2 marca 2019

Głos serca (sezon 1)

Spory kawał lat 90-tych spędziłem wraz z serialem "Doktor Queen". Z pewnością nie ja jeden, bowiem cieszył się on w naszym kraju ogromną popularnością. Chyba w moim serduszku pozostał jakiś sentyment do tego typu seriali, bowiem z ochotą sięgnąłem po pierwszy sezon "Głosu serca". Książka jakoś mnie nie interesuje, zresztą zawsze w takich wypadkach wolałem film zamiast literatury. Jakoś opisy kobiecych miłosnych uniesień zamieszczone w książkach, kompletnie do mnie nie trafiają. Lepiej wypada to, zazwyczaj, na srebrnym ekranie. Tak, jestem facetem, który lubi od czasu do czasu obejrzeć komedie romantyczną, choć wiem że ten gatunek filmów zwykle kompletnie zakłamuje rzeczywistość. Jak zatem wypadł pierwszy sezon "Głosu serca"? W moim odczuciu bardzo dobrze, choć wiadomo - kino wysokich lotów to to nie jest.

Główna postacią jest Elizabeth Thatcher, w tej roli Erin Krakow, młoda, wykształcona kobieta z zamożnego domu, pragnąca nieść kaganek oświaty mniej zamożnym. Dlatego skończywszy studia postanowiła zostać nauczycielką w górniczym miasteczku, nie zaś na renomowanej uczelni lub w szkole dla panienek z dobrych domów. czytaj - bogatych. Wiecie, klasyczny przykład osoby z ideałami, która nie za wiele wie o prawdziwym życiu, ale nie ma zamiaru się poddać. Jest to obrazek, który w literaturze lub filmie często występuje i ludzie go lubią, o ile jest porządnie skonstruowany. Tutaj ma to miejsce, bowiem Elizabeth to kobieta wiedząca czego chce, uparta oraz potrafiąca się, choć czasem z trudem, zaadaptować do nowego otoczenia. Jednak jej ojciec lęka się o swą córkę, a ma ich aż trzy, zatem pociąga za sznurki i tak w miasteczku wraz z uroczą panią nauczyciel ląduje stróż prawa z policji konnej, Jack Thornton. Tym oto sposobem widz poznaje główną parę "Głosu serca", choć to nie jedyne "romantyczne" zestawienie.

Jack i Elizabeth nie przypadają sobie do gustu, co raczej nie powinno dziwić. Ona uważa go za buca i chce nauczać dzieci górników zapewniając im nadzieję na lepszą przyszłość. On zaś pragnie wykazać się w policji, a nadzór nad bogatą, miejską pannicą mu tego nie ułatwia. Tarcia są więc na porządku dziennym, choć z perspektywy widza to raczej urocze. Przynajmniej dla mnie takie było. Niemniej na tel tej parki zaczynają wyraźniej rysować się problemy nękające miasteczko oraz postacie drug- i trzecioplanowe. Muszę przyznać, ze na tym polu serial kilka razy bardzo pozytywnie mnie zaskoczył.


Mamy zatem wypadek w kopalni, który wprowadza bardzo ważny wątek walki kobiet o swoje prawa na początku XX wieku, przedstawiciela kompanii górniczej mającego niezbyt czyste sumienie, czy pomniejsze wątki "kryminalne", powiązane głównie z kopalnią. Oczywiście nie zabrakło też "głównego złego" i jest nim Henry Gowen (Martin Cummins), ów niesławny przedstawiciel kompanii górniczej. Z początku nie wydaje się być aż takim gadem, ale z czasem wychodzi na jaw jego prawdziwe oblicze. Oczywiście zawsze lawiruje tak, aby co tylko się da załatwić zgodnie z prawem. Postać Gowena, mimo że nie pojawia się za często, to jest bardzo wyrazista i zapada w pamięci widza. Zaraz obok niego mamy główną przyjaciółkę Elizabeth, w osobie Abigail Stanton (Lori Loughlin). Wdowy, która po katastrofie w kompani została sama, gdyż tam zginął zarówno jej mąż oraz syn. Kobiety hardej, walecznej i dumnej, nie bojącej się ryzykować oraz pomagać innym, gdy pozostali się od nich odwracają. To ona uczy Elizabeth prawdziwego życia oraz jest mentorką w wielu sprawach. Tak naprawdę jest to moja ulubiona postać w całym serialu.


Od strony technicznej cały serial stoi na bardzo wysokim poziomie. Zaprojektowano miasteczko górnicze, dbając przy tym o realia ówczesnej epoki. Coś co dla nas jest dziś standardem, jak np. utwardzona ulica, w tamtych czasach było w takich miejscach rzadkością. Nawet przedmieścia nie zawsze miały utwardzone drogi, więc co tutaj mówić o wsiach czy małych miejscowościach. Podobnie są dopieszczone kostiumy, które genialnie oddają charakter tamtych czasów. Widać przy tym podział klasowy oraz stan majątkowy poszczególnych postaci. Osobiście uwielbiam tego typu zabiegi, bo mimo lekkości scenariusza, naprawdę zadbano o aspekt historyczny w serialu, co w moim wypadku tylko pomogło mi go polubić. Od strony zdjęć, montażu i dźwięku, też jest bardzo dobrze i nie mam się do czego przyczepić. No, może niektóre "romantyczne" sceny są trochę rozwleczone, ale to już raczej moje męskie marudzenie, gdyż konwencja serialu jak najbardziej to usprawiedliwia.

Podsumowując, pierwszy sezon "Głosu serca" naprawdę mi się spodobał. Chętnie obejrzę kolejny, a być może wchłonę cała serię. Ta pierwotnie jest emitowana na Hallmark, gdzie bodaj już leci szósty sezon, ale obstawiam, że prędzej czy później na Netflix zawita całość. Dla mnie to całkiem porządne romansidło, nie zawsze przewidywalne w scenariuszu oraz mające świetnie napisane postacie. W tym konkurentkę Elizabeth do serca Jacka, ale tutaj nie będę zdradzał więcej. Lepiej samemu to odkryć.