Im dalej tym bardziej mrocznie i tajemniczo. Tak najlepiej można opisać czwarty tom przygód Czaroliny. Już w poprzednim otrzymaliśmy kilka zaskakujących odpowiedzi, ale tym razem jest ich ogrom i to od pierwszej strony. W końcu poznajemy historię narodzin tytułowej bohaterki, sekret Meroda czy... nowego ucznia na wyspie. I ta ostatnia osoba okaże się być elementem w układance, który zdradzi wiele sekretów tego miejsca. Naprawdę wiele.
Na początku profesor Balzar tłumaczy swym sekret narodzin Czaroliny, dlaczego jej matka o niczym nie wie oraz budzi dziewczynę z zaklętego snu. Wtedy ta powoli zaczyna odkrywać kolejne kawałki układanki opisującej jej przeszłość. Głównie dzieciństwo i okres przed adopcją. Wtedy na scenę wkracza Charlie, nowy uczeń profesora, który cierpi jednak na pewien defekt - nie widzi stworzeń magicznych. Owszem, chłopak ma łeb na karku i potrafi szybko się uczyć, jednak nie wyczuwa magii, a to problem.
Co jednak ważniejsze, to właśnie Charlie jest kluczem do tego, aby czytelnik rozwiązał zagadkę wyspy. Jest to trudne, choć nie niewykonalne. Mimo wszystko finalna strona potrafi zaskoczyć pozostawiając nas z kolejną serią pytań. Tak, w tym albumie sporo się wyjaśnia, jednak dostajemy nowy bagaż zagadek. Poważnych zagadek, na których rozwiązanie przyjdzie nam trochę poczekać. Ciężko też wyrokować jak dalej potoczy się fabuła, bo możliwości jest kilka. Dzięki właśnie takim zagrywkom nadal wyczekuję niecierpliwie kolejnych tomów przygód o Czarolinie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz