Na dźwięk słowa "Walentynki" bardzo
często otwiera się burzliwa dyskusja. Jedni są ich zagorzałymi zwolennikami, przeciwnicy grzmią, że to pogańskie święto, nie
mające nic wspólnego z chrześcijaństwem, a jeszcze inni stwierdzają że to
obraza dla stylu życia singli. Słowem – zawsze jest głośno i niekoniecznie
"różowo". Jak zatem zdefiniować Walentynki? Cóż, osobiście wydaje mi się,
że zadane pytanie powinno brzmieć raczej "Czym różnią się współczesne
Walentynki od tych z przeszłości?". A ta jest odległa bo sięga połowy III
wieku naszej ery, czyli czasów Imperium Rzymskiego. Historia, i owijająca się
wokoło niej legenda, rzymskiego biskupa Walentego, później uznanego za świętego
i patrona młodych małżeństw i zakochanych, jest krótka, ale ciekawa. Tak samo
jak współczesne dwie twarze święta, obchodzonego ku jego pamięci.
Legenda rzymskiego biskupa
Niewiele jest źródeł historycznych przytaczających tą postać, do tego sporo z nich nie nazywa Walentego wprost z imienia, więc badacze sugerują się tutaj datami i opisanymi wydarzeniami. Wiadomo na pewno, że został dwukrotnie wymieniony w Martyrologium Rzymskim (księga liturgiczna, zawierająca spis męczenników kościoła chrześcijańskiego) gdzie wspomina się o dwóch najistotniejszych dla tej postaci sprawach. Był biskupem Terni (miasta niedaleko Rzymu) oraz zginął śmiercią męczeńską z rozkazu cesarza Klaudiusza II Gockiego, za sprzeciwienie się jego rozkazowi. W tym miejscu właśnie rodzi się legenda świętego Walentego, patrona zakochanych. Krótka, ale za to treściwa.
Otóż cesarz Klaudiusz II był
zdania, że młody legionista nie powinien mieć żony i dzieci,
póki jest na służbie, gdyż dzięki temu zacieklej walczy. Nie ma nic do
stracenia, nie tęskni za domem i jest bardziej oddany swej służbie dla Imperium. Dlatego cesarz wydał dekret zakazujący młodym mężczyznom, w wieku
poboru (18-36 lat lub 37 wedle innych źródeł) wchodzić w związki małżeńskie.
Spotkało się to oczywiście z protestem legionistów i tutaj pojawia się biskup z Terni, który
sprzeciwił się rozkazowi i udzielał ślubów młodym legionistom z ich wybrankami.
Cesarz kazał pojmać i uwięzić krnąbrnego biskupa. W lochach Walenty zakochał
się z wzajemnością w niewidomej, ale za to bardzo czułej, córce strażnika
więziennego, która pomagała ojcu w pracy. Kochankowie nie bardzo kryli się ze
swoimi uczuciami, a że ich miłość była szczera, dziewczyna odzyskała wzrok. To
rozgniewało cesarza, więc rozkazał skrócić o głowę krnąbrnego biskupa. Egzekucji
dokonano 14 lutego 269 roku (prawdopodobnie, data podana z źródeł V wieku),
jednak nim to nastąpiło Walenty zdążył napisać do swej ukochanej pożegnalny
list miłosny, który ponoć podpisał "Od Twojego Walentego".
Tak brzmi legenda, a jak wiadomo
w każdej legendzie jest kawałek prawdy. Walenty dość szybko stał się symbolem
młodych i zakochanych, dlatego w średniowieczu, chętnie go wspominano. Po
kanonizacji ustalono ku jego pamięci święto, zwane później Świętem Świętego
Walentego. Same "Walentynki" miały charakter wysyłania sobie listów,
co wiadomo było praktykowane głównie przez stan zamożny i wykształcony.
Chłopstwo, jako w większości nie piśmienne, ograniczało się do miłosnych
podchodów oraz drobnych podarków. Bardzo szybko dzięki wierzeniom ludowym oraz
lokalnemu folklorowi, rzymski biskup stał się protektorem młodych i wierzono, że za jego wstawiennictwem można uniknąć wszelkich chorób. Kult ten utrzymał się niemal do końca średniowiecza, ale potem
zaczął przygasać. Na nowo rozsławił go w Europie, brytyjski pisarz Walter
Scott, który interesował się kulturą i folklorem chłopskim (głównie szkockim)
oraz historią i stąd czerpał inspirację do swych powieści. To dzięki niemu
powstała tak naprawdę współczesna moda na pisanie listów walentynkowych, co przetrwało,
choć w mocno zmienionej formie, po dziś.
Walentynki spod znaku serduszka i dolara
Brytyjczycy, przynajmniej w sporej części, przypisują sobie prawo do dzisiejszego wizerunku Walentynek. Oczywiście Stany Zjednoczone i ich nienasycony rynek nie mógł przejść obojętnie koło złotej gęsi, szczególnie jeśli jej temat był tak chwytliwy i wręcz ściskający za serce. Co roku nasz rynek zalewa fala "amerykańskiego badziewia" wyprodukowanego najczęściej w Chinach. Karteczki, serduszka, pluszaki, poduchy, słodycze i czego tylko konsumpcyjna dusza zapragnie. Wszystko to oblane solidną porcją filmów romantycznych, które z roku na rok są coraz bardziej wtórne i daleko im do tego co prezentowały jeszcze w latach 90-tych XX wieku.
To właśnie wtedy Walentynki, a
raczej ich zamerykanizowane oblicze dotarło do kraju nad Wisłą. Jednak
początkowy szał na czerwone serduszka na srebrnym łańcuszku czy trzymane przez
szarego misia z łatką na główce, nie zniszczył romantycznej polskiej duszy.
Mimo że kochamy wojaczkę, huczne zabawy i komedie, to słowiańska natura bierze
u nas górę, dzięki czemu co roku wysyłamy sobie 14 lutego listy, tradycyjne lub
elektroniczne, chodzimy na wieczorne randki i czy spacery w świetle księżyca,
oczywiście jeśli pogoda pozwala. Nie daliśmy się zalać nadmiarem sztucznej
słodkości, choć niektórzy chcą ją na siłę wcisnąć. Jest tak dlatego, że
Polska to wyjątkowy kraj chrześcijański, w którym ta religia zasymilowała się z
kulturą słowiańską, zamiast ją tępić. Choć oczywiście były wyjątki. To dlatego
Polacy są tak silnie związani z wiarą chrześcijańską, co pokazują karty
historii, i dzięki temu wszystkiemu Walentynki mają się u nas całkiem dobrze.
Niektórzy porównują to, obecnie niemal już w pełni komercyjne święto, do
słowiańskiego święta Nocy Kupały, jednak jest to błędna teza. Mimo że oba kulty
mają w kilku miejscach podobny wydźwięk to Noc Kupały w kościele katolickim
jest obchodzona jako Noc Świętojańska, inaczej Święto Świętego Jana. Jednak o
tym napiszę kiedy indziej.
Siła listu miłosnego
Walentynki to nie tylko święto młodych, ale ludzi zakochanych, niezależnie od wieku. Jeśli masz kogoś bliskiego twojemu sercu, napisz list, wyślij lub przeczytaj osobiście, zabierz tą osobę na spacer lub gdzieś gdzie lubicie spędzać czas i cieszcie się sobą. Są różne formy spędzania Walentynek, w zależności od wieku oraz okoliczności. Jedni idą do kina, inni do restauracji, a jeszcze inni wolą spędzić ten dzień w łóżku, oczywiście aktywnie. Sensem oraz duszą tego święta jest zwykła czułość. To ona sprawia, że potrafimy kochać i tak jak biskup Walenty łamać zasady w imię miłości, nawet za cenę życia.
Bo czy jest coś silniejszego od
bezwarunkowej miłości? Niech każdy odpowie sobie sam na to pytanie, bo dla mnie
odpowiedź jest oczywista jak gwiazdy.