10 sierpnia 2016

Batman: Mroczny Rycerz Kontratakuje

Nie należę do osób, które uwielbiają rysunek Franka Millera, choć ubóstwiam komiksowe wydanie Sin City, mocno zostawiające w tyle obie ekranizacje filmowe. Z drugiej strony Batman to jeden z moich ulubionych superbohaterów okresu dzieciństwa. Serial o Człowieku-Nietoperzu lecący ongiś na Polsacie nagrywałem odcinek po odcinku na kasetach VHS i po dziś go ciepło wspominam. Potem pojawił się Batman Beyond, u nas noszący tytuł Batman: 20 lat później, opowiadający o czasach gdy Bruce Wayne był już sędziwym starcem. Sięgając po Batman: Mroczny Rycerz Kontratakuje miałem trochę mieszane odczucia względem historii jaką przyjdzie mi przeczytać. Z jednej strony wielki autor, z drugiej próba stworzenia Mrocznego Rycerza na wzór mściwego, wyjątkowo brutalnego, człowieka. Jakoś nie do końca mi to pasowało, gdyż nawet dziś większość filmów i komiksów pokazuje tą postać jako hardą, ale twardo trzymającą się zasad odnośnie przemocy. Niemniej, szybko się okazało, że większość moich obaw była bezzasadna. 

Mroczny Rycerz Kontratakuje to drugi tom zbiorczy, którego fabula rozgrywa się po wydarzeniach opisanych w Powrocie Mrocznego Rycerza. Bruce Wayne jest już sędziwy, superbohaterowie niemal doszczętnie zniknęli z życia publicznego, zaś rząd wije się w swoich skorumpowanych mackach. Tymczasem po rzekomej śmierci Batmana, Gotham powoli zaczyna ogarniać chaos. Jednak Mroczny Rycerz nie spoczywa na laurach i zamiast przejść na emeryturę szkoli rekrutów tworzących jego prywatną armię sprawiedliwości, próbując wydostać z niewoli innych metaludzi. Niestety nie wszyscy są z nim, gdyż część osób, jak Superman, postanawia współpracować z władzą, licząc na cud. Gdy świat popada w szaleństwo Batman postanawia się ujawnić i go uleczyć, na swój sposób.

Fabula jest podzielona na trzy księgi, co znacząco ułatwia odbiór jej całokształtu oraz udanie stopniuje napięcie. Scenariusz jest naprawdę ciekawy i o wiele dojrzalszy od stereotypowego podejścia do postaci z uniwersum Ligi Sprawiedliwych. Nie ma tutaj miejsca na sentymenty, delikatność czy szlachetną walkę. Świat jest brudny oraz bardzo brutalny, dlatego nietoperz
postanawia wytoczyć przeciwko niemu i jego sługusom najcięższe działa. Co prawda nadal potrafi prawić morały, które mają sens, jednak to nie ten sam Batman jakiego znamy z telewizji. Jest wyrachowany do szpiku kości, bezwzględny oraz nie stroni od przemocy. A do tego potrafi zabić, choć nadal stara się tego nie czynić, o ile jest na to szansa.

Interesującą, a zarazem mocno frapującą czytelnika, postacią jest tajemniczy osobnik próbujący naśladować Jokera. Tamten zginął lata temu, jednak jego następca mocno odbiega od wizerunku legendarnego przestępcy. sam nie wie kim tak naprawdę jest, szuka swego miejsca w tym zbrodniczym świecie, zabijając przy tym osoby bliskie Batmanowi. Na każdym kroku słyszy że jest podróbą morderczego klauna, z czym nieraz sam się zgadza, określając się jako Nie-Joker, mimo że na każdym kroku stara się do niego upodobnić. Koło jego osoby występuje drugi wielki antagonista Ligi Sprawiedliwych, w szczególności zaś samego Supermana, czyli Brainiac współpracujący z Lexem Luthorem. Jego działania są zakrojone na dość szeroką skalę, choć podczas lektury miałem wrażenie, że cały ten konflikt obserwuję już po raz tysięczny. Znów Człowiek ze Stali i Królowa Amazonek stają przeciw swym zaciekłym wrogom i obie strony robią niemal to samo co w przeszłości. Tym ciekawiej na ich tle wypada sędziwy Batman, którego kodeks moralny oraz metody walki z przestępcami uległy niejako radykalizacji, choć nie do tego stopnia aby kazał swoim uczniom zabijać bandytów czy ich pionki.

Tym razem prawą ręką Mrocznego Rycerza nie jest jeden z Robinów, a Catwoman, w osobie Caroline Keene Kelley. W mojej opinii to najciekawsza postać w całym albumie. Jednocześnie twarda na zewnątrz, ale czuła i wrażliwa w środku. Jest godnym następcą Bruce'a, przedłużeniem jego woli i stara się działać jak "stary" Batman, unikając za wszelką cenę niepotrzebnego krzywdzenia ludzi. Oprócz niej występuje jeszcze kilku herosów, np. Profesor Palmer czy Zielona Latarnia, mających spory wkład w akcję opowiadanej tutaj historii.

To co jednak spowodowało, że Mroczny Rycerz Kontratakuje było dla mnie jednorazową lekturą to kreska oraz wydarzenia dziejące się wokół Wonder Women i Supermena. W pierwszym wypadku zwyczajnie nie urzekła mnie warstwa artystyczna Millera. Owszem, jest to jego unikalny styl, który bardzo przypadł mi do gustu w Sin City, jednak tutaj zwyczajnie mi nie pasuje, a przynajmniej nie przy każdej postaci. Szczególnie żeńskie charaktery, z Dianą na czele, za często przypominały mi kulturystki na sterydach z dziwnym makijażem na twarzy. Zapewne przyczyniła się do tego wizja tych bohaterów pokazywana w animacjach i serialach, gdzie większość postaci jest aż nazbyt wymuskana, jednak pójście za bardzo w drugą stronę też jakoś nie pomogło. Niemniej fani twórczości Millera powinni być zadowoleni, gdyż autor włożył w ten album ogrom wysiłku i od razu widać, że to jego dzieło. Drugim mankamentem był wspomniany wcześniej, rys dwóch superbohaterów. Kompletnie nie urzekła mnie historia Supermana, a wtórująca mu Diana jest poniekąd wręcz nudna z powodu przewidywalności swoich zachowań. Sprawę ratuje w jakimś stopniu Lara, córka Supermana, wprowadzająca od drugiego rozdziału trochę świeżości w konflikt pomiędzy jej ojcem a Brainiac'iem.

Batman: Mroczny Rycerz Kontratakuje to naprawdę dobry komiks, szczególnie od strony fabularnej. Co prawda wątek pana z wielkim S na klacie jest dość sztampowy, ale to tylko część historii. Na szczęście antagoniści nie są tutaj bezrozumnymi istotami i potrafią narobić prawdziwego bałaganu mordując niewinnych ludzi aby tylko osiągnąć cel. To też poprawia odbiór całości, bo opisany w komiksie konflikt wygląda o wiele realniej od tego co znamy z serialowych historyjek o Lidze Sprawiedliwych. Fani Franka Millera z pewnością będą w siódmym niebie, zaś miłośnicy Batmana również powinni czuć się usatysfakcjonowani. Dla mnie była to lektura na raz, ale nie żałuję czasu jaki nad nią spędziłem. Z pewnością będą ją miło wspominać wracając do serialu z lat 90-tych poprzedniego stulecia, który pozostanie dla mnie kwintesencją opowieści o obrońcy Gotham City.

Ocena - 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz