30 grudnia 2018

The Promised Neverland #1

Im więcej mang czytam, tym bardziej doceniam japoński komiks. To ogromna skarbnica pomysłów we wszelakich gatunkach. OK, nie każda seria, po która dotąd zdecydowałem się sięgnąć, mnie zachwyciła, a jeszcze mniej zostało w mojej stałej kolekcji, ale i tak jest ogromny progres, względem ostatnich lat. Wiecie, dotąd byłem na tym polu laikiem. Może nie takim totalnym, ocierającym się o ignorancję, ale moja wiedza ograniczała się do swego rodzaju ikon anime. Pomijając seriale z dzieciństwa, pokroju "Generał Daimos" albo "Kaiketsu Zorro", które oglądam po dziś dzień, znałem sztandarowe animacje typu "Nausica z Doliny Wiatru", "Księżniczka Mononoke", albo "Ghost in the Shell". Z seriali anime też raczej klasyki w stylu "Berserk" albo "Hellsing: The Psalm of the Darknes", choć w tym drugim wypadku posiadałem (i nadal posiadam) komiks... to znaczy mangę. Wiem, znów zgrzeszę, ale w moim wypadku łatwiej mi mówić komiks, bo tak traktuję tą formę literatury. Zresztą moje materiały kierują do laików, a nie weteranów gatunku, a im łatwiej zapamiętać słowo "komiks", bo "manga" z przyczyn propagandy kościelnej i medialnej, kojarzy się nieraz z czymś negatywnym. Zatem proszę was o wyrozumiałość w tej materii. Wracając do tematu, dziś przedstawię wam tytuł, który strasznie mnie wciągnął, a mianowicie "The Promised Neverland". Siląc się na sarkazm - coś dla zwolenników wegetarianizmu :)

Przedstawiam wam sierociniec, gdzie panuje pełnia szczęścia, radości i braterstwa oraz siostrzeństwa. Kobieta, która zarządza placówką, jest nazywana przez dzieci Mamą. Teoretycznie wszystko wydaje się być normalne, wręcz idylliczne. Wspaniałe jedzenie, śnieżnobiałe mundurki, bogata biblioteka, wspaniały las otaczający sierociniec, ale... No właśnie "Ale". Dzieci codziennie rozwiązują niezwykle skomplikowane testy logiczne, praktycznie nic nie wiedzą o świecie zewnętrznym, a na szyjach mają wytatuowane numery. Nie wolno im też zbliżać się do dwóch miejsc - płotu znajdującego się w środku lasu oraz ogromnej bramy wjazdowej, prowadzącej do sierocińca. Gdy dwoje dzieci pewnego razu łamie tą zasadę, poznaje prawdę o swoim losie. Otóż sierociniec nie jest tym na co wygląda. To... farma.


OK, mogłoby wam się wydawać, że właśnie zarzuciłem ogromnym spoilerem, ale tak nie jest. Prawdę o przeznaczeniu placówki poznajemy bardzo szybko, tak samo jak postacie, które zbierają zbiory. Wszystkie te informacje są zawarte wręcz w pigułce, w pierwszym rozdziale mangi, zaś w kolejnych dzieci, tak samo jak czytelnik, powoli odkrywają prawdę o sierocińcu i Mamie. Szczerze powiedziawszy ilość zaskoczeń towarzyszących mi podczas lektury, była całkiem spora. Niby wszelkie wskazówki są ukryte już w pierwszym rozdziale, ale autorzy komiksu tak je poukrywali, że naprawdę ciężko je wypatrzyć lub połączyć konkretne elementy układanki w całość. To tylko spotęgowało u mnie przyjemność płynącą z lektury, nawet gdy wertowałem komiks w poszukiwaniu wskazówek, albo czytałem całość po raz drugi. Serio, jest tego masa, a nawet pod obwolutą na właściwej okładce, znajduje się ogromna wskazówka. Warto jednak ją poznać dopiero po przeczytaniu całego tomu.


Pierwszy tom był dla mnie bardzo rozbudowanym wstępem do uniwersum przedstawionego w komiksie. Poznałem głównych bohaterów, ich sekrety, tajemnicę sierocińca i... mam więcej pytań niż odpowiedzi. Tak naprawdę mimo "ogromnej" wiedzy nie mam pojęcia o wielu kluczowych rzeczach. Teoretycznie posiadam więcej informacji od dzieci, ale w praktyce miałbym takie same szanse jak one w walce z krwiożerczym przeciwnikiem. Dostałem tutaj rasowy horror, świetnie narysowany i bardzo dobrze zaprojektowany. Scenariusz wciągnął mnie błyskawicznie, a ostatnia strona pozostawiła z nienasyconym głodem i muszę sięgnąć od razu po kolejny tom. Na szczęście mam taką możliwość, bowiem na półce leżą już albumu z numerkiem 2 i 3. Jeśli utrzymają poziom tego tomu, to czeka mnie naprawdę genialna lektura.

Komu komiks mógłby się spodobać?
Fanom horrorów i kryminałów science fiction.

Czy kupił bym komiks, gdybym nie otrzymał go do recenzji?
Tak i po lekturze pierwszego albumu od razu dokupiłbym kolejne dostępne.

Czy komiks zakwalifikował się do rocznego podsumowania 2018?
Tak, choć raczej nie powalczy o pierwszą dziesiątkę. Świetnie mi się go czyta, ale to jest dla mnie taka lekka, choć wciągająca, lektura.