Z literacką twórczością Stephena Kinga nigdy nie było mi po drodze. Jedyna książka tego autora, która przypadła mi, jako tako, do gustu to "Smętarz dla zwierząt". Zdecydowanie bardziej wolę filmy robione na podstawie jego książek i nowel. O serialu "Mgła" usłyszałem wiele złego. Sprzedał się słabo, dlatego stacja Spike (obecnie Paramount Network) zdecydowała się anulować serię po pierwszym sezonie. Z mojej perspektywy był to gigantyczny błąd, bowiem to co zgubiło serial, to zła promocja i wiele nierówności, szczególnie na tle aktorskim. Jeśli ktoś nastawiał się na przeniesienie twórczości Kinga na ekran, to zapewne musiał się zawieść. Nie czytałem jego noweli "The Mist", ale poszperałem w sieci, aby poznać jej fabułę. Znam też film z 2007 roku, będący jej adaptacją, który uważam za bardzo słaby. Dlaczego zatem bronię serialu? Bo dla mnie, mimo ogromu potknięć, był on naprawdę porządny i zostawił mnie z sporym niedosytem. Postaram się wam przedstawić swój punkt widzenia i co w pierwszym sezonie "Mgły" mnie kupiło.
Zacznijmy od scenariusza, bowiem to on jest tu dla mnie najistotniejszy. Jego ogromną zaletą jest ciekawe przedstawienie rodzącej się psychozy w małej, zamkniętej społeczności, gdzie każdy zna każdego. Oczywiście takimi miasteczkami rządzi plotka, a jeśli ktoś miał, ujmując to łagodnie, burzliwą przeszłość lub jest "odmieńcem", to może się to skończyć tylko w jeden sposób. Nasileniem się spekulacji, podsycanych wyobraźnią oraz pogardą. Już to, samo w sobie, stanowi mieszankę wybuchową, ale gdy dołożymy do niej strach oraz nieznane, wtedy dostaniemy bombę atomową z opóźnionym zapłonem. Niemniej ta bomba w końcu wybuchnie i co gorsza, za cholerę nie da się jej rozbroić. Właśnie o tym opowiada w głównej mierze fabuła serialu, pokazując jak spokojna społeczność przeradza się w ogarniętego psychozą potwora. Głównymi tematami i tym samym pożywką dla plotki, jest nauczycielka, która w młodości trochę za bardzo lubiła seks, jej nastoletnia córka, zgwałcona podczas imprezy, gdzie odurzono ją lekami, czy jej rówieśnik będący gejem i nie umiejący się odnaleźć w codziennym życiu. Niby oklepane motywy, przewijające się wielokrotnie w filmach, komiksach, czy książkach, ale tutaj umiejętnie z sobą połączone i co ciekawe, dające naprawdę mocne zakończenie. Szczególnie że towarzyszy im stale inny, rozwijający się niemal cały czas na dalszym planie - szaleństwo na tle religijnym.
Siłą napędową tego wszystkiego jest tajemnicza mgła, gdzie giną ludzie. Na dokładkę mamy żołnierza, który stracił pamięć oraz narkomankę próbującą poukładać sobie życie i zerwać z przeszłością. Dodawszy tą dwójkę do spraw o których wspomniałem wcześniej, dostajemy naprawdę mocny dramat psychologiczny. Postacie są napisane świetnie, z naprawdę przemyślanymi kwestiami i najczęściej zachowują się logicznie. Czy też tak, jak prawdopodobnie mogłyby się zachować osoby ich pokroju, w zaistniałej sytuacji. Zatem logika, jest umowna, gdyż w silnym stresie oraz pod naciskiem strachu, potrafi zawieść na całej linii. Tutaj pojawia się jednak poważny mankament, bardzo mocno szkodzący scenariuszowi oraz samym postaciom. Nierówna gra aktorska.
Jest naprawdę skokowo i to widać od pierwszego odcinka. Jeśli miałbym wyróżnić najbardziej jakieś kreacje postaci, to na pierwszym miejscu stawiam Frances Conroy grającą Nathalie Raven. Ta bohaterka jest naprawdę ostro pokręcona, widać od pierwszych scen, że "straciła z kilka klepek" i przy, jako takich, zdrowych zmysłach trzyma ją jej mąż. Ostatni kadr z jej udziałem wyjaśnia czemu kobieta tak się zachowuje i stwierdzam, że zrobiono to wyśmienicie. Do tego Conroy zagrała po prostu doskonale, a fakt że ma widoczny uraz oka po wypadku samochodowym, co umiejętnie wykorzystała przy odgrywaniu swej postaci, tylko przełożył się na wiarygodność jej bohaterki. Sceny z jej udziałem to rasowa szkoła aktorska, z wyższej półki serialowej. Zaraz za nią jest Morgan Spector, wcielający się w Kevina Copelanda, ojca wspomnianej nastolatki, którą wykorzystano seksualnie. Jego praca również wypadła bardzo wiarygodnie i widać, że aktor wkłada wysiłek w to co robi. Innymi słowy - jego postać jest wiarygodna. Na wyróżnienie zasługują też Danica Curcic grająca narkomankę, towarzyszący jej niemal non stop Okezie Morro w roli żołnierza z amnezją i młody Russell Posner, jako nastolatek o skłonnościach homoseksualnych. Ta trójka, wraz z Spectorem, stanowią w serialu najciekawszą grupę, przemierzającą miasteczko spowite morderczą mgłą.
Tutaj przechodzimy do drugiej szali, czyli osób, które są na tym samym planie, ale totalnie położyły swoje role. Po pierwsze Gus Birney, wcielająca się w postać córki Kevina Coplanda, czyli zgwałconej nastolatki. Jej postać jest bardzo ciekawie napisana, tylko co z tego, jeśli aktorka nie umie wykrzesać z niej totalnie niczego. Prze calutki film, co do kadru, dziewczyna ma ten sam wyraz twarzy, emo-nastolatki. Równie dobrze w pierwszych minutach filmu mogłaby usiąść pod płotem i zdechnąć. Wyszłoby to całej produkcji na plus. Niestety Birney gra przeraźliwie nijako, stając się blond chucherkiem, które ma się ochotę ukatrupić za samą aparycję, czy też jej brak. Towarzyszy jej Alyssa Sutherland, w roli matki, która też bardziej irytuje niż przykuwa uwagę. Co prawda Sutherland o wiele lepiej wykonuje swoją pracę, ale w wielu scenach po prostu mnie irytowała. Zresztą jej postać jest napisana trochę zbyt sztampowo. Owszem, serial stoi pod sztandarem schematu i przewidywalności, ale u innych bohaterów czy bohaterek to pasuje. U niej zaś drażni.
Kolejnym mankamentem jest straszliwe rozwleczenie akcji w pierwszych trzech odcinkach. W praktyce można było wywalić połowę scen, lub przynajmniej mocno je skrócić, a serial tylko by na tym zyskał. W czwartym odcinku w końcu coś zaczyna się dziać, ale dopiero od piątego, serial przykuł mnie do fotela na dobre. Muszę jednak przyznać, ze obejrzałem wszystkie 10 odcinków jednym ciągiem, bowiem chciałem wiedzieć jak skończy się kilka wątków. Tak, praca recenzenta i pismaka, ma jednak swoje plusy :)
Jeśli miałbym dalej wytykać nierówności, to zaliczę do nich cześć techniczną. Po pierwsze sama mgła, która nieraz za mocno biła po oczach tanim CGI. Zbyt tanim. Są sceny, gdzie zamiast komputerowych efektów dano prawdziwy, biały dym i wygląda to świetnie. Mamy też takie ujęcia, gdzie cyfrowa mgła ma sens oraz wygląda dobrze. Jednak nader często wypadała po prostu zbyt sztucznie i mało przekonująco. Same "bestie" czające się w niej pomyślano genialnie. Nie mamy bandy potworów rodem z książek Lovecrafta, tylko naprawdę ciekawie pomyślane zagrożenie, zabijające swe ofiary z pewną dozą finezji. Niestety ten zabieg nie każdemu się spodoba. Jeśli ktoś jest zwolennikiem monstrów rodem z klasycznego horroru, to srogo się zawiedzie.
Dalej mamy zdjęcia oraz montaż. Tutaj również jest nierówno, bowiem sporo scen ma swój klimat, a inne nie posiadają go za grosz. To przekłada się na bardzo ślamazarny początek, przez który część osób na pewno się nie przebije. Oglądając serial jednym ciągiem miałem wręcz wrażenie, że kto inny odpowiadał za jego pierwszą połową. Różnica pomiędzy pierwszym, a ostatnim odcinkiem, w zasadzie na każdym polu, jest ogromna. To też nie świadczy dobrze o całej produkcji, bo mocno uwypukla jej braki. Jedyne co świetnie działa od samego początku to warstwa dźwiękowa, szczególnie sceny gdy panuje cisza. Niestety jest ich zdecydowanie za mało.
Pierwszy sezon "Mgły" oceniam ostatecznie, jako dobry, ale z przymrużeniem oka. Żałuję, że już nigdy nie powstanie jego kontynuacja, bowiem autorzy zostawili mnie z totalnie otwartym zakończeniem. Rozumiem, że miał dość niską oglądalność, ale można było pokusić się o 5-6 odcinkowy sezon drugi, zamykający wszystkie wątki. A tak producent pokazał widzom środkowy palec, obraził się na nich, wykrzykując "To wasza wina" i zostawił cały projekt. W mojej opinii jest to zachowanie naprawdę smarkate. Ostatecznie nie żałuję, że poświęciłem cały dzień na obejrzenie tego serialu. Mimo topornego początku, potem było tylko lepiej i naprawdę się wciągnąłem. Szkoda tylko, że na sam koniec dostałem w twarz od stacji Spike.
Pod tym linkiem znajdziecie moją fanowską wersję drugiego sezonu, która łączy w sobie wszystkie wątki z pierwszego sezonu.
Jest naprawdę skokowo i to widać od pierwszego odcinka. Jeśli miałbym wyróżnić najbardziej jakieś kreacje postaci, to na pierwszym miejscu stawiam Frances Conroy grającą Nathalie Raven. Ta bohaterka jest naprawdę ostro pokręcona, widać od pierwszych scen, że "straciła z kilka klepek" i przy, jako takich, zdrowych zmysłach trzyma ją jej mąż. Ostatni kadr z jej udziałem wyjaśnia czemu kobieta tak się zachowuje i stwierdzam, że zrobiono to wyśmienicie. Do tego Conroy zagrała po prostu doskonale, a fakt że ma widoczny uraz oka po wypadku samochodowym, co umiejętnie wykorzystała przy odgrywaniu swej postaci, tylko przełożył się na wiarygodność jej bohaterki. Sceny z jej udziałem to rasowa szkoła aktorska, z wyższej półki serialowej. Zaraz za nią jest Morgan Spector, wcielający się w Kevina Copelanda, ojca wspomnianej nastolatki, którą wykorzystano seksualnie. Jego praca również wypadła bardzo wiarygodnie i widać, że aktor wkłada wysiłek w to co robi. Innymi słowy - jego postać jest wiarygodna. Na wyróżnienie zasługują też Danica Curcic grająca narkomankę, towarzyszący jej niemal non stop Okezie Morro w roli żołnierza z amnezją i młody Russell Posner, jako nastolatek o skłonnościach homoseksualnych. Ta trójka, wraz z Spectorem, stanowią w serialu najciekawszą grupę, przemierzającą miasteczko spowite morderczą mgłą.
Tutaj przechodzimy do drugiej szali, czyli osób, które są na tym samym planie, ale totalnie położyły swoje role. Po pierwsze Gus Birney, wcielająca się w postać córki Kevina Coplanda, czyli zgwałconej nastolatki. Jej postać jest bardzo ciekawie napisana, tylko co z tego, jeśli aktorka nie umie wykrzesać z niej totalnie niczego. Prze calutki film, co do kadru, dziewczyna ma ten sam wyraz twarzy, emo-nastolatki. Równie dobrze w pierwszych minutach filmu mogłaby usiąść pod płotem i zdechnąć. Wyszłoby to całej produkcji na plus. Niestety Birney gra przeraźliwie nijako, stając się blond chucherkiem, które ma się ochotę ukatrupić za samą aparycję, czy też jej brak. Towarzyszy jej Alyssa Sutherland, w roli matki, która też bardziej irytuje niż przykuwa uwagę. Co prawda Sutherland o wiele lepiej wykonuje swoją pracę, ale w wielu scenach po prostu mnie irytowała. Zresztą jej postać jest napisana trochę zbyt sztampowo. Owszem, serial stoi pod sztandarem schematu i przewidywalności, ale u innych bohaterów czy bohaterek to pasuje. U niej zaś drażni.
Kolejnym mankamentem jest straszliwe rozwleczenie akcji w pierwszych trzech odcinkach. W praktyce można było wywalić połowę scen, lub przynajmniej mocno je skrócić, a serial tylko by na tym zyskał. W czwartym odcinku w końcu coś zaczyna się dziać, ale dopiero od piątego, serial przykuł mnie do fotela na dobre. Muszę jednak przyznać, ze obejrzałem wszystkie 10 odcinków jednym ciągiem, bowiem chciałem wiedzieć jak skończy się kilka wątków. Tak, praca recenzenta i pismaka, ma jednak swoje plusy :)
Jeśli miałbym dalej wytykać nierówności, to zaliczę do nich cześć techniczną. Po pierwsze sama mgła, która nieraz za mocno biła po oczach tanim CGI. Zbyt tanim. Są sceny, gdzie zamiast komputerowych efektów dano prawdziwy, biały dym i wygląda to świetnie. Mamy też takie ujęcia, gdzie cyfrowa mgła ma sens oraz wygląda dobrze. Jednak nader często wypadała po prostu zbyt sztucznie i mało przekonująco. Same "bestie" czające się w niej pomyślano genialnie. Nie mamy bandy potworów rodem z książek Lovecrafta, tylko naprawdę ciekawie pomyślane zagrożenie, zabijające swe ofiary z pewną dozą finezji. Niestety ten zabieg nie każdemu się spodoba. Jeśli ktoś jest zwolennikiem monstrów rodem z klasycznego horroru, to srogo się zawiedzie.
Dalej mamy zdjęcia oraz montaż. Tutaj również jest nierówno, bowiem sporo scen ma swój klimat, a inne nie posiadają go za grosz. To przekłada się na bardzo ślamazarny początek, przez który część osób na pewno się nie przebije. Oglądając serial jednym ciągiem miałem wręcz wrażenie, że kto inny odpowiadał za jego pierwszą połową. Różnica pomiędzy pierwszym, a ostatnim odcinkiem, w zasadzie na każdym polu, jest ogromna. To też nie świadczy dobrze o całej produkcji, bo mocno uwypukla jej braki. Jedyne co świetnie działa od samego początku to warstwa dźwiękowa, szczególnie sceny gdy panuje cisza. Niestety jest ich zdecydowanie za mało.
Pierwszy sezon "Mgły" oceniam ostatecznie, jako dobry, ale z przymrużeniem oka. Żałuję, że już nigdy nie powstanie jego kontynuacja, bowiem autorzy zostawili mnie z totalnie otwartym zakończeniem. Rozumiem, że miał dość niską oglądalność, ale można było pokusić się o 5-6 odcinkowy sezon drugi, zamykający wszystkie wątki. A tak producent pokazał widzom środkowy palec, obraził się na nich, wykrzykując "To wasza wina" i zostawił cały projekt. W mojej opinii jest to zachowanie naprawdę smarkate. Ostatecznie nie żałuję, że poświęciłem cały dzień na obejrzenie tego serialu. Mimo topornego początku, potem było tylko lepiej i naprawdę się wciągnąłem. Szkoda tylko, że na sam koniec dostałem w twarz od stacji Spike.
Pod tym linkiem znajdziecie moją fanowską wersję drugiego sezonu, która łączy w sobie wszystkie wątki z pierwszego sezonu.