7 lutego 2018

Saga #5

Jest takie porzekadło: Wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem. Niestety tego rodzaju sojusze są bardzo kruche i zwykle nie trwają długo. Potrafią jednak zrozumieć motywy działania drugiej strony, choć wymaga to czasem ogromnego poświęcenia. O tym właśnie mówi piaty tom "Sagi". O poświęceniu w imię tych, których kochamy, większego dobra, czy dlatego, ze tak dyktuje nam sumienie. Hazel, córeczka głównej pary bohaterów, która jest tutaj narratorką, podaje nam wiele przykładów takiego stanu rzeczy. Nie zapomina jednak o najważniejszym przesłaniu serii - tragedii wojny. Już pierwsze strony tego albumu pokazują nam jej tragizm. Jednocześnie odzierają jej obraz ze wszelkich złudzeń. Tu nie ma miejsca na honor, odwagę czy szlachetność. Jest za to cierpienie, bezsensowna śmierć i polityka. Polityka żerująca na poświęceniu innych.

Album zaczyna się mocnym wejściem. Hazel w roli narratorki pokazuje czytelnikowi czym jest wojna. Widać w tym mocne odniesienie do konfliktów zbrojnych, jakie toczą się na naszych oczach. Dziewczyna przedstawia ich dramat, ale głównie tragedie ludzi, którzy stanęli oko w oko z tym koszmarem. Wypalone wraki, niezdolne do spokojnego snu, z rozbitą duszą i zniszczoną psychiką. O tych ludziach jest zresztą ta seria. Marko, Alana, Książę Robot IV, Uparty, Sophie. To tylko kilka z postaci, których wojna pozbawiła wielu marzeń oraz złudzeń o pokoju. Sięgając po ten tom i czytając wstęp, dociera do nas ogrom faktycznych zniszczeń. Nie obrazu wojny samej w sobie, ale skutkach jej prowadzenia.

Tutaj pojawia się właśnie element zapoczątkowany w albumie czwartym. Dengo i jego krucjata. Facet pochodzi z Królestwa Robotów, jest zgorzkniały i szalenie niebezpieczny. Konflikt pomiędzy Brzegiem a Wieńcem, w który lud robotów został siłą wciągnięty, opowiadając się po stronie skrzydlatych, odebrał Dengo wszystko. Nie zrobił tego zbłąkany pocisk albo bomba. Jego najbliższych dosięgła obojętność klasy rządzącej. Dlatego mężczyzna, gdy nie miał już nic, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, porywając syna IV. Jego czyn okazał się brzemienny w skutkach i zroszony krwią wielu istot. Niestety porwał też Hazel, córeczkę Alany i Marko, odkrywając przy tym, ze mała dziewczynka jest hybrydą. Istotą, którą ani Brzeg, ani Wieniec nie mogą tolerować, ale dadzą dużo za jej pozyskanie i eliminację niechcianych rodziców. Dengo decyduje się na inny krok, o wiele bardziej tragiczny w skutkach. Wzywa Rewolucję.


Jest to organizacja terrorystyczna, zasłaniająca się szlachetnymi pobudkami. Zrzesza ona członków różnych ras, które zostały wciągnięte do wojny przez obie walczące strony. Z jednej strony chcą pokoju, ale ich metody są makabryczne. Aby osiągnąć swój cel są gotowi wysadzić przedszkole lub metro pełne ludzi. Usprawiedliwiają swe czyny tym, ze wróg dokonuje podobnych zbrodni. Prawda jest taka, że wiele ofiar tej wojny zginęło przypadkiem, bo znaleźli się w teatrze działań. Tymczasem Rewolucja morduje rozmyślnie, nie zważając na straty w ludziach. Ich mową jest strach, a Dengo pojmuje to zdecydowanie zbyt późno.

Równie ciekawie przedstawiono wybitnie kruchy sojusz pomiędzy Marko a IV. W trakcie ich wędrówki poznajemy powody dla których Marko tak zaciekle pragnie być pacyfistą. Potrafi to przerazić czytelnika, bo widzi jak fałszywy miał dotąd obraz o tym człowieku. Niby dobroduszny gość, dezerter, który pragnie wolności i zakończenia wojny, a tak naprawdę jego ręce spływają rzeką krwi. Ciekawie wygląda to na tle historii IV, którą poznaliśmy w poprzednich tomach. Obaj mężczyźni mają z sobą wiele wspólnego, choć do głowy by im nie przyszło, aby to przyznać.


Na koniec zostawiłem wydarzenia, przedstawione na okładce tego albumu. Gwendolyn, mała Sophie, jej dorosła imienniczka, będąca siostrą Upartego, i Kłamliwa Kotka, docierają na rodzimą planetę Zaczajonej - Demimonde. Na ich przykładzie Hazel pokazuje nam czym jest poświęcenie oraz, jak głupio ludzie postrzegają to słowo. Nie widzą prawdziwego sensu tego słowa, albo raczej nie chcą dostrzegać go w szarej codzienności. Jak zauważa narratorka, najtrudniejszy zawsze jest pierwszy akt poświęcenia, bo jest niczym pierwszy klocek domina. Zawsze wywołuje łańcuch zdarzeń, nieraz tragiczny w swych konsekwencjach, ale pozwala osiągnąć cel. Niemniej to doświadczenie zawsze pozostanie już z nami, nie ważne jak bardzo byśmy chcieli je wymazać z pamięci.

"Saga" to fenomenalny manifest antywojenny. Pod otoczką mydlanej opery dziejącej się w fantazyjnym kosmosie, mamy rasowy dramat wojenny, powoli przechodzący w dramat psychologiczny. Narratorka ciągle zwraca uwagę czytelnika na skutki wojny, jej prawdziwe ofiary i ich faktyczne cierpienie. pokazuje jak rodzą się koszmary oraz umiera niewinność. Przedstawia obraz horroru wojny, dziejącego się za kurtyną bitew oraz medialnej propagandy. Bo własnie tym jest kwintesencja wojny, zaś pokój to tylko cisza przed burzą, jak mawiał w tym świecie pewien pisarz.