"Mysi Domek" po raz pierwszy wpadł mi w oko, na Opolskim Festiwalu Książki. Wielki format i zamiast rysunków zdjęcia. Nie byle jakie zdjęcia, a fotografie perfekcyjnie wykonanych makiet, wręcz błagających o animację poklatkową. Pomysłodawczynią oraz twórczynią tej epickiej scenografii jest Holenderska pisarka, Karina Schaapman, zaś fotografie do jej książek wykonuje Jaap Vliegenthart. Niemniej to na Pani Karinie spoczywa większość pracy. Wszystko zaczęło się od jednego kartonu po pomarańczach i skleconych mebelków. Potem doszły kolejne dekoracje, następnie pomieszczenia i tak oto Mysi Domek rozrósł się do gigantycznych rozmiarów. Całość spoczywa w Amsterdamie w muzeum, gdzie można podziwiać ogromne dzieło. Jego zaś fragmenty czytelnicy mogą obejrzeć w książkach o przygodach Sama i Julii, dwóch młodych myszek, które uczą dzieci prawdziwego życia. W tym konkretnym odcinku, jak wygląda życie w cyrku.
To co uderzyło mnie od pierwszej chwili, to bardzo życiowe podejście do tematu. Świat opisany w Mysim Domku, nie jest "różowy". Są chwile weselsze, są i też smutne, Sam oraz Julia mocno różnią się od siebie, ale to ich zbliża. Również samo życie w cyrku nie jest pokazane, jako bajkowe, a przedstawia jego ciemniejszą stronę. Życie w przyczepie w ciągłym ruchu, ciężką pracę, przenoszenie się z miejsca na miejsce, stałe treningi. Dla mnie osobiście to gigantyczny plus, bowiem zdecydowanie dość mam "słodkich opowieści". Wychowałem się na rasowych baśniach, gdzie często nie było tego całego lukru, jaki teraz mamy w animacjach. Dlatego ta seria szybko chwyciła mnie za serce, bowiem poczułem, że wracam do swego dzieciństwa.
Sama konstrukcja fabularna jest oczywiście prosta, ale w tym tkwi jej siła. Zresztą tekstu w książce, jak na bajkę dla dzieci, jest całkiem sporo, choć dzięki formatowi mamy do czynienia z dużymi literami. To zdecydowanie ułatwia dziecku czytać, zatem z czystym sumieniem mogę polecić tą lekturę rodzicom, których pociechy już starają się samodzielnie czytać. Oczywiście warto przeczytać ją młodszym, bowiem niesie z sobą nie jeden morał. Choćby na temat wytrwałości, pracowitości, albo przyjaźni.
W środku książki znajduje się złożona panorama sceny cyrku. Wygląda obłędnie, jak zresztą każde zdjęcie zamieszczone w książce. Poziom szczegółowości poszczególnych obiektów oraz scenografii po prostu poraża. Gdy spojrzymy na jakiś pomieszczenie, choćby kuchnię, to możemy znaleźć najróżniejsze drobiazgi. Konfitury, regał z książkami kucharskimi, szczegółowo wykonane palenisko, różne rodzaje serów i tak dalej. Tak naprawdę można spędzić nad książką bita godzinę przeglądając tylko same fotografie. Widać, że włożono to tytaniczną pracę, która pożarła całe miesiące, aby wszystkie omawiane w książce sceny przygotować z należytą dokładnością.
Jeśli ktoś, tak jak ja, kocha stare baśnie, nie tylko te spod pióra Andersena czy braci Grimm, to niech śmiało sięgnie po "Mysi Domek". Naprawdę warto, bo można tutaj poczuć tą unikalną magię z czasów gdy było się dzieckiem. Mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane, aby zawitać do muzeum, w którym znajdują się makiety, przedstawione w tej książce. Marzę o tym, aby obejrzeć na żywo ten cudowny świat myszek, które toczą, w pewnym sensie, zwykłe życie w niezwykłym miejscu. Może będzie mi dane tego doświadczyć. Na razie napawam oczy tą książką, której zdjęcia maja często więcej do przekazania niż sam tekst.
To co uderzyło mnie od pierwszej chwili, to bardzo życiowe podejście do tematu. Świat opisany w Mysim Domku, nie jest "różowy". Są chwile weselsze, są i też smutne, Sam oraz Julia mocno różnią się od siebie, ale to ich zbliża. Również samo życie w cyrku nie jest pokazane, jako bajkowe, a przedstawia jego ciemniejszą stronę. Życie w przyczepie w ciągłym ruchu, ciężką pracę, przenoszenie się z miejsca na miejsce, stałe treningi. Dla mnie osobiście to gigantyczny plus, bowiem zdecydowanie dość mam "słodkich opowieści". Wychowałem się na rasowych baśniach, gdzie często nie było tego całego lukru, jaki teraz mamy w animacjach. Dlatego ta seria szybko chwyciła mnie za serce, bowiem poczułem, że wracam do swego dzieciństwa.
Sama konstrukcja fabularna jest oczywiście prosta, ale w tym tkwi jej siła. Zresztą tekstu w książce, jak na bajkę dla dzieci, jest całkiem sporo, choć dzięki formatowi mamy do czynienia z dużymi literami. To zdecydowanie ułatwia dziecku czytać, zatem z czystym sumieniem mogę polecić tą lekturę rodzicom, których pociechy już starają się samodzielnie czytać. Oczywiście warto przeczytać ją młodszym, bowiem niesie z sobą nie jeden morał. Choćby na temat wytrwałości, pracowitości, albo przyjaźni.
W środku książki znajduje się złożona panorama sceny cyrku. Wygląda obłędnie, jak zresztą każde zdjęcie zamieszczone w książce. Poziom szczegółowości poszczególnych obiektów oraz scenografii po prostu poraża. Gdy spojrzymy na jakiś pomieszczenie, choćby kuchnię, to możemy znaleźć najróżniejsze drobiazgi. Konfitury, regał z książkami kucharskimi, szczegółowo wykonane palenisko, różne rodzaje serów i tak dalej. Tak naprawdę można spędzić nad książką bita godzinę przeglądając tylko same fotografie. Widać, że włożono to tytaniczną pracę, która pożarła całe miesiące, aby wszystkie omawiane w książce sceny przygotować z należytą dokładnością.
Jeśli ktoś, tak jak ja, kocha stare baśnie, nie tylko te spod pióra Andersena czy braci Grimm, to niech śmiało sięgnie po "Mysi Domek". Naprawdę warto, bo można tutaj poczuć tą unikalną magię z czasów gdy było się dzieckiem. Mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane, aby zawitać do muzeum, w którym znajdują się makiety, przedstawione w tej książce. Marzę o tym, aby obejrzeć na żywo ten cudowny świat myszek, które toczą, w pewnym sensie, zwykłe życie w niezwykłym miejscu. Może będzie mi dane tego doświadczyć. Na razie napawam oczy tą książką, której zdjęcia maja często więcej do przekazania niż sam tekst.