22 stycznia 2018

Lucky Luke #80: Ziemia obiecana

Przygody Lucky Luke'a nadal mają się dobrze i obecny zespół, co rusz wymyśla nowe perypetie dla naszego kowboja. Tym razem ponownie przyjdzie mu kogoś eskortować, z czego nawet sam bohater żartuje na wstępie tej opowieści, ale będzie to ktoś nowy. Bowiem Lucky Luke po raz pierwszy w swej karierze zetknie się z żydami, a konkretniej rodziną swojego przyjaciela Pechowego Jacka, która przybyła do Ameryki z terenów wschodniej Polski. Jak wiemy z kart historii, w XIX wieku nasz kraj był pod zaborami trzech europejskich potęg, zatem wielu polaków, tudzież żydów, musiało emigrować. Znaczna część schroniła się we Włoszech czy Francji, ale wielu emigrowało właśnie do Nowego Świata,pełnego możliwości. Zresztą nie oni jedni, bowiem w drugiej połowie XIX wieku do USA przybyło morze Irlandczyków, Niemców, Włochów czy Chińczyków, szukając swojego nowego miejsca na świecie. Jednak marzenia o dobrobycie szybko musiały zmierzyć się z brutalną rzeczywistością. Gdy dołożymy do tego rygorystyczną religię oraz kulturę, to otrzymamy ciekawy obraz ludzi przybyłych na dziki Zachód, którzy potrafili napsuć krwi nawet najcierpliwszemu kowbojowi na świecie.

Nasz bohater podejmuje się zadania eskortowania żydowskiej rodziny swego przyjaciela. Pechowy Jack nie może tego uczynić, gdyż właśnie nadarzyła mu się okazja wymazać niefartowny przydomek, a nie chce zostawiać swoich bliskich na pastwę Dzikiego Zachodu. Lucky Luke nie ma jednak pojęcia na co się porwał, bo największy zagrożeniem dla całej grupy okaże się... tradycja, która nieraz wpędzi grupę w kłopoty. Sporo tutaj gagów z udziałem rygorystycznych nakazów, jakie musieli przestrzegać żydzi, bo tak głosiła Tora. Zakaz spożywania konkretnych zwierząt, rytuały, obrządki religijne czy inne tradycje. Dziki Zachód to jednak złowrogie miejsce i ci, którzy chcą mu narzucić swoje zasady, zwykle marnie kończą. Nawet jeśli eskortuje ich słynny Lucky Luke.

Dużo mamy tutaj też nawiązań do wielu żydowskich przywar, odnoszących się głównie do żydów aszkenazyjskich, czyli tych pochodzących z Europy Środkowo-Wschodniej. Zatem wiele razy usłyszymy, że ta czy inna sławna osoba jest żydem, jak to żydzi wynaleźli to czy tamto, albo co wywodzi się z ich wielowiekowej tradycji. Oczywiście jeśli ktoś nie jest żydem to traci przychylność społeczności (i Boga), ale zawsze może się nawrócić. Nie zabrakło również całek kaskady gagów z Mosze, ojcem Pechowego Jacka, który jest rabinem i zawsze znajdzie wytłumaczenie w świętych księgach, odnośnie problemów, które spadają na jego rodzinę.


Ciekawie jest to przedstawione z prawem Dzikiego Zachodu, gdzie każdy dba o swój tyłek. Tutaj rozbój to codzienność, a unikalny slang traperów, kowbojów i poszukiwaczy złota, zderza się z żydowskimi obyczajami. Świetnie zostało to pokazane w kilku wypadkach (moje ulubione "Będziesz gryźć mlecze."), co potrafi doprowadzić czytelnika do łez. Dzięki temu komiks zachował ducha dawnej serii i nie czuć, że z tego świata odeszło dwoje ludzi, którzy go rozsławili. Również kreska, znów ołówka Achde, trzyma poziom klasyka, wielokrotnie odnosząc się do poruszanego w tej przygodzie tematu głównego, jak i ogólnej stylistyki serii. Dzięki temu duch Dzikiego Zachodu nie umarł i nadal kwitnie na spalonych słońcem kamienistych pustkowiach Ameryki.

"Ziemia obiecana" to bardzo dobry komiks, wiernie kontynuujący pracę Morrisa i Goscinnego. Liczę, że Achde pociągnie tą serią na takim poziomie i może znajdzie w przyszłości scenarzystę, który na stałe zastąpi Goscinnego. Jul, który pisał scenariusz do tego albumu, wydaje się być wyśmienitym kandydatem, bo zdaje się rozumieć w pełni istotę przygód Lucky Luke'a. Liczę w duchu, ze w najbliższych latach otrzymamy jeszcze kilka tak udanych przygód o naszym dzielnym, samotnym kowboju, który wraz z swoim wiernym rumakiem Jolly Jumperem i zwariowanym psem Rintinkanem, przeżyją jeszcze nie jedną, zwariowaną przygodę.