11 stycznia 2019

Dzień targowy

Uwielbiam komiksy obyczajowe oraz psychologiczne. Podobnie zresztą filmy z tych gatunków. "Dzień targowy" zakupiłem na tegorocznym Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi, nie licząc na specjalnie wielkie zaskoczenie. Najbardziej skusił mnie rysunek oraz fakt, że komiks dotyka tematyki żydowskiej z okresu początku XX wieku. Autor, James Sturm, uchwycił jednak w swym dziele wątek ponadczasowy. Bardzo proste przemyślenie, człowieka obdarzonego wielkim talentem, który zderzył się z brutalną rzeczywistością, nie tolerującą marzycieli oraz ludzi o wzniosłych ideach. Na nie stać jedynie bogaczy, żyjących z pracy innych lub żerujący na obrotnych rodzicach. Oczywiście do czasu. "Dzień targowy" przedstawia nam jednak kogoś bardziej przyziemnego, tkacza dywanów imieniem Mendleman, który stał się ofiarą własnych ambicji.

Komiks opisuje dokładnie jedną dobę z życia wspomnianego tkacza dywanów. Zaczyna się od czarnych stronic, które powoli rozjaśnia blask budzącego się dnia. W tym dziele rysunek mówi czytelnikowi znacznie więcej niż zamieszczony w dymkach tekst, będący głównie rozmyślaniami Mendlemana. Oto człowiek mający niewątpliwie talent, któremu żona niedługo urodzi pierwsze dziecko, wybiera się z swym towarem na targ. Jego dywany są zrobione bardzo starannie, przepiękne w swym przekazie i solidne jeśli idzie o jakość. Zrobienie jednego zajmuje mu znacznie więcej czasu, niż w przypadku manufaktur robiących dywany niedbale i na pęczki. Mendleman wkłada w swą pracę całe serce oraz duszę, co faktycznie widać.

Nasz bohater ma jednak głowę niespokojną, bowiem narodziny dziecka zmuszają go do refleksji nad ogólną sytuacją panującą na świecie. Czy warto sprowadzać na niego nowe życie? Czy jest właściwie po co żyć? Wszędzie wokoło panuje nienawiść, sam mówi o sobie jako o człowieku nieleżącym do dwóch narodów, ale nie mający własnego domu. To przemyślenia bardzo pasujące do dzisiejszej sytuacji wielu uchodźców, z krajów pogrążonych w wojnie oraz dzieci imigrantów, którzy osiedlili się na stałe z dala od ojczyzny. Nie inaczej wygląda też opis samego targu, bo mimo ery cyfryzacji, te nadal istnieją, choć czasem zmieniają swoją formę.


Tutaj wchodzi rysunek, obrazujący na targ z prawdziwego zdarzenia. Może to dziwnie zabrzmi, ale podczas lektury tego komiksu, aż czułem zapach świeżych owoców, pieczywa czy słyszałem śmiech dzieci i gwar ludzi targujących się o ceny. Byłem na targu, dokładnie takim, jakie nadal można zaleźć w większych miastach, o ile się wie, gdzie szukać. Każdy kadr, każda kreska, każda choćby najmniejsza plamka koloru, ma podczas lektury tego dzieła ogromne znaczenie. Są to sceny z dnia codziennego, które możemy zobaczyć na dywanie, jeśli tylko jego tkacz był wprawnym rzemieślnikiem.

"Dzień targowy" był dla mnie ważnym komiksem. Głównie ze względu na końcowe przemyślenia Mendelmana i jego zderzenie z nową rzeczywistością. Tą, która dziś jest codziennością, gdzie taśmowa produkcja zastąpiła jakość wyrobów. Miejsca pokroju tych opisanych w komiksie nadal istnieją i zapewne nigdy nie znikną z mapy, choć będzie odwiedzać je mniej ludzi. Pytanie tylko, czy warto zapominać o targowiskach, na rzecz zakupów w wielkim centrum handlowym? Moim zdaniem nie.

Komu komiks może się spodobać?
Osobom lubiącym opowiadania obyczajowe.

Czy żałuję pieniędzy wydanych na komiks?
Ani grosza.

Czy komiks trafia do rocznego podsumowania 2018?
Tak, choć nie będzie walczyć o jakąś wysoką pozycję.