Nowe przygody Kajka i Kokosza weszły do naszych sklepów z zasłużoną pompą. Przygody dwóch Słowian, którzy dzielnie stawali okoniem piratom i Zbójcerzom, tym razem zostały nam dane w zupełnie nowej odsłonie. Obłęd Hegemona zawiera cztery osobne przygody, w tym na początku tytułową, która najbardziej oddaje charakter stylu Christy. Jednak wyraźnie widać zmiany w kresce, co niekoniecznie każdemu może się spodobać. Z drugiej strony scenariusz, jak i sama czcionka czy forma dymków, są wierną kontynuacja oryginału. Zatem mamy tu masę dwuznacznego i sytuacyjnego humoru, zbierających baty Zbójcerzy, poczciwego Łamignata rabującego bogatych czy wesołego smoka Milusia, który panicznie boi się małych zwierząt.
Pierwsza historia to tytułowy Obłęd Hegemona i jest najlepsza z całego zestawienia. Do tego najwierniejsza oryginałowi, zaś sam rysunek mimo że inny, ma ogrom nawiązań do prac Janusza Christy. Zbójcerze wracają do swej warowni po kolejnej bit... to znaczy srogim laniu, Kapral chcąc pocieszyć swego wodza rozkazuje Zbójcerzom aby zaśpiewali pieśń na cześć Hegemona, jednak to sprawia, że ten wpada w szał i zaczyna wszystko niszczyć. Gdy w końcu udaje im się "zaprowadzić" swego przywódce do warowni, ten nagle zmienia się nie do poznania. Jest miły, uprzejmy i łagodny. Kapral chcąc pomóc swemu przywódcy zabiera go do klasztoru braci Terapeutynów, co owocuje niecodziennymi wydarzeniami.
Opowieść ma tylko jeden mankament - jest krótka. Można by ją choć trochę rozbudować kosztem pominięcia jednej z środkowych opowiastek, gdyż perypetie Kaprala i Hegemona są bajecznie śmieszne. Niby mamy kilka powtórek z przeszłości, ale tutaj są podane w zupełnie innej oprawie, dzięki czemu smakują inaczej. Historyjka jest też napakowana specyficznym humorem oraz grą słów, potrafiącą rozbawić czytelnika do łez. Do tego sama kreska w pełni oddaje hołd dziedzictwu Janusza Christy, co powinno ucieszyć najbardziej zagorzałych fanów serii.
Druga opowieść od strony graficznej kompletnie nie pasuje, w mojej opinii, do kanonu serii. Czytając ją ciągle nasuwały mi się obrazy współczesnych bajek gdzie postacie są tak giętkie jakby nie posiadały kości. Historia też szczególnie mnie nie urzekła, choć nie była zła i kilka razy zaśmiałem się pod nosem. Miluś, czyli smok Kajka i Kokosza, postanawia na swój sposób "pomóc" w codziennych pracach mieszkańcom grodu Kasztelana Mirmiła. Spotyka się to oczywiście z ich sprzeciwem i wywalają smoka do lasu, aby tam się wybawił podczas gdy inni pracują. Owocuje to niecodziennym spotkaniem Milusia z kłusownikami, co kończy się dość ciekawie. Ogólnie całość wypada dobrze, choć niekoniecznie każdego przekona do siebie. Głównie z powodu kreski, jednak jak wspominałem wcześniej, fabularnie też nie jest to coś bardzo wysokich lotów. Ot taki przerywnik, podczas którego możemy się zaśmiać kilka razy.
Trzecia historyjka kompletnie mi nie podeszła. Opowiada losy gdy gdy nasi tytułowi bohaterowie byli mali. Czytelnik poznaje tutaj genezę zawiązania się przyjaźni pomiędzy głównymi bohaterami oraz ich pierwsze spotkanie z przywódcą Zbójcerzy. Całość jako tako trzyma się sensu, do tego ma naprawdę ciekawe zakończenie, jednak w ogólnym rozrachunku nie przykuła mojej uwagi na dłużej. Topornie mi się go czytało, w czym nie pomagała mi też udziwniona kreska, absolutnie nie pasująca do kanonu serii. Być może za bardzo się czepiam, bo wiele serii kontynuowanych przez nowych autorów, stosuje taki zabieg, jednak w tym wypadku absolutnie mi to nie pasuje. Przynajmniej nie w takim wydaniu.
Ostatnia opowieść dotyczy Łamignata i jest ona równie genialnie wykonana jak pierwsza. Tu mamy właśnie rewelacyjne zastosowanie nowej szaty graficznej z starym stylem serii. Co prawda nie każdemu spodoba się nowy wizerunek słynnego zbója, jednak ten nadal zachował pełnię swego ducha, którego czytelnicy Christy tak dobrze znają. Otóż Łamignat dowiaduje się, że jego fach zaczyna wymierać, gdyż młodzi nie chcą zbójować. Za namową żony zakłada on szkołę dla młodych zbójów, którym wpaja zasady swego fachu, co spotyka się z ciekawą kompilacją wpadek oraz omyłek. Historyjka jest napompowana taką ilością gagów, że czytelnik potrafi podczas jej lektury nieprzerwanie rechotać ze śmiechu, przy czym stale czuć ducha zrodzonego z kanonu Christy. Dzięki temu mimo totalnie odmiennej kreski, kompletnie nie czujemy że mamy do czynienia z nowym Łamignatem i jego ciekawym podejściem do życia.
Najnowszy album Kajka i Kokosza wzbudził we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony mamy tutaj zachowanego ducha oryginału, szczególnie w pierwszej i ostatniej historyjce, z drugiej eksperymentowanie z kreską, nie zawsze wyszło na dobre. Widać to najbardziej w środkowych opowieściach, które niestety wypadły najsłabiej i daleko im do tego co wykreował Janusz Christa. Niemniej czuję się usatysfakcjonowany lekturą najnowszego albumu przygód wojów kasztelana Mirmiła i szczerze wierzę, że ich nowe przygody będą godną kontynuacją starej serii.
Ocena - 7,5/10
Opowieść ma tylko jeden mankament - jest krótka. Można by ją choć trochę rozbudować kosztem pominięcia jednej z środkowych opowiastek, gdyż perypetie Kaprala i Hegemona są bajecznie śmieszne. Niby mamy kilka powtórek z przeszłości, ale tutaj są podane w zupełnie innej oprawie, dzięki czemu smakują inaczej. Historyjka jest też napakowana specyficznym humorem oraz grą słów, potrafiącą rozbawić czytelnika do łez. Do tego sama kreska w pełni oddaje hołd dziedzictwu Janusza Christy, co powinno ucieszyć najbardziej zagorzałych fanów serii.
Druga opowieść od strony graficznej kompletnie nie pasuje, w mojej opinii, do kanonu serii. Czytając ją ciągle nasuwały mi się obrazy współczesnych bajek gdzie postacie są tak giętkie jakby nie posiadały kości. Historia też szczególnie mnie nie urzekła, choć nie była zła i kilka razy zaśmiałem się pod nosem. Miluś, czyli smok Kajka i Kokosza, postanawia na swój sposób "pomóc" w codziennych pracach mieszkańcom grodu Kasztelana Mirmiła. Spotyka się to oczywiście z ich sprzeciwem i wywalają smoka do lasu, aby tam się wybawił podczas gdy inni pracują. Owocuje to niecodziennym spotkaniem Milusia z kłusownikami, co kończy się dość ciekawie. Ogólnie całość wypada dobrze, choć niekoniecznie każdego przekona do siebie. Głównie z powodu kreski, jednak jak wspominałem wcześniej, fabularnie też nie jest to coś bardzo wysokich lotów. Ot taki przerywnik, podczas którego możemy się zaśmiać kilka razy.
Ostatnia opowieść dotyczy Łamignata i jest ona równie genialnie wykonana jak pierwsza. Tu mamy właśnie rewelacyjne zastosowanie nowej szaty graficznej z starym stylem serii. Co prawda nie każdemu spodoba się nowy wizerunek słynnego zbója, jednak ten nadal zachował pełnię swego ducha, którego czytelnicy Christy tak dobrze znają. Otóż Łamignat dowiaduje się, że jego fach zaczyna wymierać, gdyż młodzi nie chcą zbójować. Za namową żony zakłada on szkołę dla młodych zbójów, którym wpaja zasady swego fachu, co spotyka się z ciekawą kompilacją wpadek oraz omyłek. Historyjka jest napompowana taką ilością gagów, że czytelnik potrafi podczas jej lektury nieprzerwanie rechotać ze śmiechu, przy czym stale czuć ducha zrodzonego z kanonu Christy. Dzięki temu mimo totalnie odmiennej kreski, kompletnie nie czujemy że mamy do czynienia z nowym Łamignatem i jego ciekawym podejściem do życia.
Najnowszy album Kajka i Kokosza wzbudził we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony mamy tutaj zachowanego ducha oryginału, szczególnie w pierwszej i ostatniej historyjce, z drugiej eksperymentowanie z kreską, nie zawsze wyszło na dobre. Widać to najbardziej w środkowych opowieściach, które niestety wypadły najsłabiej i daleko im do tego co wykreował Janusz Christa. Niemniej czuję się usatysfakcjonowany lekturą najnowszego albumu przygód wojów kasztelana Mirmiła i szczerze wierzę, że ich nowe przygody będą godną kontynuacją starej serii.
Ocena - 7,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz