1 listopada 2017

Inspektor Akane Tsunemori #1

Po dziś dzień lubię sobie czasem wrócić do "Raportu mniejszości" z Tomem Cruise'm w roli głównej. To nadal bardzo dobry film, zarówno od strony fabularnej jak i technicznej. Jednak nigdy nie przeszkadzało mi to twierdzić, że jest to też produkcja z fabułą zrobioną w pewnym sensie mocno na wyrost. Część rzeczy faktycznie przewidział, jak spersonalizowane reklamy, ale szczerze wątpię, aby społeczeństwo zgodziło się na zamykanie ludzi w więzieniu za hipotetycznie popełnione zbrodnie. Niemniej w filmie Stevena Spielberga ma to jeszcze sens. Tam najczęściej niedoszłego przestępce łapano na chwilę przed dokonaniem czynu. W mandze "Inspektor Akane Tsunemori" posunięto się o kilka kroków do przodu. Jak to wypadło? W moim odczuciu mieszanie. Z jednej strony podczas lektury pierwszego tomu serii miałem odczucie kalki "Raportu mniejszości", z drugiej główna bohaterka wyłamywała się mocno z tego schematu, ale wpadała w inny - osoby stojącej po stronie tych, którymi gardzi społeczeństwo.

Zacznijmy od podstawowej różnicy, jaka jest pomiędzy przedstawioną tu mangą, a dziełem Spielberga. W komiksie ludzi nadzoruje sztuczna inteligencja, zwana Sybill. Określa ona, za pomocą tak zwanego Psycho-Passa, potencjalny stan zagrożenia ze strony obywatela. Program działa od 30 lat i znacząco zmniejszył ilość przestępstw. W filmie mieliśmy za to do czynienia z trójką jasnowidzów, podłączonych do aparatury i przewidujących samo morderstwo. To bardzo istotna różnica, bo u Spielberga, zdarzenie by zaszło gdyby nie interwencja osób trzecich, a w "Inspektor Akane Tsunemori" określa się stan potencjalnego przestępcy na bazie jego samopoczucia. Komiks to zresztą doskonale pokazuje i wręcz piętnuje. Osoba będąca pod wpływem ostrego stresu, czy wystawiona na skrajne bodźce reaguje inaczej, niż osoba spokojna. System jednak tego nie rozróżnia. Dla niego liczy się tylko obecna chwila i cyferki. Ten element jest jak najbardziej na plus w komiksie, pozwalając czytelnikowi zobaczyć rozłam pomiędzy trzema grupami postaci.

Pierwsza popiera system, działając jak automaty zgodnie z tym co mówi, bo tak jest wygodniej. Druga czyni podobnie, jednak z innych pobudek. Są psami gończymi służb bezpieczeństwa, łapiącymi potencjalnych przestępców i wykonującymi wyroki, jeśli zajdzie taka konieczność. Niekoniecznie popierają system, co starsi pamiętają doskonale czasy sprzed jego powstania, jednak i tak postępują zgodnie z tym co nakazuje program. Trzecią grupę stanowią osoby należące do wyższych szczebli bezpieczeństwa, poddające jednak w wątpliwość osąd Sibilli. Do nich zalicza się właśnie tytułowa bohaterka, Akane Tsunemori, dopiero zaczynająca pracę inspektora.


Ten rozłam jest świetnie pokazany i daje nadzieje na ciekawą kontynuację. Szczególnie, że mamy tutaj drugą różnicę względem "Raportu mniejszości" - uzależnienie społeczeństwa od programu. To Sibilla wybiera obywatelom możliwe ścieżki zawodowe, określa ich stan duchowy i nakazuje odpowiednie spożycie kalorii w danym dniu. W efekcie tego społeczeństwo jest uzależnione od leków antystresowych i porad w poradni psychologicznej. Gdy jakaś grupa zostaje odcięta lub częściowo odizolowana od tego systemu, zaczynają się kłopoty. Poważne kłopoty. Taki obraz przyszłości, jest coraz bardziej realny i to widzimy z każdym kolejnym rokiem.

Niestety Akane za szybko popada w klasyczny schemat, małej dziewczynki, o wielkich możliwościach, która pragnie zbawić świat. Pasuje to do konwencji, jednak sama bohaterka strasznie mnie irytowała. Co innego Masaoka Tomomi. Detektyw starej daty, obecnie pies gończy o wysokim wskaźniku agresji, pamiętający czasy sprzed powstania sytemu. Jest on swego rodzaju mentorem dla głównej bohaterki oraz chyba ostatnią ostoją rozumu w świecie bez duszy. To bardzo ważna postać, jak na razie najważniejsza z wszystkich, jakie przedstawiono w tym, dość mocno wprowadzającym w uniwersum, albumie. Tak naprawdę to z jego powodu chcę czytać dalej tą serię i mam nadzieję, że jego rola będzie mocniej rozbudowana w następnych tomach. Na razie natomiast jest nieźle, ale nadal ma się wrażenie, że to już wszystko było.