4 października 2022

Locke and Key #3: Korona cieni

Ileż emocji było w tym albumie. Wiem, brzmi to dość oklepanie, ale naprawdę to co napisał Joe Hill, a zilustrował Garbriel Rodriguez, powinno znaleźć się na półce każdego miłośnika horroru. Takiego solidnego, klasycznego, gdzie klimat jest budowany przez tajemnicę oraz cienie, bez niepotrzebnego rozlewu krwi. Trzeci album Locke and Key narobił mi strasznego apetytu na resztę serii, która liczy sześć tomów plus siódmy opisujący osobną przygodę. I już spieszę z wyjaśnieniem dlaczego tak się stało :)

Znów poznajemy działanie trzech nowych kluczy, w tym Klucza Cieni, który jest widoczny na okładce. Sceny z nim związane wyglądają obłędnie, a sam klucz jest naprawdę interesujący. Równie potężny co Klucz Głowy pozwalający dosłownie zajrzeć pod czaszkę i tam namieszać. Fabuła skupia się jednak na zagadkach z przeszłości, które kładą się długimi cieniami na obecnych wydarzeniach. Zatem mrok dominuje w tym albumie, choć w różnym odniesieniu. Tytułowa korona pojawia się dość późno, jednak poprzedza ją fala ciekawych konfrontacji.

Po pierwsze dostajemy starcie głównego antagonisty z jedną jego niedawnych "marionetek", czyli człowiekiem odpowiedzialnym za śmierć ojca rodziny Locke. To doprowadza do interesującego zwrotu akcji i równie ciekawych konsekwencji tego wydarzenia. Od tego momentu atmosfera się zagęszcza, bowiem Kim Locke, pozbawiona (dosłownie) emocji strachu oraz smutku, stara się dociec prawdy o wydarzeniach z końca lat 80tych poprzedniego stulecia. Szczególnie, że łączą się one ze śmiercią jej ojca oraz niedawną śmiercią sędziwego nauczyciela z jej szkoły. Jednak z czasem cienie stają się coraz mroczniejsze, a co gorsza istnieje sposób, aby je wykorzystać w zupełnie inny sposób.

Intryga jest poprowadzona genialnie i mój apetyt na resztę serii bardzo wzrósł. W międzyczasie obejrzałem trailer filmowej adaptacji serii i zrodziły się we mnie pewne obawy. Czy serial da radę utrzymać posępny, mocny oraz miejscami przerażający klimat komiksów? Zarówno rysunki jak i scenariusz płynnie łączą się w jedną całość, dając odbiorcy rasowy horror. Nie pospolity slasher czy monster story, a wykwintną , świetnie doprawioną i trzymającą w napięciu opowieść grozy. Nie jestem pewien, czy serial da radę powtórzyć ten manewr i nie chodzi mi tutaj o rozbieżności fabularne, a sam klimat. Komiksy wręcz od niego kipią i już tylko dla tego elementu warto po nie sięgnąć.

"Locke and Key" urzekł mnie od pierwszych stron, ale im głębiej wchodzę w tą opowieść, tym mój apetyt rośnie. Obecnie mam tytaniczne oczekiwania względem finału i mam szczerą nadzieję, że nie przesadzę w tym aspekcie. Żałuję tylko tego, że tak późno zabrałem się za tą serię, choć z drugiej strony mam sposobność przeczytania od razu całości. Bowiem jakbym miał czekać pół roku lub rok na kolejny tom, to bym zwyczajnie oszalał. Zatem trwaj przygodo i porwij mnie do świata kluczy, otwierając kolejne drzwi, za którymi czają się cienie.

Materiał powstał przy współpracy z wydawnictwem Taurus Media.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz