyły bohaterki. Czas pokaże, jak to się skończy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz