Dziś dominują w zestawieniu gry edukacyjne dla najmłodszych, gdyż warto na tą kategorię zwrócić większą uwagę. Wszak planszówki znacząco potrafią usprawnić edukację dzieci (i nie tylko) właśnie po przez zabawę. Zobaczymy zatem zawartość pudeł Ortograficznej bitwy oraz Angielski od kuchni. Oba tytuły prezentują się ciekawie i z pewnością można je z powodzeniem wykorzystać w młodszych klasach szkoły podstawowej, aby w wesoły sposób przedstawić zagadnienia z naszym językiem ojczystym oraz angielskim, który jest obecnie językiem powszechnie używanym w większości krajów Europy. Na deser mamy grę typowo zręcznościowy czyli Boom Boom, kolejna gra w której główną rolę odgrywa dzwonek w połączeniu z kartami i refleksem.
Ortograficzna bitwa
Nasz rodzimy język jest jednym z najtrudniejszych na świecie, o czym mam przyjemność przekonać się na co dzień, a że sam do ideału nie należę i mi do niego daleko, to cieszę się że powstają gry o tej tematyce. Gdy spojrzymy na okładkę pudełka Ortograficznej Bitwy od razu nasuną nam się skojarzenia, że to tytuł wojenny osadzony we wczesnym średniowieczu, gdzie zwolennicy "H" i "Ch" wyjątkowo się nie lubią. Sugerowana cena wynosi 50 zł, jednak w sklepach internetowych dominuje przedział 35-42 zł, choć potrafią znaleźć się i takie okazje gdzie cena za grę wynosi około 30 zł. Jeśli już zakupimy grę i otworzymy pudełko, to w środku znajdziemy:
* dwustronną planszę (każda określa inny poziom trudności)
* 110 kart z pytaniami
* 36 żetonów liter (RZ, Ż, Ó, U, itp.)
* dyspenser (inaczej podajnik na karty)
* 186 kolorowych żetonów graczy (po 31 w każdym z dostępnych kolorów)
* klepsydrę
* instrukcję
Jakość komponentów jest trochę nierówna, choć za te pieniądze nie spodziewałem się poziomu jak u np. Lacerty czy Portalu. Ogólny obraz jest porządny, gdyż grafiki są ładne oraz czytelne, instrukcja napisana zwięźle i zrozumiale zaś plansza prezentuje sie naprawdę dobrze. Kartą również nie można czegokolwiek zarzucić, jednak już ich podajnik to zupełnie inna kwestia. Prezentuje się ładnie, ale jest zrobiony z cienkiej tektury przez co szybko zniszczeje i łatwo go podrzeć. Dodatkowo może się temu przyczynić każdorazowe złożenie go przed i rozłożenie po każdej rozgrywce. Karty trzeba w niego włożyć (a raczej wbić) na wcisk, co też nie wróży jemu długiej przyszłości. Na dokładkę są malutkie i bardzo cienkie żetony graczy, które na domiar złego wybija się z tekturki strasznie opornie. Łatwo je uszkodzić czy zniszczyć już podczas wspomnianej czynności, a jakby tego było mało w pudełku nie znajdziemy więcej niż jeden woreczek strunowy na komponenty, zaś wypraska nie pomoże nam w utrzymaniu porządku.
Co cieszy:
* ciekawie pomyślany temat na grę ortograficzną
* mechanika gry wygląda interesująco
* bardzo ładna oraz czytelna szata graficzna
* dwa poziomy trudności
* można grać nawet w sześć osób
* czytelna instrukcja
* solidne karty
* niski próg wejścia
Co budzi wątpliwość:
* wątły dyspenser raczej długo nie pociągnie
* małe i cienkie żetony graczy
* brak odpowiedniej liczby woreczków strunowych
* wypraska nie trzyma porządku w pudełku (chyba że mamy woreczki strunowe)
Domniemany poziom ryzyka przy zakupie w ciemno:
Niski, jeśli idzie o samą rozgrywkę, przyzwoity, gdy spojrzymy na cenę do jakości. Mimo że gra zapowiada się interesująco i prezentuje się atrakcyjnie cenowo, to posiada na polu jakościowym istotne niedociągnięcia. Najbardziej bolą małe żetony dla graczy oraz naprawdę wątłej postury podajnik na karty. Sądzę ze po kilku grach już zacznie się miąć i sypać, a przy większym użytkowaniu po prostu rozedrze na krawędziach. Dlatego doradzam ostrożne jego używanie lub po prostu wykorzystanie podobnego, ale trwalszego urządzenia z innej gry, jeśli takową posiadamy.
Angielski od kuchni
Jest to tak naprawdę zbiór kilku gier, począwszy od klasycznych memorów po już bardziej rozbudowane rozgrywki na planszy. Cena wydawcy to 42 zł, jednak na sieci możemy ten tytuł znaleźć w przedziale 36-45 zł, gdzie zdecydowanie dominuje cena 40-45 zł. Pudełko zawiera nawet nie mało komponentów jak na tego rodzaju grę edukacyjną:
* instrukcję połączoną z słowniczkiem angielsko-polskim słówek występujących w grze
* 110 kart ze słówkami i fragmentami zdań po angielsku
* dwustronna, składająca się z trzech części plansza
* 12 żetonów zwierząt
* 4 pionki strażników
* 16 żetonów przedmiotów
* 8 tekturowych kart graczy
Angielski od kuchni, to kolejna gra Trefla w której ponownie brak woreczków strunowych na komponenty, a wypraska w praktyce nic nie daje i po otwarciu pudełka mamy bałagan, znacząco utrudniający przygotowanie gry. Same komponenty są opatrzone czytelnymi i ładnymi grafikami, jednak kolejny raz żetony pozostawiają sporo do życzenia od strony jakościowej - cienkie, słabo wybijające się z tekturki i łatwo je można zmiąć, choć na szczęście nie są jakoś szczególnie małe. Instrukcję napisano bardzo przejrzyście i każda część gry jest opisana na innych stronach oznaczonych odrębnym kolorem, co ułatwia szukanie, podczas wprowadzania nowych graczy. Dodatkowo całość ma tło fabularne, tak więc przechodzenie partii wedle kolejności wyznaczonej przez instrukcję, buduje niejako linię fabularną gry, co jest ciekawym pomysłem.
Co cieszy:
* pomysł na stworzenie linii fabularnej w tak prostej grze
* pięć rodzajów rozgrywek
* dużo słówek, przy czym nie wszystkie są powszechnie znane nawet dorosłym
* szata graficzna
* cena
* możliwość nauki angielskiego od najmłodszych lat
* solidne karty oraz plansza
* świetnie rozplanowana instrukcja
Co budzi wątpliwość:
* słaba wypraska
* brak woreczków strunowych na komponenty
* sugerowany próg wejścia (4+) wydaje sie być wyssany z palca
* cienkie i przez to miękkie żetony
Domniemany poziom ryzyka przy zakupie w ciemno:
Średni. Jakoś nie widzi mi się patrząc na obecny pozom edukacji w szkołach, aby ta gra mogła trafić do dzieci poniżej dziewiątego roku życia, może siódmego, jeśli rodzice sami wzięli w obroty edukację swoich pociech, co nie zawsze jest możliwe (braki czasowe). Sama gra prezentuje się naprawdę ciekawie, choć nadal widać "stare przywary" wydawcy w postaci braku woreczków strunowych, cienkich żetonów i niefunkcjonalnej wypraski (ostatnio każda ich gra ma dokładnie taką samą). Z pewnością na korzyć tego tytułu przemawia możliwa liczba form poprowadzenia rozgrywki oraz jej walor edukacyjny.
Boom Boom
Tak jak pisałem na wstępie, deserem w dzisiejszym zestawieniu jest prosta gra zręcznościowa z dzwonkiem w roli głównej, czyli po prostu Boom Boom. Trefl wypuścił na rynek dwie wersje tej gry - klasyczną za 42 zł i wersję na licencji, gdzie szatę graficzna zastąpiono obrazkami z filmu Samoloty, a jej cena to 49 zł. Jak wygląda to w sklepach internetowych? Cóż tam wachlarz jest całkiem spory i rozpoczyna się od 30 zł a kończy na 55 zł. Jeśli dodamy do tego aukcje na znanych serwisach jak allegro to cena wyjściowa potrafi zaczynać się od 20 zł, jednak wtedy koszta wysyłki są dość wygórowane.
W pudełku nie znajdziemy zbyt wiele, ale koszt zakupu gry, nie oferuje też nam jakiś szczególnych luksusów.
* instrukcja
* dzwonek
* plansza z wycięciem po środku na dzwonek
* 52 karty
Całość prezentuje się solidnie, jednak znów brak woreczków strunowych na karty, a bez nich walają się w wyprasce i mogą dużo szybciej zniszczeć. Szata graficzna jak zwykle jest miła dla oka i czytelna, karty solidne a dzwonek wygląda ładnie, choć do konkurencji (Speed Cups, Halli Galli) mu daleko. Instrukcję napisano zwięźle i, że się tak wyrażę, na temat, przez co nikt nie powinien mieć cienia problemu z opanowaniem zasad gry.
Co cieszy:
* sporo promocji gry na sieci (niska cena)
* solidne wykonanie
* ładna szata graficzna
* jest dzwonek (a to zawsze cieszy)
* prosta mechanika
* dobrze napisana instrukcja
Co budzi wątpliwość:
* znów brak woreczków strunowych
* może nie podołać konkurencji
Domniemany poziom ryzyka przy zakupie w ciemno:
Niski. Gra jest przeznaczona dla najmłodszych i widać że spełnia wszystkie postawione jej na starcie kryteria, jednak ciężko teraz powiedzieć jak wypada względem dość silnych rywali z branży. Jednak za te pieniądze można pokusić się o spróbowanie w ciemno, o ile lubimy gry zręcznościowe.
Ortograficzna bitwa
Nasz rodzimy język jest jednym z najtrudniejszych na świecie, o czym mam przyjemność przekonać się na co dzień, a że sam do ideału nie należę i mi do niego daleko, to cieszę się że powstają gry o tej tematyce. Gdy spojrzymy na okładkę pudełka Ortograficznej Bitwy od razu nasuną nam się skojarzenia, że to tytuł wojenny osadzony we wczesnym średniowieczu, gdzie zwolennicy "H" i "Ch" wyjątkowo się nie lubią. Sugerowana cena wynosi 50 zł, jednak w sklepach internetowych dominuje przedział 35-42 zł, choć potrafią znaleźć się i takie okazje gdzie cena za grę wynosi około 30 zł. Jeśli już zakupimy grę i otworzymy pudełko, to w środku znajdziemy:
* dwustronną planszę (każda określa inny poziom trudności)
* 110 kart z pytaniami
* 36 żetonów liter (RZ, Ż, Ó, U, itp.)
* dyspenser (inaczej podajnik na karty)
* 186 kolorowych żetonów graczy (po 31 w każdym z dostępnych kolorów)
* klepsydrę
* instrukcję
Jakość komponentów jest trochę nierówna, choć za te pieniądze nie spodziewałem się poziomu jak u np. Lacerty czy Portalu. Ogólny obraz jest porządny, gdyż grafiki są ładne oraz czytelne, instrukcja napisana zwięźle i zrozumiale zaś plansza prezentuje sie naprawdę dobrze. Kartą również nie można czegokolwiek zarzucić, jednak już ich podajnik to zupełnie inna kwestia. Prezentuje się ładnie, ale jest zrobiony z cienkiej tektury przez co szybko zniszczeje i łatwo go podrzeć. Dodatkowo może się temu przyczynić każdorazowe złożenie go przed i rozłożenie po każdej rozgrywce. Karty trzeba w niego włożyć (a raczej wbić) na wcisk, co też nie wróży jemu długiej przyszłości. Na dokładkę są malutkie i bardzo cienkie żetony graczy, które na domiar złego wybija się z tekturki strasznie opornie. Łatwo je uszkodzić czy zniszczyć już podczas wspomnianej czynności, a jakby tego było mało w pudełku nie znajdziemy więcej niż jeden woreczek strunowy na komponenty, zaś wypraska nie pomoże nam w utrzymaniu porządku.
Co cieszy:
* ciekawie pomyślany temat na grę ortograficzną
* mechanika gry wygląda interesująco
* bardzo ładna oraz czytelna szata graficzna
* dwa poziomy trudności
* można grać nawet w sześć osób
* czytelna instrukcja
* solidne karty
* niski próg wejścia
Co budzi wątpliwość:
* wątły dyspenser raczej długo nie pociągnie
* małe i cienkie żetony graczy
* brak odpowiedniej liczby woreczków strunowych
* wypraska nie trzyma porządku w pudełku (chyba że mamy woreczki strunowe)
Domniemany poziom ryzyka przy zakupie w ciemno:
Niski, jeśli idzie o samą rozgrywkę, przyzwoity, gdy spojrzymy na cenę do jakości. Mimo że gra zapowiada się interesująco i prezentuje się atrakcyjnie cenowo, to posiada na polu jakościowym istotne niedociągnięcia. Najbardziej bolą małe żetony dla graczy oraz naprawdę wątłej postury podajnik na karty. Sądzę ze po kilku grach już zacznie się miąć i sypać, a przy większym użytkowaniu po prostu rozedrze na krawędziach. Dlatego doradzam ostrożne jego używanie lub po prostu wykorzystanie podobnego, ale trwalszego urządzenia z innej gry, jeśli takową posiadamy.
Angielski od kuchni
Jest to tak naprawdę zbiór kilku gier, począwszy od klasycznych memorów po już bardziej rozbudowane rozgrywki na planszy. Cena wydawcy to 42 zł, jednak na sieci możemy ten tytuł znaleźć w przedziale 36-45 zł, gdzie zdecydowanie dominuje cena 40-45 zł. Pudełko zawiera nawet nie mało komponentów jak na tego rodzaju grę edukacyjną:
* instrukcję połączoną z słowniczkiem angielsko-polskim słówek występujących w grze
* 110 kart ze słówkami i fragmentami zdań po angielsku
* dwustronna, składająca się z trzech części plansza
* 12 żetonów zwierząt
* 4 pionki strażników
* 16 żetonów przedmiotów
* 8 tekturowych kart graczy
Angielski od kuchni, to kolejna gra Trefla w której ponownie brak woreczków strunowych na komponenty, a wypraska w praktyce nic nie daje i po otwarciu pudełka mamy bałagan, znacząco utrudniający przygotowanie gry. Same komponenty są opatrzone czytelnymi i ładnymi grafikami, jednak kolejny raz żetony pozostawiają sporo do życzenia od strony jakościowej - cienkie, słabo wybijające się z tekturki i łatwo je można zmiąć, choć na szczęście nie są jakoś szczególnie małe. Instrukcję napisano bardzo przejrzyście i każda część gry jest opisana na innych stronach oznaczonych odrębnym kolorem, co ułatwia szukanie, podczas wprowadzania nowych graczy. Dodatkowo całość ma tło fabularne, tak więc przechodzenie partii wedle kolejności wyznaczonej przez instrukcję, buduje niejako linię fabularną gry, co jest ciekawym pomysłem.
Co cieszy:
* pomysł na stworzenie linii fabularnej w tak prostej grze
* pięć rodzajów rozgrywek
* dużo słówek, przy czym nie wszystkie są powszechnie znane nawet dorosłym
* szata graficzna
* cena
* możliwość nauki angielskiego od najmłodszych lat
* solidne karty oraz plansza
* świetnie rozplanowana instrukcja
Co budzi wątpliwość:
* słaba wypraska
* brak woreczków strunowych na komponenty
* sugerowany próg wejścia (4+) wydaje sie być wyssany z palca
* cienkie i przez to miękkie żetony
Domniemany poziom ryzyka przy zakupie w ciemno:
Średni. Jakoś nie widzi mi się patrząc na obecny pozom edukacji w szkołach, aby ta gra mogła trafić do dzieci poniżej dziewiątego roku życia, może siódmego, jeśli rodzice sami wzięli w obroty edukację swoich pociech, co nie zawsze jest możliwe (braki czasowe). Sama gra prezentuje się naprawdę ciekawie, choć nadal widać "stare przywary" wydawcy w postaci braku woreczków strunowych, cienkich żetonów i niefunkcjonalnej wypraski (ostatnio każda ich gra ma dokładnie taką samą). Z pewnością na korzyć tego tytułu przemawia możliwa liczba form poprowadzenia rozgrywki oraz jej walor edukacyjny.
Boom Boom
Tak jak pisałem na wstępie, deserem w dzisiejszym zestawieniu jest prosta gra zręcznościowa z dzwonkiem w roli głównej, czyli po prostu Boom Boom. Trefl wypuścił na rynek dwie wersje tej gry - klasyczną za 42 zł i wersję na licencji, gdzie szatę graficzna zastąpiono obrazkami z filmu Samoloty, a jej cena to 49 zł. Jak wygląda to w sklepach internetowych? Cóż tam wachlarz jest całkiem spory i rozpoczyna się od 30 zł a kończy na 55 zł. Jeśli dodamy do tego aukcje na znanych serwisach jak allegro to cena wyjściowa potrafi zaczynać się od 20 zł, jednak wtedy koszta wysyłki są dość wygórowane.
W pudełku nie znajdziemy zbyt wiele, ale koszt zakupu gry, nie oferuje też nam jakiś szczególnych luksusów.
* instrukcja
* dzwonek
* plansza z wycięciem po środku na dzwonek
* 52 karty
Całość prezentuje się solidnie, jednak znów brak woreczków strunowych na karty, a bez nich walają się w wyprasce i mogą dużo szybciej zniszczeć. Szata graficzna jak zwykle jest miła dla oka i czytelna, karty solidne a dzwonek wygląda ładnie, choć do konkurencji (Speed Cups, Halli Galli) mu daleko. Instrukcję napisano zwięźle i, że się tak wyrażę, na temat, przez co nikt nie powinien mieć cienia problemu z opanowaniem zasad gry.
Co cieszy:
* sporo promocji gry na sieci (niska cena)
* solidne wykonanie
* ładna szata graficzna
* jest dzwonek (a to zawsze cieszy)
* prosta mechanika
* dobrze napisana instrukcja
Co budzi wątpliwość:
* znów brak woreczków strunowych
* może nie podołać konkurencji
Domniemany poziom ryzyka przy zakupie w ciemno:
Niski. Gra jest przeznaczona dla najmłodszych i widać że spełnia wszystkie postawione jej na starcie kryteria, jednak ciężko teraz powiedzieć jak wypada względem dość silnych rywali z branży. Jednak za te pieniądze można pokusić się o spróbowanie w ciemno, o ile lubimy gry zręcznościowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz