28 kwietnia 2018

Tyler Cross #1: Black Rock

Z pracami Fabiena Nury miałem już styczność, więc sięgając po pierwsza przygodę Tylera Crossa, liczyłem na solidny, gangsterski tytuł. Dostałem natomiast porządną, rzemieślniczą pracę. Komiks nie był zły, miejscami naprawdę wypadał rewelacyjnie, ale tylko miejsca. Do tego prace Bruno, który podjął się narysowania go, mają podobny efekt. Są dobre, czasami wręcz genialne, niemniej posiadają też pewne irytujące mnie elementy. Zatem czy nowa pozycja od Wytwórni Słowobrazu jest przeciętna? Nie. To dobry komiks, który może spodobać się szerszej publice i zaraz to udowodnię. Niemniej zbyt mocno popełnia jeden z grzechów, który czasem bardzo szkodzi - jest wtórny.

Zanim przejdziemy do omówienia moich wrażeń z lektury i wyłożenia opinii, skupmy się na poruszonej we wstępie kwestii. Wtórność. Słowo mające dość negatywny wydźwięk, ale czasem sprawiające, że dane dzieło wypada dobrze. Przynajmniej tak to widzę, a siedząc w portkach recenzenta promującego filmy, gry i komiksy, od ponad dekady, pozwolę sobie na stwierdzenie, że wiem o czym mówię. No... piszę. Mam w mojej kolekcji sporo komiksów, które fabularnie są wtórne. Czasami nawet mocno, jak na przykład "Jezioro Ognia". Totalny średniak, gdzie rysunek nie każdemu podpasował pod scenariusz, o prostej i wartkiej akcji. Tutaj jest podobnie, ale w moich oczach "Tyler Cross" nie ma tego czegoś. Tej iskierki, która sprawiłaby, że chciałbym wracać do tego komiksu.

Z drugiej strony samą opowieść czytało mi się dobrze, aczkolwiek nie zaskoczyła mnie ani razu. Liczyłem na to po cichu, gdyż Fabien Nury odpowiadał za scenariusz. Bardzo podobał mi się jego komiks "Jam jest Legion" oraz "Legion: Kroniki", gdzie Nury właśnie osiągnął to, o czym wspomniałem przy "Jeziorze ognia". Przekuł wtórne schematy w coś ciekawego i dodał tą iskrę, która rozpaliła w moim, nerdowskim serduszku ogień ciekawości. Tak. Do tamtych komiksów wracam, choć pierwszy z nich ma dla mnie mało ciekawy rysunek. Jednak historia nadrabia tą stratę.


A tutaj? Cóż... opowieść jest prosta i w mojej opinii idealnie nadaje się na scenariusz, lekkiego filmu sensacyjnego. Główny bohater na zlecenie bandziora, wplątuje się w porachunki mafijne i ląduje z 20 kilogramami heroiny w worku. Samochód w kawałkach, a jedyne miasto do jakiego dociera, to zabita dechami dziura w Teksasie, o nazwie Black Rock. Oczywiście należy do lokalnego gangstera i jego synalków, z których jeden to szeryf sadysta, drugi burmistrz laluś, a trzeci bankier tchórz. Jak łatwo się domyśleć, jeden z nich pragnie położyć łapę na narkotykach, nie mając pojęcia do kogo należą. Potem jest jeszcze weselej, gdy na plan wchodzi młoda, piękna kobieta.

Zatem kalka jakich wiele, która jest dobrze napisana, ale przy tym boleśnie przewidywalna. Z całości najbardziej podobała mi się scena z grzechotnikiem, znajdująca się w drugim rozdziale. Zajmuje raptem 4 strony, ale jest napisana i narysowana po prostu wyśmienicie. Takiego klimatu i ognia brakowało mi jednak na początku albumu oraz w wielu monetach drugiego i trzeciego rozdziału. Co do tytułowego bohatera, to wypada on najciekawiej z całej plejady postaci. W praktyce tylko jego zapamiętałem, bo był naprawdę wyraziście napisany. Blondynkę, o której wspomniałem wcześniej, zapamiętałem tylko z powodu jednej, dość brutalnej sceny, mającej miejsce w połowie albumu. A tak poza tym "zagrała" dobrze i tyle. No... miała w pewnym momencie swoje pięć minut i wykorzystała je w pełni.


Niestety to co przeszkadzało mi najbardziej to rysunek twarzy postaci. Czasami są one naprawdę mało przekonujące i... hmm... no dla mnie, nieciekawe. Nieraz wypadają świetnie, jak na zdjęciu powyżej, ale innym razem po prostu nijako. Szczególnie widać to na sporej ilości postaci kobiecych, w tym wspomnianej blondynki. Powiem wprost - przeszkadzało mi to bardzo w lekturze. Szczególnie, gdy jakaś postać tego typu przewijała się dłuższy czas. Z drugiej strony na ogromną pochwałę, z moich ust, zasługują rysunki plenerów, lokacji oraz kolorystyka. Za ten ostatni punkt odpowiada francuska artystka Laurence Croix. Tak naprawdę to ona tchnęła życie w wiele scen, narysowanych przez Bruno i bez jej pracy, warstwa graficzna, w mojej opinii, by leżała. Dlatego wielkie brawa dla niej, za trud włożony w swoją pracę.

Komu komiks może się spodobać?
Fanom lekkiego kina akcji, osadzonego w tematyce gangsterskiej lat 50-tych XX wieku.

Czy kupił bym komiks, gdybym nie otrzymał go do recenzji?
W ciemno na pewno, wiedząc dokładnie co zawiera, już nie jestem pewien. Tak naprawdę nie wiem, ale skłaniam się ku opcji, że zdobyłbym go z wymiany za inny tytuł. Ewentualnie kupił z drugiej ręki.

Czy komiks pozostaje w mojej kolekcji?
Nie. Lubię prace Nury'ego, ale tym razem nie oczarował mnie na tyle, abym chciał zachować ten tytuł na półce. Niemniej na pewno sięgnę po drugi tom, jak już się ukaże.

Czy komiks zakwalifikował się do wstępnej listy TOP 12 przeczytanych komiksów 2018?
Nie miał szans, ale nie trafił też do rozczarowań. To po prostu jedna z tych pozycji, którą przeczytałem i wiem, że raczej o niej zapomnę za jakiś miesiąc lub dwa.