Nie jestem fanem komiksów Alana Moore, ani nie znam jakoś na przestrzał prac Lovecrafta. Sama mitologia Wielkich Przedwiecznych, którą zapoczątkował amerykański pisarz w swoich pracach, jest mi bardziej znana z gier oraz komiksów, niż pierwowzorów, choć po nie swego czasu sięgałem. Dlaczego zatem postanowiłem przeczytać "Providence"? Cóż... z czystej ciekawości. Swego czasu przeczytałem "Neonomicon", który uważam za wybitnie nudny oraz pogrzany, ale słyszałem, że "Providence" to zupełnie inna para kaloszy. Faktycznie tak jest, bowiem tutaj fabuła ma dla mnie więcej sensu, do tego buduje niesamowity klimat, a i sam rysunek oraz forma opracowania komiksu zawierającego listy i obszerne broszury, jest o wiele ciekawsza. Tak, dla mnie, jakby nie patrzeć w dużej mierze laika, jeśli idzie o prozę Lovecrafta i jego przyjaciół, jest to dzieło, które naprawdę mnie zaciekawiło.
Jako laik w tej dziedzinie nie jestem wstanie podczas lektury wyłapać wielu smaczków, ukrytych umiejętnie w dialogach czy rysunkach. Pomógł mi w tym rewelacyjnie opracowany leksykon, który znajduje się na końcu komiksu i przedstawia wszelkie nawiązania do prozy Lovecrafta oraz Chambersa i paru innych pisarzy. Pomogło mi to też zrozumieć kilka kwestii poruszanych przez bohaterów tego komiksu, a odnoszących się do mitologii Wielkich Przedwiecznych. To co natomiast sam wyłapałem, to głównie liczne nawiązania do historycznych wydarzeń z okresu Wielkiej Wojny i pierwszych latach po niej, jak np. wprowadzanie prohibicji w USA, albo walka kobiet o prawo do głosowania. Muszę tutaj oddać hołd Alanowi Moore, który wykonał naprawdę ogromną i katorżniczą pracę, zbierając materiały do "Providence". Widać to na każdej stronie tego komiksu. Z tego powodu ta praca jest dla mnie miliard razy ciekawiej napisana od np. "Sagi o Potworze z Bagien", której zwyczajnie nie jestem w stanie strawić.
Bardzo dużo w "Providence" robią listy czy raptularz prowadzone przez głównego bohatera oraz znalezione przez niego broszury. Pozwoliło mi to spojrzeć na całą sprawę dosłownie jego oczyma, przez co poznawanie mitycznego świata, pełnego ryboludzi, mrocznych stworów i ogromnych bóstw, zdawało się być niemal prawdziwe. W ten sposób prosta historia człowieka, który zbiera materiały do książki, stała się niezwykłą podróżą po świecie wykreowanym przez Lovcrafta oraz Chambersa. Czegoś takiego brakowało mi w "Neonomiconie" gdzie zwyczajnie spałem podczas lektury, nie mówiąc już o parskaniu śmiechem podczas scen rodem wyjętych z jakiegoś porąbanego porno. Tutaj wszystko jest ciekawsze, sensowniej napisane oraz ma niesamowity klimat grozy oraz tajemnicy.
Dużo z tego jest zasługą Jacena Burrowsa odpowiedzialnego za rysunek oraz Juana Rodrigueza, który zajął się warstwą kolorystyczną komiksu. Duet wykonał naprawdę monstrualną pracę, która jednak przełożyła się na niesamowity nastrój podczas lektury. Zadbano dosłownie o każdy szczegół, a praca kolorów pomiędzy poszczególnymi scenami nadaje całości autentycznej grozy. Takiej jaka czuło się w starych filmach grozy, gdzie zamiast hektolitrów posoki, dominowała ciemność, niepewność oraz dźwięki otoczenia. Zamieszczona na końcu albumu galeria okładek autorstwa Burrowsa też jest bajeczna i szkoda, że mamy to spakowane po 4 okładki na kartkę. Aż się prosi, aby każda z nich zajmowała pełną stronę.
Zatem tak, jest to w końcu komiks Alana Moore, który bardzo mi się podobał i zostanie w mojej pamięci na długo. Z wszystkich jego prac, jakie do tej pory przeczytałem lub próbowałem przeczytać, ta podoba mi się najbardziej i z radością przeczytam całą serię. W październiku ukaże się na półkach polskich księgarni tom drugi, zaś zapewne w przyszłym roku tom trzeci i jak rozumiem ostatni, bowiem całość składa się z 12 zeszytów, a każdy album zawiera 4 zeszyty. Jeśli zatem, tak jak ja, nie przepadacie za pracami Moore'a, albo nie wiecie za wiele o mitologii Wielkich Przedwiecznych, to śmiało sięgnijcie po "Providence". Zapewne będzie to dla was bardzo ciekawe doświadczenie, pozwalające inaczej spojrzeć na wiekopomne dzieło amerykańskich pisarzy.
Jako laik w tej dziedzinie nie jestem wstanie podczas lektury wyłapać wielu smaczków, ukrytych umiejętnie w dialogach czy rysunkach. Pomógł mi w tym rewelacyjnie opracowany leksykon, który znajduje się na końcu komiksu i przedstawia wszelkie nawiązania do prozy Lovecrafta oraz Chambersa i paru innych pisarzy. Pomogło mi to też zrozumieć kilka kwestii poruszanych przez bohaterów tego komiksu, a odnoszących się do mitologii Wielkich Przedwiecznych. To co natomiast sam wyłapałem, to głównie liczne nawiązania do historycznych wydarzeń z okresu Wielkiej Wojny i pierwszych latach po niej, jak np. wprowadzanie prohibicji w USA, albo walka kobiet o prawo do głosowania. Muszę tutaj oddać hołd Alanowi Moore, który wykonał naprawdę ogromną i katorżniczą pracę, zbierając materiały do "Providence". Widać to na każdej stronie tego komiksu. Z tego powodu ta praca jest dla mnie miliard razy ciekawiej napisana od np. "Sagi o Potworze z Bagien", której zwyczajnie nie jestem w stanie strawić.
Bardzo dużo w "Providence" robią listy czy raptularz prowadzone przez głównego bohatera oraz znalezione przez niego broszury. Pozwoliło mi to spojrzeć na całą sprawę dosłownie jego oczyma, przez co poznawanie mitycznego świata, pełnego ryboludzi, mrocznych stworów i ogromnych bóstw, zdawało się być niemal prawdziwe. W ten sposób prosta historia człowieka, który zbiera materiały do książki, stała się niezwykłą podróżą po świecie wykreowanym przez Lovcrafta oraz Chambersa. Czegoś takiego brakowało mi w "Neonomiconie" gdzie zwyczajnie spałem podczas lektury, nie mówiąc już o parskaniu śmiechem podczas scen rodem wyjętych z jakiegoś porąbanego porno. Tutaj wszystko jest ciekawsze, sensowniej napisane oraz ma niesamowity klimat grozy oraz tajemnicy.
Dużo z tego jest zasługą Jacena Burrowsa odpowiedzialnego za rysunek oraz Juana Rodrigueza, który zajął się warstwą kolorystyczną komiksu. Duet wykonał naprawdę monstrualną pracę, która jednak przełożyła się na niesamowity nastrój podczas lektury. Zadbano dosłownie o każdy szczegół, a praca kolorów pomiędzy poszczególnymi scenami nadaje całości autentycznej grozy. Takiej jaka czuło się w starych filmach grozy, gdzie zamiast hektolitrów posoki, dominowała ciemność, niepewność oraz dźwięki otoczenia. Zamieszczona na końcu albumu galeria okładek autorstwa Burrowsa też jest bajeczna i szkoda, że mamy to spakowane po 4 okładki na kartkę. Aż się prosi, aby każda z nich zajmowała pełną stronę.
Zatem tak, jest to w końcu komiks Alana Moore, który bardzo mi się podobał i zostanie w mojej pamięci na długo. Z wszystkich jego prac, jakie do tej pory przeczytałem lub próbowałem przeczytać, ta podoba mi się najbardziej i z radością przeczytam całą serię. W październiku ukaże się na półkach polskich księgarni tom drugi, zaś zapewne w przyszłym roku tom trzeci i jak rozumiem ostatni, bowiem całość składa się z 12 zeszytów, a każdy album zawiera 4 zeszyty. Jeśli zatem, tak jak ja, nie przepadacie za pracami Moore'a, albo nie wiecie za wiele o mitologii Wielkich Przedwiecznych, to śmiało sięgnijcie po "Providence". Zapewne będzie to dla was bardzo ciekawe doświadczenie, pozwalające inaczej spojrzeć na wiekopomne dzieło amerykańskich pisarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz