Zasiadłem do tego filmu w ciemno, nie oglądając wcześniej jego zwiastunów. Jednak moją uwagę przykuł plakat oraz osoba Natalie Portman, której prace bardzo cenię i lubię. Do tego sam opis filmu na Netflix, platformie jakiej został dedykowany, też spełnił swoją rolę. Czego oczekiwałem? Lekkiego kina science fiction, wymieszanego z elementami thrillera. Dostałem natomiast naprawdę udany dramat psychologiczny, dotykający w ciekawy sposób pewnych wątków z biologii. Po seansie byłem naprawdę mile zaskoczony tym co obejrzałem. Nie spodziewałem się tak dobrego kina, choć nie zaliczyłbym go do jakiegoś super wybitnego. Wartego jednak tych pieniędzy, które wykładam co miesiąc na utrzymanie mojego konta na platformie Netflix. Szczere powiedziawszy, nie pamiętam kiedy ostatni raz w kinie widziałem produkcję tego pokroju, na tyle udaną, że chcę do niej wracać. Jednak to jedna z wielu zalet, jakie zaraz wam przedstawię, choć film ma też kilka wad.
O czym w ogóle jest "Anihilacja" i dlaczego ma tak złowróżbny tytuł? Cóż, na drugą część pytania każdy widz musi sam znaleźć odpowiedź, bo nie chcę zbytnio zdradzać fabuły. Natalie Portman wciela się w rolę Leny, doktor biologii, która ma za sobą wieloletnią karierę wojskową. Jej mąż zniknął blisko rok temu, wysłany na tajną misję. Kobieta zajmuje się pracą, odcina się coraz bardziej od ludzi i powoli popada w depresję. Pewnego dnia jej ukochany staje w drzwiach domu, ale jest jakiś dziwny. Po chwili dostaje ataku, zwieńczonego krwotokiem z ust, a w drodze do szpitala Lenę i jej męża zgarnia oddział służb specjalnych. Kobieta budzi się w tajnym ośrodku, znajdującym się koło Zachodniego Wybrzeża USA. Tam ma miejsce dziwne zjawisko, poświata zwana Iskrzeniem, która pochłania coraz większy teren. Nikt nie ma pojęcia co dzieje się po drugiej stronie, bowiem nikt kto tam wszedł nie wrócił.
To co przeczytaliście powyżej to dosłownie wstęp do naprawdę ciekawie pomyślanego dramatu. Z jednej strony mamy do czynienia z zagadką, która dla widza wydaje się mieć oczywiste rozwiązanie. Już w pierwszych minutach filmu widzimy, jak na ziemię spada coś na kształt meteorytu i uderza on w samotną latarnię morską, tworząc dziwną poświatę. Zabieg podobny do tego z "The Thing", czy innych horrorów science fiction. Na dokładkę cały film to retrospekcja wspomnień Leny, co również otrzymujemy już w pierwszej minucie seansu. Zatem, tajemnica rozwiązana. Kosmici, infekcja, potwory i tak dalej. Czy aby na pewno? No właśnie nie, bowiem w "Anihilacji" wszystko co wygląda znajomo, ma zupełnie inne zastosowanie.
To jest dość duża siłą tego filmu, choć w oczach niektórych może okazać się wadą. Przez pewien czas oglądamy bowiem utarte schematy, przy czym sama akcja w filmie jest bardzo spokojna. Dużo tutaj pauz, przemyśleń bohaterek, czy scen z wspomnieniami Leny. Ma to oczywiście swoje uzasadnione podłoże, jednak pojmujemy je dopiero z czasem, a nie każdy lubi aż tyle czekać. Do tego miejscami miesza się to z dynamicznymi scenami akcji, gdzie na pierwszym planie mamy "potwora", czy też raczej zmutowane zwierzę. Nieźle potrafią podbić adrenalinę u widza, szczególnie sceny z niedźwiedziem, żywcem wyjęte z rasowego horroru. Jest ich jednak bardzo mało, zatem jeśli ktoś nastawił się na takie kino, to srogo się zawiedzie.
Ciekawie natomiast wyjaśniono wszelkie dziwne zjawiska, mutacje i stworzenia, na które natrafiają nasze bohaterki. Wszystko ma tutaj sens, a uważny widz już od początku spostrzeże pewne zależności. Dostajemy tez mocną podpowiedź na samym początku filmu, odnośnie procesów jakie zachodzą na terenie dotkniętym przez Iskrzenie. W tym momencie tytuł filmu zaczyna nabierać sensu, choć finał może nam namieszać w głowie. Nie jest on zły, ale też zostawia trochę niedopowiedzeń i scena mająca być wielkim finałem, nie do końca do mnie przemawia. Jest świetnie zagrana, ciekawie pomyślana, ale i tak czułem, że coś tam skrzypiało. Natomiast ostatnia scena w filmie w pełni usunęła niesmak po tym o czym wspomniałem. Tutaj naprawdę twórcy stanęli na wysokości zadania i tylko pozostało się modlić, aby nie robili na siłę kontynuacji.
Co do samego zespołu kobiet, wyruszających wraz z Leną do Iskrzenia, to znów mamy ciekawy zabieg. Każda z nich nie ma nic do stracenia, każdą targają inne demony z przeszłości, a na dokładkę są one naukowcami, nie żołnierzami. Jedynie Lena i przywódczyni grupy - Doktor Ventress - są po wieloletniej służbie wojskowej. Wysłanie takiej ekipy ma sens, co jest wyraźnie przedstawione w filmie, choć nikt nie przypuszczał, jakie przyniesie to skutki. Co ważniejsze, ponownie teoretycznie, wiemy od początku co się stało z grupą. Z drugiej stron i tak zostajemy zaskoczeni, kiedy widzimy jej losy na ekranie. To naprawdę dobry zabieg ze strony autorów, bowiem umiejętnie stopniują napięcie.
Warto też dodać, że w filmie pasuje "chamski' komputer, w odniesieniu do efektów CGI. Dobrze wkomponowuje się on w dziwny świat, wykreowany przez Iskrzenie. Nienaturalnie kolorowy, miejscami oślepiający światłem, niemal wyjęty z komputera. To buduje wręcz baśniowy klimat, swoista iluzję, która wabi ofiarę prosto w pułapkę. Dodajmy do tego świetny montaż oraz zdjęcia, a otrzymamy naprawdę ładny obraz. Całość natomiast wspiera klimatyczna muzyka, zapadająca w pamięci widza, świetnie skomponowana pod poszczególne sceny.
Film Alexa Garlanda, scenarzysty takich obrazów, jak "Dredd", "W stronę słońca", albo "28 dni później", jest w moich oczach naprawdę udany. To porządny dramat psychologiczny, osadzony w tematyce science fiction. Jeśli komuś podobało się wspomniane "W stronę słońca" to "Anihilacja" również szybko wskoczy na waszą listę do obejrzenia. To nie jest film doskonały, ma swoje wady, choćby w postaci dłużyzn, czy nie do końca zgrabnie wyreżyserowanego finału, choć samo zakończenie nadrabia ten niesmak. Z drugiej strony Netflix dał mi coś, czego od lat nie uświadczyłem w kinie - pełnię satysfakcji z wydanych pieniędzy.
Film legalnie dostępny na platformie Netflix Polska (lektor i napisy).
O czym w ogóle jest "Anihilacja" i dlaczego ma tak złowróżbny tytuł? Cóż, na drugą część pytania każdy widz musi sam znaleźć odpowiedź, bo nie chcę zbytnio zdradzać fabuły. Natalie Portman wciela się w rolę Leny, doktor biologii, która ma za sobą wieloletnią karierę wojskową. Jej mąż zniknął blisko rok temu, wysłany na tajną misję. Kobieta zajmuje się pracą, odcina się coraz bardziej od ludzi i powoli popada w depresję. Pewnego dnia jej ukochany staje w drzwiach domu, ale jest jakiś dziwny. Po chwili dostaje ataku, zwieńczonego krwotokiem z ust, a w drodze do szpitala Lenę i jej męża zgarnia oddział służb specjalnych. Kobieta budzi się w tajnym ośrodku, znajdującym się koło Zachodniego Wybrzeża USA. Tam ma miejsce dziwne zjawisko, poświata zwana Iskrzeniem, która pochłania coraz większy teren. Nikt nie ma pojęcia co dzieje się po drugiej stronie, bowiem nikt kto tam wszedł nie wrócił.
To co przeczytaliście powyżej to dosłownie wstęp do naprawdę ciekawie pomyślanego dramatu. Z jednej strony mamy do czynienia z zagadką, która dla widza wydaje się mieć oczywiste rozwiązanie. Już w pierwszych minutach filmu widzimy, jak na ziemię spada coś na kształt meteorytu i uderza on w samotną latarnię morską, tworząc dziwną poświatę. Zabieg podobny do tego z "The Thing", czy innych horrorów science fiction. Na dokładkę cały film to retrospekcja wspomnień Leny, co również otrzymujemy już w pierwszej minucie seansu. Zatem, tajemnica rozwiązana. Kosmici, infekcja, potwory i tak dalej. Czy aby na pewno? No właśnie nie, bowiem w "Anihilacji" wszystko co wygląda znajomo, ma zupełnie inne zastosowanie.
To jest dość duża siłą tego filmu, choć w oczach niektórych może okazać się wadą. Przez pewien czas oglądamy bowiem utarte schematy, przy czym sama akcja w filmie jest bardzo spokojna. Dużo tutaj pauz, przemyśleń bohaterek, czy scen z wspomnieniami Leny. Ma to oczywiście swoje uzasadnione podłoże, jednak pojmujemy je dopiero z czasem, a nie każdy lubi aż tyle czekać. Do tego miejscami miesza się to z dynamicznymi scenami akcji, gdzie na pierwszym planie mamy "potwora", czy też raczej zmutowane zwierzę. Nieźle potrafią podbić adrenalinę u widza, szczególnie sceny z niedźwiedziem, żywcem wyjęte z rasowego horroru. Jest ich jednak bardzo mało, zatem jeśli ktoś nastawił się na takie kino, to srogo się zawiedzie.
Ciekawie natomiast wyjaśniono wszelkie dziwne zjawiska, mutacje i stworzenia, na które natrafiają nasze bohaterki. Wszystko ma tutaj sens, a uważny widz już od początku spostrzeże pewne zależności. Dostajemy tez mocną podpowiedź na samym początku filmu, odnośnie procesów jakie zachodzą na terenie dotkniętym przez Iskrzenie. W tym momencie tytuł filmu zaczyna nabierać sensu, choć finał może nam namieszać w głowie. Nie jest on zły, ale też zostawia trochę niedopowiedzeń i scena mająca być wielkim finałem, nie do końca do mnie przemawia. Jest świetnie zagrana, ciekawie pomyślana, ale i tak czułem, że coś tam skrzypiało. Natomiast ostatnia scena w filmie w pełni usunęła niesmak po tym o czym wspomniałem. Tutaj naprawdę twórcy stanęli na wysokości zadania i tylko pozostało się modlić, aby nie robili na siłę kontynuacji.
Co do samego zespołu kobiet, wyruszających wraz z Leną do Iskrzenia, to znów mamy ciekawy zabieg. Każda z nich nie ma nic do stracenia, każdą targają inne demony z przeszłości, a na dokładkę są one naukowcami, nie żołnierzami. Jedynie Lena i przywódczyni grupy - Doktor Ventress - są po wieloletniej służbie wojskowej. Wysłanie takiej ekipy ma sens, co jest wyraźnie przedstawione w filmie, choć nikt nie przypuszczał, jakie przyniesie to skutki. Co ważniejsze, ponownie teoretycznie, wiemy od początku co się stało z grupą. Z drugiej stron i tak zostajemy zaskoczeni, kiedy widzimy jej losy na ekranie. To naprawdę dobry zabieg ze strony autorów, bowiem umiejętnie stopniują napięcie.
Warto też dodać, że w filmie pasuje "chamski' komputer, w odniesieniu do efektów CGI. Dobrze wkomponowuje się on w dziwny świat, wykreowany przez Iskrzenie. Nienaturalnie kolorowy, miejscami oślepiający światłem, niemal wyjęty z komputera. To buduje wręcz baśniowy klimat, swoista iluzję, która wabi ofiarę prosto w pułapkę. Dodajmy do tego świetny montaż oraz zdjęcia, a otrzymamy naprawdę ładny obraz. Całość natomiast wspiera klimatyczna muzyka, zapadająca w pamięci widza, świetnie skomponowana pod poszczególne sceny.
Film Alexa Garlanda, scenarzysty takich obrazów, jak "Dredd", "W stronę słońca", albo "28 dni później", jest w moich oczach naprawdę udany. To porządny dramat psychologiczny, osadzony w tematyce science fiction. Jeśli komuś podobało się wspomniane "W stronę słońca" to "Anihilacja" również szybko wskoczy na waszą listę do obejrzenia. To nie jest film doskonały, ma swoje wady, choćby w postaci dłużyzn, czy nie do końca zgrabnie wyreżyserowanego finału, choć samo zakończenie nadrabia ten niesmak. Z drugiej strony Netflix dał mi coś, czego od lat nie uświadczyłem w kinie - pełnię satysfakcji z wydanych pieniędzy.
Film legalnie dostępny na platformie Netflix Polska (lektor i napisy).