Od samego początku "Deadpool Classic" nie był serią, która mnie porwała. Ot poprawne czytadło, dla zatwardziałych fanów tej postaci czy uniwersum Marvela. Miało swoją wartość z punktu historycznego, bo pokazywało proces powstania i ewolucji bohatera, ale zdecydowanie wolę jego obecne wcielenie. Szczególnie filmowe, które wręcz perfekcyjnie, przynajmniej dla mnie, wykreował Ryan Reynolds. Niestety trzeci album "Deadpool Classic" autentycznie mnie uśpił. Miał kilka śmiesznych momentów, ale to były dosłownie pojedyncze przebłyski. Całość strasznie mnie wymęczyła, a żaden z zawartych tutaj zeszytów nie przykuł na dłużej mojej uwagi.
Zacznijmy od tego, że lektura poprzednich dwóch albumów nie była dla mnie tak męcząca. Owszem, czasem się ziewnęło, ale nigdy nie miałem ochoty zasnąć. Tymczasem gdy czytałem omawiany tutaj album, kimnęło mi się aż dwukrotnie i to w środku słonecznego dnia. Serio, w przeszłości niewiele komiksów czy książek potrafiło doprowadzić mnie do takiego stanu znużenia. Szczerze powiedziawszy po zakończeniu lektury trzeciego tomu, nie wiem czy mam ochotę sięgać po kolejny. Jeśli mam dostać powtórkę z rozrywki, to już wolę sobie odpuścić tą serię na stałe.
Co zaś się tyczy głównego motywu fabularnego, to tym razem nasz tytułowe najemnik, pragnie być prawdziwym bohaterem. Wiecie, takim gościem w rajtuzach co to wskakuje do płonącego budynku ratując uwięzioną tam rodzinkę, a następnie wraca aby wydostać z ognistej pułapki przerażonego kotka czy pieska. Innymi słowy - chce czynić dobro, stać się drugim Kapitanem Ameryką, nieść pomoc potrzebującym i rozwalać łby złym typom. Problem w tym, że średnio mu to wychodzi. sam pomysł dlaczego Deadpool przeszedł taką przemianę (podpowiem - kobieta), jest nawet niezły, ale wykonanie już nie wprawia w zachwyt.
Po pierwsze komiks jest mocno przegadany, dość nużącymi, nic nie wnoszącymi do fabuły scenami. To był pierwszy powód dla którego usnąłem. Jest tego masa, często niepotrzebnie wydłużając akcję. Na dokładkę sama fabuła też jakoś nie porywa. Mamy trochę zawirowań w czasie z winy teleportacji i pewnego osobnika, nużące jak flaki z olejem rozterki miłosne, czy kiepskie pojedynki ludzi w rajtuzach i lateksowych strojach. Tutaj przechodzimy do drugiej, ogromnej wady - nudnych bohaterów. Z większością z nich miałem już epizodyczną styczność, ale nigdy nie porwały mnie ich kreacje. Dlatego poświecenie im całych zeszytów okazało się niezwykle męczące. Wystąpiło też kilka postaci poznanych w poprzednich albumach, ale tutaj również nie działo się nic ciekawego.
"Deadpool Classic" w moich oczach spadł mocno w dół. To nadal przeciętny komiks, ale miejscami ocierający się o kategorię słaby. Nawet niewybredne żarty głównego bohatera niespecjalnie mu pomogły. Wiem, że czasem po prostu jakiś tom okaże się słabszy i warto przeboleć pojedynczą wpadkę. Dobrze widać to było na przykładzie "Anihilacji", gdzie pierwszy album był przeciętny, drugi bardzo słaby, a trzeci naprawdę dobry i wciągający. Tutaj jednak miałem dwa przeciętne tomy i trzeci który mnie uśpił, dlatego poważnie się zastanowię nim w ogóle sięgnę po czwarty. Nie jestem pewien, czy nawet zatwardziałym fanom Marvela spodoba się ten album. Być może, ale ręki za to nie dam.
Zacznijmy od tego, że lektura poprzednich dwóch albumów nie była dla mnie tak męcząca. Owszem, czasem się ziewnęło, ale nigdy nie miałem ochoty zasnąć. Tymczasem gdy czytałem omawiany tutaj album, kimnęło mi się aż dwukrotnie i to w środku słonecznego dnia. Serio, w przeszłości niewiele komiksów czy książek potrafiło doprowadzić mnie do takiego stanu znużenia. Szczerze powiedziawszy po zakończeniu lektury trzeciego tomu, nie wiem czy mam ochotę sięgać po kolejny. Jeśli mam dostać powtórkę z rozrywki, to już wolę sobie odpuścić tą serię na stałe.
Co zaś się tyczy głównego motywu fabularnego, to tym razem nasz tytułowe najemnik, pragnie być prawdziwym bohaterem. Wiecie, takim gościem w rajtuzach co to wskakuje do płonącego budynku ratując uwięzioną tam rodzinkę, a następnie wraca aby wydostać z ognistej pułapki przerażonego kotka czy pieska. Innymi słowy - chce czynić dobro, stać się drugim Kapitanem Ameryką, nieść pomoc potrzebującym i rozwalać łby złym typom. Problem w tym, że średnio mu to wychodzi. sam pomysł dlaczego Deadpool przeszedł taką przemianę (podpowiem - kobieta), jest nawet niezły, ale wykonanie już nie wprawia w zachwyt.
Po pierwsze komiks jest mocno przegadany, dość nużącymi, nic nie wnoszącymi do fabuły scenami. To był pierwszy powód dla którego usnąłem. Jest tego masa, często niepotrzebnie wydłużając akcję. Na dokładkę sama fabuła też jakoś nie porywa. Mamy trochę zawirowań w czasie z winy teleportacji i pewnego osobnika, nużące jak flaki z olejem rozterki miłosne, czy kiepskie pojedynki ludzi w rajtuzach i lateksowych strojach. Tutaj przechodzimy do drugiej, ogromnej wady - nudnych bohaterów. Z większością z nich miałem już epizodyczną styczność, ale nigdy nie porwały mnie ich kreacje. Dlatego poświecenie im całych zeszytów okazało się niezwykle męczące. Wystąpiło też kilka postaci poznanych w poprzednich albumach, ale tutaj również nie działo się nic ciekawego.
"Deadpool Classic" w moich oczach spadł mocno w dół. To nadal przeciętny komiks, ale miejscami ocierający się o kategorię słaby. Nawet niewybredne żarty głównego bohatera niespecjalnie mu pomogły. Wiem, że czasem po prostu jakiś tom okaże się słabszy i warto przeboleć pojedynczą wpadkę. Dobrze widać to było na przykładzie "Anihilacji", gdzie pierwszy album był przeciętny, drugi bardzo słaby, a trzeci naprawdę dobry i wciągający. Tutaj jednak miałem dwa przeciętne tomy i trzeci który mnie uśpił, dlatego poważnie się zastanowię nim w ogóle sięgnę po czwarty. Nie jestem pewien, czy nawet zatwardziałym fanom Marvela spodoba się ten album. Być może, ale ręki za to nie dam.