Mimo zmęczenia wątkiem z Batman Metal i kilkoma innymi eventami, ten tom czytało mi się naprawdę dobrze. Choć rozwalają mnie nazwy niektórych przeciwników - np. Eradicator (choć trafiałem znacznie dziwniejsze lub zwyczajnie głupie) - to przy szóstym tomie Ligi Sprawiedliwości miło spędziłem czas. Głównie dlatego, że były tutaj historie rodem ze starej dobrej Ligii bez zbędnych udziwnień.
Album skupia się głównie na androidzie imieniem Eradicator, będący pozostałością technologii Kryptończyków. Ogólnie jego zadanie jest proste - zapewnić przetrwanie rasy Kryptona przy okazji ją udoskonalając. W tym celu wykorzystał materiał biologiczny Daxamijczyków tworząc oddział zwany Legionem Rozpoznawczym. Dalej mamy już dobrze znany scenariusz, ale przyzwoicie napisany. Przeciwnik ląduje na Ziemi, Liga Sprawiedliwości najpierw dostaje wpiernicz, co jest wytłumaczone sensownie, a potem klepie po gębie złoli. I to również jest sensownie wytłumaczone oraz rozegrane. Co jednak ważniejsze nie kończy to problemów Ligi i całego tematu, a na deser tym razem nie rozpirzyli żadnego miasta czy lokacji na naszej ukochanej planecie. No przynajmniej nie taką skalę jak robią to zazwyczaj.
Okładka tego albumu nawiązuje jednak do historii zamieszczonej później i nie związanej bezpośrednio z Eradicatorem. Chodzi o boga zemsty Spectre uwiezionego w ciele pewnego śmiertelnika. Ten ma dość spełniania roli naczynia i niewolnika zarazem, więc znajduje sposób jak uwolnić się od potwora. Niestety niesie to katastrofalne konsekwencje. Ta opowieść również została sensownie napisana i mimo jechania na oklepanych schematach czytało mi się ją przyjemnie. Naprawdę przyjemnie. Do tego pojawił się później nieoczekiwany przeciwnik i tylko podniósł tempo akcji.
Właśnie takich komiksów z DC mi brakowało. Normalnych, bez tony udziwnień, jak ma to miejsce w Batman Metal. Owszem, lubię postać Batmana, który się śmieje, Snyder i ekipa mają miejscami mega fajne pomysły, ale rozwlekli całą opowieść niemiłosiernie. A tutaj jest stary, sprawdzony przepis na rozrywkę, którą lubię i za którą naprawdę się stęskniłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz