Mimo, że wyrosłem mocno z literatury młodzieżowej, to seria "Amulet" mnie zainteresowała. W Comics Report poświęconym temu tytułowi, napisałem, że liczę na dość mroczne fantasy, choć oczywiście z nastawieniem na odbiorcę docelowego. Dot ego w miarę zawiłą fabułę i ciekawe postacie drugoplanowe, a całość skąpaną w magii. W praktyce wszystkie te założenia w większym stopniu się sprawdziły, a lektura prezentowanego tutaj, pierwszego tomu serii, była błyskawiczna. Co jednak ważniejsze - od razu sięgnąłem po tom drugi. To chyba najlepsza rekomendacja dla serii komiksowej, jako może być. Kiedy po skończonej lekturze czujemy mocny głód na więcej i więcej. Tak było ze mną w przypadku "Amuletu", choć nie jestem odbiorcą docelowym dla tej serii. W niniejszym tekście przedstawię powody, dla których tak się stało.
W Comics Report pisałem, że już sam prolog zrobił na mnie wrażenie. Jest mocny, brutalny i smutny. Przedstawia śmierć ojca głównej bohaterki, Emily Hayes, czyli tytułowej strażniczki. Potem jednak nie jest już tak złowrogo, choć akcja nie zwalnia tempa, a część maszkar, w tym dziwny potwór z okładki, jest rodem z rasowego horroru. Tak naprawdę niewiele trzeba byłoby zmienić, aby przebudować ten komiks w serię skierowaną typowo do dorosłego odbiorcy. To naprawdę ogromna zaleta, bo mimo młodzieżowego wizerunku, fabuła potrafi wciągnąć nawet dojrzałego i bardziej wymagającego czytelnika. Przy "Amulecie", filmowa adaptacja "Więźnia labiryntu" to w praktyce rozrywka dla naiwnych dzieci. Emily i jej brat Navin zostają bowiem wrzuceni w magiczny świat, który jest gotów ich pożreć. Dosłownie.
Zwie się on Alledii i jest czymś na wzór naszego świata, tylko przepełnionego magią. Słowem - stara zagrywka. Widzieliśmy to w masie książek, filmów, komiksów czy gier. Wystarczy wymienić "The Longes Journey", albo" Dziesiąte królestwo" i już mamy podstawy do tego co spotkamy w "Amulecie". Przynajmniej w teorii, bowiem Allediia rządzi się swoimi prawami. To nie jest kolejna kopia klasycznego świata fantasy, z wyżej wymienionych tytułów. Więcej tu mroku, odcieni szarości, dziwnych istot, zaś sama magia nie wydaje się być domeną wróżek. Kilka razy podczas lektury miałem wrażenie, że patrzę na odbicie świata z serialu "Witch", który swoją drogą zawsze lubiłem. W uniwersum "Amuletu" zadziałała na mnie ta sama magia - niby to dla młodzieży i dzieciaków (tutaj niekoniecznie tylko dla dziewczyn), ale całość jest miejscami tak mroczna, a fabuła na tyle ciekawie skonstruowana i pełna sekretów, że chce się to czytać. Czuć tutaj po prostu rasową przygodę w świecie magii oraz maszyn. tak maszyn, bo tych jest sporo, ale to pozostawiam już do samodzielnego odkrycia.
Co zaś się tyczy pary głównych bohaterów, czyli Emily i Navina, to z jednej strony prezentują klasykę, a z drugiej dają coś od siebie. Nastolatka musiała dużo szybciej dorosnąć, po stracie ojca, w pewnym stopniu przejmując rolę matki w wychowaniu młodszego brata. Ten jest jeszcze beztroski, ale przy tym nie głupi. Nie ufa wielu rzeczom, na które Emily godzi się pod presją, w pewnym stopniu kuszona przez amulet swego pradziadka. Na tym polu wątek wygląda bardzo ciekawie, bo ciężko mi powiedzieć, czym w praktyce jest istota zaklęta w tym kamieniu. Takich odcieni szarości w komiksie jest znacznie więcej, dlatego trudno wyrobić sobie klarowny obraz jakiegoś antagonisty i protagonisty. Pewne jest tylko, że rodzeństwo zostało rzucone na głęboką wodę, zaś ich rodzinna scheda bardziej przypomina klątwę, niż dar. Finał również skrojono bardzo ciekawie i potrafi on zaskoczyć.
Komu komiks może się spodobać?
Młodzieży oraz fanom mrocznego, młodzieżowego fantasy. Z jednej strony mamy tutaj ograne wątki, z drugiej, całkiem fajne eksperymentowanie ze światem przedstawionym i postaciami. Do tego fabuła ma sporo sekretów i nic nie jest wyłożone od razu.
Czy kupił bym komiks, gdybym nie otrzymał go do recenzji?
Tak, ale jako prezent dla kogoś w wieku 10-15 lat. Ewentualnie fana takich serii. Dla mnie to jest lektura jednorazowa, bowiem już nieco wyrosłem z tej formy komiksu, niemniej przykuł on moją uwagę i będę o nim pamiętał.
Czy komiks zostaje w mojej kolekcji?
Nie i tylko dlatego, że nie jestem adresatem docelowym. Gdyby kreska była mroczniejsza, bardziej hmm... realistyczna, to z pewnością bym go zachował. Przynajmniej na jakiś czas.
W Comics Report pisałem, że już sam prolog zrobił na mnie wrażenie. Jest mocny, brutalny i smutny. Przedstawia śmierć ojca głównej bohaterki, Emily Hayes, czyli tytułowej strażniczki. Potem jednak nie jest już tak złowrogo, choć akcja nie zwalnia tempa, a część maszkar, w tym dziwny potwór z okładki, jest rodem z rasowego horroru. Tak naprawdę niewiele trzeba byłoby zmienić, aby przebudować ten komiks w serię skierowaną typowo do dorosłego odbiorcy. To naprawdę ogromna zaleta, bo mimo młodzieżowego wizerunku, fabuła potrafi wciągnąć nawet dojrzałego i bardziej wymagającego czytelnika. Przy "Amulecie", filmowa adaptacja "Więźnia labiryntu" to w praktyce rozrywka dla naiwnych dzieci. Emily i jej brat Navin zostają bowiem wrzuceni w magiczny świat, który jest gotów ich pożreć. Dosłownie.
Zwie się on Alledii i jest czymś na wzór naszego świata, tylko przepełnionego magią. Słowem - stara zagrywka. Widzieliśmy to w masie książek, filmów, komiksów czy gier. Wystarczy wymienić "The Longes Journey", albo" Dziesiąte królestwo" i już mamy podstawy do tego co spotkamy w "Amulecie". Przynajmniej w teorii, bowiem Allediia rządzi się swoimi prawami. To nie jest kolejna kopia klasycznego świata fantasy, z wyżej wymienionych tytułów. Więcej tu mroku, odcieni szarości, dziwnych istot, zaś sama magia nie wydaje się być domeną wróżek. Kilka razy podczas lektury miałem wrażenie, że patrzę na odbicie świata z serialu "Witch", który swoją drogą zawsze lubiłem. W uniwersum "Amuletu" zadziałała na mnie ta sama magia - niby to dla młodzieży i dzieciaków (tutaj niekoniecznie tylko dla dziewczyn), ale całość jest miejscami tak mroczna, a fabuła na tyle ciekawie skonstruowana i pełna sekretów, że chce się to czytać. Czuć tutaj po prostu rasową przygodę w świecie magii oraz maszyn. tak maszyn, bo tych jest sporo, ale to pozostawiam już do samodzielnego odkrycia.
Co zaś się tyczy pary głównych bohaterów, czyli Emily i Navina, to z jednej strony prezentują klasykę, a z drugiej dają coś od siebie. Nastolatka musiała dużo szybciej dorosnąć, po stracie ojca, w pewnym stopniu przejmując rolę matki w wychowaniu młodszego brata. Ten jest jeszcze beztroski, ale przy tym nie głupi. Nie ufa wielu rzeczom, na które Emily godzi się pod presją, w pewnym stopniu kuszona przez amulet swego pradziadka. Na tym polu wątek wygląda bardzo ciekawie, bo ciężko mi powiedzieć, czym w praktyce jest istota zaklęta w tym kamieniu. Takich odcieni szarości w komiksie jest znacznie więcej, dlatego trudno wyrobić sobie klarowny obraz jakiegoś antagonisty i protagonisty. Pewne jest tylko, że rodzeństwo zostało rzucone na głęboką wodę, zaś ich rodzinna scheda bardziej przypomina klątwę, niż dar. Finał również skrojono bardzo ciekawie i potrafi on zaskoczyć.
Komu komiks może się spodobać?
Młodzieży oraz fanom mrocznego, młodzieżowego fantasy. Z jednej strony mamy tutaj ograne wątki, z drugiej, całkiem fajne eksperymentowanie ze światem przedstawionym i postaciami. Do tego fabuła ma sporo sekretów i nic nie jest wyłożone od razu.
Czy kupił bym komiks, gdybym nie otrzymał go do recenzji?
Tak, ale jako prezent dla kogoś w wieku 10-15 lat. Ewentualnie fana takich serii. Dla mnie to jest lektura jednorazowa, bowiem już nieco wyrosłem z tej formy komiksu, niemniej przykuł on moją uwagę i będę o nim pamiętał.
Czy komiks zostaje w mojej kolekcji?
Nie i tylko dlatego, że nie jestem adresatem docelowym. Gdyby kreska była mroczniejsza, bardziej hmm... realistyczna, to z pewnością bym go zachował. Przynajmniej na jakiś czas.