Pierwsze trzy tomy "Bunkra" naprawdę mi się podobały, choć fabuła nie wciągnęła mnie tak mocno jak w przypadku "Sanktuarium". Jednak całość dotąd intrygowała, postacie były napisane ciekawie i było sporo zwrotów akcji. Do tego seria zawiera naprawdę świetne rysunki Nicola Genzianella, za których pokolorowanie zabrał się Marie-Paule Alluard. Efekt ich pracy wypadł rewelacyjnie, w pełni oddając klimat oraz ducha przedstawianej tu opowieści. Co zatem nie zagrało w czwartym albumie? Cóż, kilka drobiazgów, choć zebrane razem sprawiły, że mój entuzjazm nieco opadł, bo liczyłem na coś hmm..... ciekawszego.
Aleksij Stassik odłączył się od swych przyjaciół Josefa Jewkicza, prostego żołnierza którego poznał w tytułowym Bunkrze 37, i Aniki Borodiny, siostrzenicy Imparatora Velkiegostoku, z którą zaczęła go łączyć bardzo intymna relacja. Przemierza on terytoria Jeretyków aby odnaleźć sposób na kontrolowanie swej nadludzkiej mocy, która już kiedyś wymknęła się spod kontroli doprowadzając do tragedii i śmierci tysięcy ludzi. Tymczasem Jozef i Anika spędzają czas za murami pałacu Imparatora, odkrywając powoli tajemniczą przeszłość kobiety. Anika spostrzega tez jeszcze jedna zmianę - jest w ciąży z Stassikiem, a ich dziecko może wpłynąć bezpośrednio na losy całego świata.
Powyższą pigułkę informacji, a nawet dużo większą, czytelnik otrzymuje już na starcie tego albumu. Wcześniej też streszczono dotychczasowe poczynania głównych bohaterów, tak aby żadna z kluczowych informacji nie umknęła naszej uwadze, a jest tego naprawdę sporo. Całość uzupełnia przedstawienie charakterystyki głównych postaci występujących w tym albumie, bez czego czasem można byłoby się pogubić w całej tej zawiłej historii. Mamy tutaj bowiem nie tylko konflikt trzech nacji oraz wewnętrzną walkę o władzę, ale również prehistoryczną rasę ludzi, dwie walczące z sobą rasy kosmitów oraz awatary Światła i Cienia. Słowem - wszystkiego po trochu.
Już wcześniej miałem takie odczucie jakbym oglądał bardziej złożony film w którym wymieszany jest "Stan zagrożenia " z "Archiwum X", ale teraz ustąpiło to miejsca klasycznemu science fiction, gdzie jedna rasa obcych walczy z drugą wykorzystując do tego ludzi. Czasami już się gubiłem i nie wiedziałem czy patrzę na "kosmitę" czy istotę paranormalna zawieszoną miedzy wymiarami. To jest pierwszy kamyk w bucie, który psuł mi radość z lektury. W praktyce najmocniej, bo główna oś fabularna z Stassikiem i jego perypetiami bardzo mi się podoba. Natomiast wciskanie tutaj odwiecznej walki dobra ze złem, światłości z ciemnością i tak dalej, jakoś do tego nie pasuje. Niby żadna ze stron nie jest czysta na sumieniu i w praktyce każdy ma więcej krwi na rękach niż główni bohaterowie, ale dalej sunie się tu na stereotypie "jasność dobra, ciemność zła". Nie ma nic po środku.
Choć w pewnym sensie jest, a to za sprawą Josefa i jego roli w ochronie Aniki. Tylko problem w tym, że ten wątek jest na dalszym planie, zaś pierwszy został zdominowany przez Stassika, polowanie na niego i utarczki pomiędzy Cieniem a Istotą Światłości. Szkoda bo ta parka ma o wiele ciekawszą rolę w całym tym zamieszaniu i więcej wnosi do historii niż inne postacie. Zresztą mam nadzieję, że w finalnym, piątym albumie ich historia będzie ciekawie poprowadzona.
Co zaś się tyczy warstwy czysto wizualnej to jest rewelacyjnie i ciężko się tutaj do czegokolwiek przyczepić. Mamy obłędnie narysowane pejzaże, świetnie przedstawionych bohaterów i bardzo klimatyczne opracowanie kadrów od strony kolorystycznej oraz cieni. Całość w pełni oddaje ducha opowiadanej w komiksie historii, a przy tym wygląda nieraz jak zatrzymane w czasie kadry wyjęte wprost z filmu. Podobne wrażenie miałem przy lekturze "Sanktuarium" choć tam była zupełnie inna stylistyka. "Jatki" czyta się ogólnie dobrze, ale nie tak dobrze jak poprzednie trzy tomy. Osobiście po finale tego albumu czuję lekki zawód, choć nadal moja ciekawość bierze górę i pragnę poznać finał całej przygody. Jednak teraz nie pałam już takim optymizmem, choć w duchu, cichutko wierzę, że dam się jeszcze czymś zaskoczyć w ostatnim tomie.
Aleksij Stassik odłączył się od swych przyjaciół Josefa Jewkicza, prostego żołnierza którego poznał w tytułowym Bunkrze 37, i Aniki Borodiny, siostrzenicy Imparatora Velkiegostoku, z którą zaczęła go łączyć bardzo intymna relacja. Przemierza on terytoria Jeretyków aby odnaleźć sposób na kontrolowanie swej nadludzkiej mocy, która już kiedyś wymknęła się spod kontroli doprowadzając do tragedii i śmierci tysięcy ludzi. Tymczasem Jozef i Anika spędzają czas za murami pałacu Imparatora, odkrywając powoli tajemniczą przeszłość kobiety. Anika spostrzega tez jeszcze jedna zmianę - jest w ciąży z Stassikiem, a ich dziecko może wpłynąć bezpośrednio na losy całego świata.
Powyższą pigułkę informacji, a nawet dużo większą, czytelnik otrzymuje już na starcie tego albumu. Wcześniej też streszczono dotychczasowe poczynania głównych bohaterów, tak aby żadna z kluczowych informacji nie umknęła naszej uwadze, a jest tego naprawdę sporo. Całość uzupełnia przedstawienie charakterystyki głównych postaci występujących w tym albumie, bez czego czasem można byłoby się pogubić w całej tej zawiłej historii. Mamy tutaj bowiem nie tylko konflikt trzech nacji oraz wewnętrzną walkę o władzę, ale również prehistoryczną rasę ludzi, dwie walczące z sobą rasy kosmitów oraz awatary Światła i Cienia. Słowem - wszystkiego po trochu.
Już wcześniej miałem takie odczucie jakbym oglądał bardziej złożony film w którym wymieszany jest "Stan zagrożenia " z "Archiwum X", ale teraz ustąpiło to miejsca klasycznemu science fiction, gdzie jedna rasa obcych walczy z drugą wykorzystując do tego ludzi. Czasami już się gubiłem i nie wiedziałem czy patrzę na "kosmitę" czy istotę paranormalna zawieszoną miedzy wymiarami. To jest pierwszy kamyk w bucie, który psuł mi radość z lektury. W praktyce najmocniej, bo główna oś fabularna z Stassikiem i jego perypetiami bardzo mi się podoba. Natomiast wciskanie tutaj odwiecznej walki dobra ze złem, światłości z ciemnością i tak dalej, jakoś do tego nie pasuje. Niby żadna ze stron nie jest czysta na sumieniu i w praktyce każdy ma więcej krwi na rękach niż główni bohaterowie, ale dalej sunie się tu na stereotypie "jasność dobra, ciemność zła". Nie ma nic po środku.
Choć w pewnym sensie jest, a to za sprawą Josefa i jego roli w ochronie Aniki. Tylko problem w tym, że ten wątek jest na dalszym planie, zaś pierwszy został zdominowany przez Stassika, polowanie na niego i utarczki pomiędzy Cieniem a Istotą Światłości. Szkoda bo ta parka ma o wiele ciekawszą rolę w całym tym zamieszaniu i więcej wnosi do historii niż inne postacie. Zresztą mam nadzieję, że w finalnym, piątym albumie ich historia będzie ciekawie poprowadzona.
Co zaś się tyczy warstwy czysto wizualnej to jest rewelacyjnie i ciężko się tutaj do czegokolwiek przyczepić. Mamy obłędnie narysowane pejzaże, świetnie przedstawionych bohaterów i bardzo klimatyczne opracowanie kadrów od strony kolorystycznej oraz cieni. Całość w pełni oddaje ducha opowiadanej w komiksie historii, a przy tym wygląda nieraz jak zatrzymane w czasie kadry wyjęte wprost z filmu. Podobne wrażenie miałem przy lekturze "Sanktuarium" choć tam była zupełnie inna stylistyka. "Jatki" czyta się ogólnie dobrze, ale nie tak dobrze jak poprzednie trzy tomy. Osobiście po finale tego albumu czuję lekki zawód, choć nadal moja ciekawość bierze górę i pragnę poznać finał całej przygody. Jednak teraz nie pałam już takim optymizmem, choć w duchu, cichutko wierzę, że dam się jeszcze czymś zaskoczyć w ostatnim tomie.