Uwielbiam "Hrabiego Monte Christo" pióra Aleksandra Duma. Oglądałem bodaj wszystkie filmowe adaptacje i przełożenia tego ponadczasowego dzieła, traktujące o zemście, utraconej miłości i trudnej nauce przyjaźni i wybaczania. Osobiście najbardziej lubię mini serial z udziałem Gérarda Depardieu, który wcielił się w tytułowego bohatera. Z tego powodu, gdy zobaczyłem mangę o tym samym tytule, po prostu musiałem ją przeczytać. Był też jeszcze jeden powód. Na okładce widnieje nie tylko hrabia Monte Christo, ale też pewna księżniczka. Osobom, które nie czytały książki, do czego gorąco zachęcam, nie będę tutaj zdradzać kim jest piękna, młoda kobieta. Pozostałym raczej nie trzeba tego przypominać i zapewne tak jak ja, byli bardzo ciekawi dlaczego spoczywa ona tak blisko i intymnie koło hrabiego. Cóż... odpowiedź raczej was nie zaskoczy, ale za to cały komiks już tak. O ile spełniliście jeden, drobniutki warunek.
Jest nim dość dobra znajomość książki Aleksandra Dumas. To zarówno wada, jak i zaleta tego tytułu, bowiem osoba nie znająca literackiego oryginału, na pewno nie wychwyci z prezentowanej tutaj mangi ogromu smaczków. Tym samym nie doceni w pełni pracy włożonej w scenariusz oraz rysunek, a tym bardziej zakończenie całej przygody. Tak, "Hrabia Monte Christo" w wykonaniu Ena Moriyama to tytuł dwojaki, bowiem z jednej strony wydaje się być mocno ukierunkowany na fanów Dumas'a, z drugiej zaś broni się jako pełnoprawne, samodzielne dzieło. Może nie dzieło wybitne, ale bardzo umiejętnie napisane oraz, co w tym wypadku ważniejsze, narysowane.
Tak. W mojej opinii ta manga to prawdziwa uczta dla oka. Pod każdym kątem. Postacie, scenografia, stroje, a nade wszystko bardzo subtelna, orientalna i delikatna erotyka. Oczywiście nie ma tutaj gorszących lub nade odważnych scen. Dostajemy natomiast coś, co i tak bardzo pobudza wyobraźnie u czytelników, a do tego płynnie łączy się z fabułą. I tutaj mam pewien zarzut, bowiem jest to manga jednotomowa, co osobiście lubię, ale tutaj aż się prosiło aby całość rozpisać na dwa, może nawet trzy tomy. Wtedy czytelnik nie znający literackiego oryginału, mógłby bardzo dużo zyskać. Z pewnością lepiej przedstawiono by postacie poszczególnych zdrajców, przez których główny bohater tyle wycierpiał, ale także postać kobiety, którą kochał.
Tymczasem scenariusz skupia się na dopowiedzeniu losów orientalnej księżniczki, przedstawieniu ich czytelnikowi i ukazaniu w nieco innym świetle. Czy to źle? Ależ skądże. To genialna zagrywka, jednak w pewnym momencie jej postać kompletnie przysłoniła mi bohaterów i bohaterki z drugiego planu. Nie jestem pewien, czy tak to miało wyglądać, ale mi troszkę przeszkadzało. Podobnie jak miejscami zbyt szybkie tempo akcji, gdzie pomijano pewne wydarzenia zawarte w książce i wręcz proszące, aby miały więcej czasu na kartach tej mangi.
Niemniej nie żałuję, że ten komiks wpadł w moje ręce i mogłem zachwycać nim oczy przez długi czas. Z pewnością będę do niego wracał, choć dla mnie oryginał pozostanie na zawsze niedościgniony, tak samo jak serial z udziałem Gérarda Depardieu. Polecam jednak fanom książki sięgnąć po tą mangę, nawet jeśli nie lubują się w tym gatunku komiksu. Wydaje mi się, że warto aby zaryzykowali, bowiem ma on w sobie pewien czar intymnego, wręcz mistycznego orientu, który wydaje się być dziś tematem tabu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz