16 sierpnia 2019

Niezwykła podróż (tomy 1-2)

W dzieciństwie oraz latach młodzieńczych mocno zaczytywałem się w literaturze Juliusza Verne, co przełożyło się na moją miłość do wszelkiej maści filmów czy komiksów przygodowych. Im bardziej zwariowane, napakowane dziwnymi maszynami oraz stworzeniami, a przy tym zachowujące realia historyczne naszego świata, tym dla mnie lepiej. Oczywiście nie każdy taki twór pochłania mnie bez reszty i tak właśnie było tym razem. "Niezwykła podróż" zdawała się mieć wszelkie cechy opowieści dla mnie idealnej. Jednak po drodze coś zgrzytnęło. Tutaj mam problem, ponieważ nie umiem jednoznacznie wskazać co. Dostałem młodych naukowców, cudaczne maszyny, przeciągający się konflikt zwany Wielką Wojną, czy agresywne i zmechanizowane Stany Zjednoczone. A mimo wszystko lektura dwóch pierwszych tomów mnie wymęczyła, finalnie sprawiając, że naprawdę zacząłem się nudzić.

Jest to trochę dziwne, bowiem akcji w tej przygodzie jest bardzo dużo, postacie są ciekawie napisane, a całość dopełnia wspaniały rysunek. Zresztą to z tego ostatniego powodu skusiłem się na zakup pierwszych dwóch albumów, a obecnie cieszę się, że ostatecznie nie kupiłem przed ich lekturą albumu trzeciego i czwartego. Już na końcówce pierwszego tomu czułem lekkie znużenie, ale podczas lektury drugiego potrafiłem przysnąć i naprawdę nie mam bladego pojęcia czemu, bo historia jest dość sensownie sklecona, a wizualnie komiks trzyma raczej wysoki poziom.

Oczywiście jak to bywa w tego typu produkcjach, niezależnie od medium, fabuła nie jest przesadnie skomplikowana. Mamy dwójkę utalentowanych dzieciaków pochodzących z bogatych rodzin naukowców i odkrywców, przeciągającą się Pierwszą Wojnę Światową, gdyż akcja jest osadzona w 1927 roku, szpiegów i tajemnicze zlecenie silnika elektromagnetycznego, na którym każda ze stron konfliktu chce położyć swoje łapska. Aha, zapomniałem dodać, że jeden z naukowców zniknął w tajemniczych okolicznościach, a rodzice jednej z bohaterek mają ją tak naprawdę gdzieś.

Zatem mamy całą masę pierwszorzędnych składników, solidnych kucharzy, a mimo wszystko finalny produkt nie smakował jakoś szałowo. Owszem, był niezły, miejscami nawet dobry, ale mimo wszystko strasznie suchy, wtórny oraz jakby miejscami sklecony naprędce, bez większego pomysłu na siebie. Wiecie, to wyglądało tak: Musimy przerzucić bohaterów do Francji, a mają na to tylko dwa tygodnie, więc w tydzień budujemy bardzo zaawansowany pojazd podwodno-nawodno-latający, następnie w 2-3 dni przerzucamy ich tam z Anglii, a po drodze robimy masę fajerwerków. Dodajmy do tego, że rodzice głównej bohaterki, mając na nią i jej kuzyna kompletnie wylane, nie zauważają jak dzieciaki z swymi dorosłymi przyjaciółmi majstrują to cacuszko, bo wszystko jest w super tajnym podwodnym bunkrze, znajdującym się w ogrodzie pod sztucznym jeziorkiem.

I chyba tutaj pies jest pogrzebany. Sam piszę lekką książkę urban fantasy, ale za cholerę nie posunąłbym się do aż tak monstrualnego skrótu, jak ten opisany powyżej. W jego myśl potem nie dziwi, że masywny okręt naparza się z trzema robotami, a film z tego zdarzenia jakimś cudem dociera przed bohaterami do Paryża, oni zaś trafiają tam płynąc Sekwaną w tempie ekspresowym na uszkodzonym prototypie własnego wynalazku. A to tylko i tak czubek dziwactw na jakie tutaj natrafiłem. Mi osobiście to przeszkadza i psuje zabawę, bo mam wrażenie, że cała historia wydarzyła się góra w tydzień, podczas którego rozwalono pół kontynentu i nikt tego nie zauważył, bo po co. Jednym to nie robi różnicy, ale mi zepsuło frajdę z czytania. Czy zatem sięgnę po kolejne tomy "Niezwykłej podróży"? Raczej nie. Rysunek kusi, ale jakoś nie specjalnie mnie ciekawi, co się stanie dalej z głównymi bohaterami tej serii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz