To co jest przeznaczone dla ludzi, nie zawsze musi okazać się czymś pożytecznym dla innych, w tym wypadku Smerfów. Mowa tutaj o pieniądzach i stylu życia jaki się z nimi wiąże. Wioska niebieskich skrzatów, zamieszkujących las w średniowiecznej Europie, nie zna wartości złota. Wspólnie pracują, wspólnie o siebie dbają, razem dzielą smutki i radości. Brzmi to jak utopijne, doskonałe społeczeństwo rodem z doktryn komunistycznych, choć w pewnym sensie czymś takim właśnie jest. Kiedy jednak do wioski zawitał, w praktyce czystym przypadkiem, pieniądz w postaci złotej monety, w czasie gdy Papa Smerf zaniemógł, życie małych Smerfów zmieniło się nie poznania.
Pewnego słonecznego dnia w laboratorium Papy Smerfa dochodzi do groźnej eksplozji. W jej wyniku staruszek zapada w śpiączkę w wyniku zatrucia toksycznymi oparami, zaś sama pracownia jest doszczętnie zniszczona. Smerfy wysyłają jednego ze swoich do czarodzieja Omnibusa, który dawno temu przywołał niebieskie skrzaty aby pomogły pewnemu paziowi i jego giermkowi w ważnej misji. Przynajmniej tak mówi wersja komiksowa, gdyż animacja to zupełnie inna para kaloszy. Czarodziej zgadza się się pomóc, ale niestety zabrakło mu składników, zatem wysyła swego ucznia do miasta, gdzie akurat trwa targ. Smerf towarzyszy w młodemu człowiekowi i tak dowiaduje się czym są pieniądze. Zachwycony tym odkryciem postanawia wprowadzić ów wynalazek do społeczności smerfów, tym samym zdobywając miano Smerfa Finansisty. Jak się szybko okaże, nie każdy na tym zyska.
Komiks jest bardzo pouczającą historią, obrazującą w wyjątkowo prosty sposób kilka ważnych spraw związanych z obrotem gotówką. Po pierwsze pokazuje, że nie znając wartości drogocennych materiałów, w tym konkretnym wypadku złota, inne rzeczy potrafią być cenniejsze. To społeczeństwo nadaje wartość danym towarom, wyceniając je względem podaży i popytu oraz czasu jaki musza poświęcić na ich produkcję. Smerfy tego dotąd nie znały i coś co dla nich było cenne, np. wiersz, szybko mogło stracić na wartości, zaś zwykły chleb będący codziennym zapotrzebowaniem, urosnąć do rangi rzeczy absolutnie koniecznej.
To zaś rodzi kolejną rzecz - przydatność danych zawodów. Świetnie to pokazano na przykładzie Pracusia, Piekarza czy Farmera, którzy błyskawicznie zaczęli się bogacić. Tymczasem Poeta albo Zgrywus czy Śpioch praktycznie popadli w nędzę. Wytwory pierwszego nie miały wartości, drugiego nie przynosiły pożytku (chyba że chciało się zrobić kawał Zgrywusowi), a ostatni nigdy nie pracował. Kto zaś nie pracuje, ten nie je, jak prawi stare porzekadło, niestety nie działające sprawnie w niektórych ustrojach politycznych. To również powoduje podziały społeczne w społeczności niebieskich skrzatów. Ci którym się powodzi, stają się coraz bogatsi i mogą sobie pozwolić na wszystko. Inni zaś ciężko pracują aby w ogóle się utrzymać, a ci na samym dole drabiny społecznej muszą żebrać lub sprzedawać swoją własność aby mieć na chleb.
Tymczasem Smerf Finansista jest wręcz ucieleśnieniem systemu bankowości. Zarabia na biedzie jednych oraz bogactwie drugich, obracając ciągle gotówką. Niby wszystko wydaje się uczciwe, ale biedota oraz tęsknota za dawnym stylem życia mogą popchnąć do drastycznych kroków. W ten oto sposób najbogatszy może stać się najbiedniejszym, a ten co teoretycznie nie ma nic, ma tak naprawdę cały świat. Brzmi pięknie, choć nie jest to wcale takie proste i cudowne jak się wydaje. Gargamel w tej opowieści również będzie miał co nieco do powiedzenia, dając tym samym Smerfom lekcję pokory.
"Smerf Finansista" to w moich oczach bardzo ważny album. Pokazuje prawdę o pieniądzu, ale nie piętnuje go na całej linii. Udowadnia natomiast, że w utopijne, baśniowej społeczności małych skrzatów ludzkie wynalazki potrafią przynieść więcej złego niż dobrego. Niestety nasza rzeczywistość wymusza na nas obrót gotówką, od której jesteśmy uzależnieni. To wokoło niej zbudowaliśmy nasze życie w wielkich miastach i bogatych wsiach. Jednak są rejony, gdzie pieniądz jest mniej wart niż chleb, który codziennie jemy. Tam liczy się wspólnota i jej silna więź.
Pewnego słonecznego dnia w laboratorium Papy Smerfa dochodzi do groźnej eksplozji. W jej wyniku staruszek zapada w śpiączkę w wyniku zatrucia toksycznymi oparami, zaś sama pracownia jest doszczętnie zniszczona. Smerfy wysyłają jednego ze swoich do czarodzieja Omnibusa, który dawno temu przywołał niebieskie skrzaty aby pomogły pewnemu paziowi i jego giermkowi w ważnej misji. Przynajmniej tak mówi wersja komiksowa, gdyż animacja to zupełnie inna para kaloszy. Czarodziej zgadza się się pomóc, ale niestety zabrakło mu składników, zatem wysyła swego ucznia do miasta, gdzie akurat trwa targ. Smerf towarzyszy w młodemu człowiekowi i tak dowiaduje się czym są pieniądze. Zachwycony tym odkryciem postanawia wprowadzić ów wynalazek do społeczności smerfów, tym samym zdobywając miano Smerfa Finansisty. Jak się szybko okaże, nie każdy na tym zyska.
Komiks jest bardzo pouczającą historią, obrazującą w wyjątkowo prosty sposób kilka ważnych spraw związanych z obrotem gotówką. Po pierwsze pokazuje, że nie znając wartości drogocennych materiałów, w tym konkretnym wypadku złota, inne rzeczy potrafią być cenniejsze. To społeczeństwo nadaje wartość danym towarom, wyceniając je względem podaży i popytu oraz czasu jaki musza poświęcić na ich produkcję. Smerfy tego dotąd nie znały i coś co dla nich było cenne, np. wiersz, szybko mogło stracić na wartości, zaś zwykły chleb będący codziennym zapotrzebowaniem, urosnąć do rangi rzeczy absolutnie koniecznej.
To zaś rodzi kolejną rzecz - przydatność danych zawodów. Świetnie to pokazano na przykładzie Pracusia, Piekarza czy Farmera, którzy błyskawicznie zaczęli się bogacić. Tymczasem Poeta albo Zgrywus czy Śpioch praktycznie popadli w nędzę. Wytwory pierwszego nie miały wartości, drugiego nie przynosiły pożytku (chyba że chciało się zrobić kawał Zgrywusowi), a ostatni nigdy nie pracował. Kto zaś nie pracuje, ten nie je, jak prawi stare porzekadło, niestety nie działające sprawnie w niektórych ustrojach politycznych. To również powoduje podziały społeczne w społeczności niebieskich skrzatów. Ci którym się powodzi, stają się coraz bogatsi i mogą sobie pozwolić na wszystko. Inni zaś ciężko pracują aby w ogóle się utrzymać, a ci na samym dole drabiny społecznej muszą żebrać lub sprzedawać swoją własność aby mieć na chleb.
Tymczasem Smerf Finansista jest wręcz ucieleśnieniem systemu bankowości. Zarabia na biedzie jednych oraz bogactwie drugich, obracając ciągle gotówką. Niby wszystko wydaje się uczciwe, ale biedota oraz tęsknota za dawnym stylem życia mogą popchnąć do drastycznych kroków. W ten oto sposób najbogatszy może stać się najbiedniejszym, a ten co teoretycznie nie ma nic, ma tak naprawdę cały świat. Brzmi pięknie, choć nie jest to wcale takie proste i cudowne jak się wydaje. Gargamel w tej opowieści również będzie miał co nieco do powiedzenia, dając tym samym Smerfom lekcję pokory.
"Smerf Finansista" to w moich oczach bardzo ważny album. Pokazuje prawdę o pieniądzu, ale nie piętnuje go na całej linii. Udowadnia natomiast, że w utopijne, baśniowej społeczności małych skrzatów ludzkie wynalazki potrafią przynieść więcej złego niż dobrego. Niestety nasza rzeczywistość wymusza na nas obrót gotówką, od której jesteśmy uzależnieni. To wokoło niej zbudowaliśmy nasze życie w wielkich miastach i bogatych wsiach. Jednak są rejony, gdzie pieniądz jest mniej wart niż chleb, który codziennie jemy. Tam liczy się wspólnota i jej silna więź.