Po "Wojnie Robinów" oczekiwałem dość sporo. Znając wydarzenia z "Wieczni Batman i Robin #1" oraz serię "Wieczny Batman" i "Waga Superciężka" liczyłem na ciekawy pomost prowadzący do drugiego tomu "Wieczni Batman i Robin". Owszem, tam nie było mowy o niczym wybitnym czy powalającym, ale czytało się to przyjemnie, jedynie niekiedy natrafiając na nudne wstawki. Tym razem było inaczej, gdyż po ciekawym wstępie rozpoczęła się nuda i mocna przewidywalność i tak już za bardzo ogranych motywów. Nie na coś takiego czekałem, ale mimo to dotrwałem do końca i cóż...
Jeśli ktoś nie czytał wcześniej wymienionych komiksów, to sporo straci czytając "Wojnę Robinów". Nie dowie się czemu brakuje Bruce Wayne'a w postaci Batmana, kto go zastąpił, czym jest Trybunał Sów i tak dalej. Co prawda na wstępie mamy ogólny opis kilku najważniejszych postaci, ale i tak bez znajomości wcześniejszych epizodów będziemy tutaj mocno błądzić po omacku. Nie znaczy to, że nie połapiemy się w całej przygodzie czy nie dojdziemy do tego czemu tak a nie inaczej zaprojektowano zakończenie, skądinąd jak dla mnie rozczarowujące i nieco głupie. Serio, jak na organizację o charakterze globalnym, Trybunał Sów ma iście pogrzane, mało efektywne oraz wybitnie kosztowne pomysły. To, że właśnie ta organizacja stoi tutaj w ukryciu i jest prawdziwym przeciwnikiem wiemy już po spojrzeniu na okładkę, gdzie zaprezentowano ich maskę. Trzeba przyznać - przykuwa uwagę i to nawet totalnego laika nie ogarniającego uniwersum Batmana.
Czym jest Trybunał? Osobom nie siedzącym w temacie śpieszę z pobieżną informacją - to ogromna organizacja zrzeszająca najmożniejszych tego świata aby władali kluczowymi miastami na Ziemi, w tym oczywiście Gotham o które walczą z Batmanem i jego ludźmi. Formalnie Trybunał Sów uchodzi za miejską legendę, ale ci co na niego natrafili wiedzą, jak niebezpieczna jest to organizacja, posiadająca na swych usługach całe zastępy zabójców zwanych Szponami. Jednak patrząc na ich poczynania w tym albumie czasem zastanawiam się kto jest bardziej naiwny? Rozumiem, że ma być otoczka tajemnicy, pokaz siły i tak dalej, ale domyślając się prawdziwych zamiarów Trybunału, miałem wrażenie jakby goście nie za bardzo mieli pomysł na osiągniecie swego celu.
Sami Robini to tak naprawdę dwie grupy - banda dzieciaków z "R" na klacie oraz czwórka faktycznych pomocników Batmana - Dick Grayson będący potem herosem o kryptonimie Nightwing, Jason Todd obecnie urzędujący jako Red Hood i nie stroniący od przemocy, Tim Drake zwany Red Robin (ma skrzydła) i Damian Wayne, najmłodszy pomocnik Batmana i jego syn, o którego istnieniu wiele lat nie wiedział. Cała grupa, wraz z kilkoma innymi bohaterami została krótko opisana we wstępie do komiksu. Dzięki temu nieopierzony czytelnik nie jest rzucany od razu na głęboką wodę oraz mniej więcej orientuje się kto jest kim i dlaczego postępuje tak a nie inaczej. Co do dzieciaków uznających się za Robinów, to tutaj często dostajemy krótki opis postaci podczas pierwszego spotkania jej na kartach komiksu. Z całej gromadki najbardziej wyróżnia się jedna postać - Duke Thomas. To on zawiaduje grupą Robinów i próbuje nadać sens całej organizacji. Potem z "pomocą" przychodzą mu prawdziwi Robini i wtedy sprawy się komplikują.
Fabuła raczej nikogo nie zaskoczy. Jedne z samozwańczych Robinów przypadkiem podczas walki z rabusiem zabija policjanta. Ratusz wprowadza dające policji ogromne uprawnienia w łapaniu nieletnich. Gdy na scenę wkraczają oryginalni Robini, całe miasto zamienia się w pole bitwy. Z początku fabuła naprawdę potrafi zainteresować, jednak całość szybko przeradza się w pospolite mordobicie. Zatem jeśli ktoś lubi tego typu historie to zapewne poczuje się usatysfakcjonowany. W innym wypadku zwyczajnie znużony.
Od strony rysunku jest różnie, jak to zwykle bywa gdy nad całym zbiorem pracuje kilkunastu twórców. Jakby nie patrzeć mamy tutaj do czynienia z wydaniem zbiorczym, jednak wolałbym aby nad każdym zeszytem nie pracował inny zespół rysowników i kolorystów. W sumie mamy aż 20 rysowników co daje się mocno odczuć i z czasem meczy. Szczególnie jak okazuje się że dany rozdział jest "poszatkowany" gdyż jeden rysownik zajmował się rysunkami ana stronach 1,2 i 4 a kolejny na 3, 6 oraz 7, natomiast na koniec wciśnięto jeszcze kogoś kto uzupełnił luki. Owszem - może się to podobać, choć w moim wypadku tak nie było. Niemniej rysunek jest porządny w większości wypadków i cieszy oko. Kolorystyka zaś dobrze oddaje charakter całej serii o Batmanie i mimo że ten oryginalny tutaj nie występuje, a na pierwszym planie są jego pomocnicy oraz Trybunał Sów, to całość jest utrzymana w mrocznej, typowej dla tego bohatera, palecie kolorów.
Osobiście czuję się trochę zawiedziony po lekturze "Wojny Robinów". Ot, dobry akcyjniak nastawiony na nie małą rozpierduchę z ciekawym, choć nie powalającym na kolana, rysunkiem. Tak naprawdę z całego komiksu w pamieć pozostał mi jeden bohater - Duke Thomas. Ta postać starała się faktycznie coś więcej zdziałać, miała inny cel niż skopanie tyłków przeciwników oraz wprowadzała do całości ciekawy element obserwatora. W finale tego albumu również interesująco poprowadzono jego poczynania i chciałbym wiedzieć jak dalej potoczą się jego losy. W praktyce tylko dla Duka warto sięgnąć po ten album, bo cała reszta robi tutaj bardziej za scenografię.
Jeśli ktoś nie czytał wcześniej wymienionych komiksów, to sporo straci czytając "Wojnę Robinów". Nie dowie się czemu brakuje Bruce Wayne'a w postaci Batmana, kto go zastąpił, czym jest Trybunał Sów i tak dalej. Co prawda na wstępie mamy ogólny opis kilku najważniejszych postaci, ale i tak bez znajomości wcześniejszych epizodów będziemy tutaj mocno błądzić po omacku. Nie znaczy to, że nie połapiemy się w całej przygodzie czy nie dojdziemy do tego czemu tak a nie inaczej zaprojektowano zakończenie, skądinąd jak dla mnie rozczarowujące i nieco głupie. Serio, jak na organizację o charakterze globalnym, Trybunał Sów ma iście pogrzane, mało efektywne oraz wybitnie kosztowne pomysły. To, że właśnie ta organizacja stoi tutaj w ukryciu i jest prawdziwym przeciwnikiem wiemy już po spojrzeniu na okładkę, gdzie zaprezentowano ich maskę. Trzeba przyznać - przykuwa uwagę i to nawet totalnego laika nie ogarniającego uniwersum Batmana.
Czym jest Trybunał? Osobom nie siedzącym w temacie śpieszę z pobieżną informacją - to ogromna organizacja zrzeszająca najmożniejszych tego świata aby władali kluczowymi miastami na Ziemi, w tym oczywiście Gotham o które walczą z Batmanem i jego ludźmi. Formalnie Trybunał Sów uchodzi za miejską legendę, ale ci co na niego natrafili wiedzą, jak niebezpieczna jest to organizacja, posiadająca na swych usługach całe zastępy zabójców zwanych Szponami. Jednak patrząc na ich poczynania w tym albumie czasem zastanawiam się kto jest bardziej naiwny? Rozumiem, że ma być otoczka tajemnicy, pokaz siły i tak dalej, ale domyślając się prawdziwych zamiarów Trybunału, miałem wrażenie jakby goście nie za bardzo mieli pomysł na osiągniecie swego celu.
Sami Robini to tak naprawdę dwie grupy - banda dzieciaków z "R" na klacie oraz czwórka faktycznych pomocników Batmana - Dick Grayson będący potem herosem o kryptonimie Nightwing, Jason Todd obecnie urzędujący jako Red Hood i nie stroniący od przemocy, Tim Drake zwany Red Robin (ma skrzydła) i Damian Wayne, najmłodszy pomocnik Batmana i jego syn, o którego istnieniu wiele lat nie wiedział. Cała grupa, wraz z kilkoma innymi bohaterami została krótko opisana we wstępie do komiksu. Dzięki temu nieopierzony czytelnik nie jest rzucany od razu na głęboką wodę oraz mniej więcej orientuje się kto jest kim i dlaczego postępuje tak a nie inaczej. Co do dzieciaków uznających się za Robinów, to tutaj często dostajemy krótki opis postaci podczas pierwszego spotkania jej na kartach komiksu. Z całej gromadki najbardziej wyróżnia się jedna postać - Duke Thomas. To on zawiaduje grupą Robinów i próbuje nadać sens całej organizacji. Potem z "pomocą" przychodzą mu prawdziwi Robini i wtedy sprawy się komplikują.
Fabuła raczej nikogo nie zaskoczy. Jedne z samozwańczych Robinów przypadkiem podczas walki z rabusiem zabija policjanta. Ratusz wprowadza dające policji ogromne uprawnienia w łapaniu nieletnich. Gdy na scenę wkraczają oryginalni Robini, całe miasto zamienia się w pole bitwy. Z początku fabuła naprawdę potrafi zainteresować, jednak całość szybko przeradza się w pospolite mordobicie. Zatem jeśli ktoś lubi tego typu historie to zapewne poczuje się usatysfakcjonowany. W innym wypadku zwyczajnie znużony.
Od strony rysunku jest różnie, jak to zwykle bywa gdy nad całym zbiorem pracuje kilkunastu twórców. Jakby nie patrzeć mamy tutaj do czynienia z wydaniem zbiorczym, jednak wolałbym aby nad każdym zeszytem nie pracował inny zespół rysowników i kolorystów. W sumie mamy aż 20 rysowników co daje się mocno odczuć i z czasem meczy. Szczególnie jak okazuje się że dany rozdział jest "poszatkowany" gdyż jeden rysownik zajmował się rysunkami ana stronach 1,2 i 4 a kolejny na 3, 6 oraz 7, natomiast na koniec wciśnięto jeszcze kogoś kto uzupełnił luki. Owszem - może się to podobać, choć w moim wypadku tak nie było. Niemniej rysunek jest porządny w większości wypadków i cieszy oko. Kolorystyka zaś dobrze oddaje charakter całej serii o Batmanie i mimo że ten oryginalny tutaj nie występuje, a na pierwszym planie są jego pomocnicy oraz Trybunał Sów, to całość jest utrzymana w mrocznej, typowej dla tego bohatera, palecie kolorów.
Osobiście czuję się trochę zawiedziony po lekturze "Wojny Robinów". Ot, dobry akcyjniak nastawiony na nie małą rozpierduchę z ciekawym, choć nie powalającym na kolana, rysunkiem. Tak naprawdę z całego komiksu w pamieć pozostał mi jeden bohater - Duke Thomas. Ta postać starała się faktycznie coś więcej zdziałać, miała inny cel niż skopanie tyłków przeciwników oraz wprowadzała do całości ciekawy element obserwatora. W finale tego albumu również interesująco poprowadzono jego poczynania i chciałbym wiedzieć jak dalej potoczą się jego losy. W praktyce tylko dla Duka warto sięgnąć po ten album, bo cała reszta robi tutaj bardziej za scenografię.