Filmów z udziałem zombie jest cała masa, jednak spora ich część to popłuczyny. Potem mamy nie mały kawałek średniaków i dosłownie troszkę pozycji, naprawdę wartych uwagi. Jak zatem wypada na tym tle "The Rezort"? Zdecydowanie należy go zaliczyć do średniaków, niemniej udanych średniaków, z ukrytym potencjałem na coś więcej. Niestety niewydobytym i potraktowanym miejscami po macoszemu. Jako niskobudżetowa produkcja, która wylądowała między innymi na platformie Netflix, gdzie przyszło mi ją obejrzeć, świata nie zawojowała. Ogólnie mało kto filmem się zainteresował, a i oceny nie są zbyt przychylne. Czy to jednak znaczy, że należy omijać "The Rezort"? W mojej opinii nie, choć trzeba zachować stosowny dystans.
Zacznijmy od tego, że film posiada sporo plusów, głównie w pomyśle na scenariusz. Gorzej jest z realizacją części z nich, ale inne udało się solidnie poprowadzić. Fabuła filmu dzieje się kilka lat po epidemii, która zamieniła część populacji w zombie. Winny okazał się wirus, który przenosił się w ślinie zainfekowanych osobników. W wyniku wojny z zombie, śmierć dotknęła ponad dwa miliardy ludzi, ale ostatecznie plagę udało się zatrzymać. Świat wrócił do normy, zaś na jednej z wysp zorganizowano coś w rodzaju safari na zombie. Budzi to kontrowersje pośród społeczeństwa. Część jest za funkcjonowaniem ośrodka, inni przeciw bo boją się powrotu epidemii. Jeszcze inne grupy twierdzą, że zarażeni ludzie faktycznie żyją i pragną ich uwolnić. Tymczasem na wyspie dochodzi do wypadku.
W praktyce cały powyższy opis zostaje nam przedstawiony w kilku minutowej pigułce, na początku filmu. Ciekawie to zrobiono, bo w formie dziennikarskiego reportażu, co nadało scenariuszowi pewnej dozy realizmu. Co więcej sam system działania ośrodka, służb ratunkowych, które nadal mają pełne ręce roboty, szukając lokum dla uchodźców z zamkniętych stref, czy tego jak wirus się rozprzestrzenia ma sens. Czasami lekko naciągany, ale mimo wszystko trzyma się ładu i składu. Niestety scenariusz kilka razy niszczy ten obrazek logiki, szczególnie gdy widzimy, jaka sytuacja doprowadza do zaistnienia tragedii. Nie wyglądało to zbyt przekonująco.
Warto też wspomnieć, że "The Rezort" nawiązuje swoją formą do kilku klasyków i robi to nawet dobrze. Głównie odnosi się do "Parku Jurajskiego", co widać niemal na każdym kroku. Samochody, scena wyjazdu na safari, personel, centrum dowodzenia. Wypisz wymaluj park pełen wygłodniałych... zombie. Co ciekawe, mi ta swoista "zrzynka" pasowała o całego pomysłu i tworzyła fajny klimat. Niemniej i tutaj znów pojawiły się mankamenty. Głównie w charakteryzacji niektórych nieumarłych, czy zbyt usilnym odtworzeniu jakiejś sceny. Jeśli idzie o samą scenografię i efekty specjalne, to szału tutaj nie ma. Czasem wpadnie w oko jakiś ładniejszy plener, ale w natłoku wydarzeń szybko o nim zapomnimy. Co do efektów komputerowych, zdjęć oraz montażu, to są poprawne i nic poza tym. Jednak przy takim budżecie nie wymagajmy cudów.
Bardzo nierówno wypadła za to gra aktorska. Same postaci występujące w filmie są napisane naprawdę porządnie. Mamy byłego wojskowe, parę komputerowych nerdów, biznesmenów, łowcę i naszą główną bohaterkę, która nie ma dobrych wspomnień z czasów wojny. Zresztą przybyła na safari, aby przełamać swoje lęki. Niemniej jej postać, w którą wcieliła się Jessica de Gouw, jest jedną z bardziej wyrazistych i dobrze odegranych. Mamy tutaj do czynienia z aktorką, głównie serialową, znającą się na swoim fachu i wykonującą go dobrze. Koło niej można jeszcze postawić Dawida McCann grającego chłopaka głównej bohaterki (były wojskowy) i Dougray'a Scotta w roli łowcy. Reszta po prostu jest i pada jak muchy, w momencie gdy się tego najbardziej spodziewamy.
To akurat spora wada dla tego filmu, bowiem totalnie niczym nie zaskakuje. Kilka scen jest bardzo interesujących i świetnie wypadają w samym scenariuszu, ale i tak idzie je przewidzieć na długo przed ich pojawieniem się na ekranie. To trochę wkurza, choć nie zniechęciło mnie do porzucenia filmu w trakcie seansu. Podsumowując, "The Rezort" to niezły film, z naciskiem na słowo "niezły". Ma w sobie potencjał na coś więcej, ale z tego nie korzysta. Szkoda, bo mógł wyjść film na swój sposób unikalny. Mi jednak się ta produkcja podobała, nie wymęczyła i nie żałuję czasu, który jej poświęciłem. Choć sam finał filmu był naprawdę słaby, to i tak byłem wstanie wybaczyć twórcą głupoty z nim związane.