Smerfy są pracowite, choć jeden z nich mógłby przespać całe życie. Mowa oczywiście o Śpiochu, który potrafi zasnąć z byle powodu. Tak też stało się i tym razem, jednak pozostałe Smerfy postanowiły wysmerfować mu kawał, który o mało nie skończył się tragicznie. Tak, Gargamel miał tutaj coś do powiedzenia. Jest to pierwsza z pięciu historii, jakie znajdziemy w tym albumie i chyba jedna z zabawniejszych. Ma też, jak niemal każda historyjka o niebieskich skrzatach, swój morał, a brzmi on "Nie warto przesypiać całego życia". Choć Śpioch chyba nie do końca pojął znaczenie tych słów. Pozostałe opowieści również pokazują, że czasem mądry Smerf to Smerf po szkodzie.
Oprócz tytułowego "Dziwnego przebudzenia Smerfa Śpiocha", mamy jeszcze "Pociąg Smerfów", "Smerf i Smok", "Smerfy Strażacy" oraz "Kret u Smerfów". Najciekawiej wypadł pociąg oraz strażacy, gdzie bardzo dużo do opowieści dołożył Pracuś. W praktyce bez niego te historie by nie powstały. Jednak jego wysiłek w obu wypadkach nie do końca przyniósł zakładany z góry efekt, choć nie było w tym jego winy. W obu przypadkach Smerfy miały do czynienia z czarownikiem Gargamelem i mimo happy endu, o mało co nie wylądowały w garnku. No, w drugim wypadku na ruszcie. Nasze małe, niebieskie skrzaty poczuły się bowiem zbyt pewnie za pierwszym razem i nie doceniły sprytu swego odwiecznego wroga. Mogło się to dla nich skończyć nie ciekawie gdyby nie pewne okoliczności losu. W drugim wypadku mamy do czynienia z nadgorliwością grupy Smerfów będącej strażakami, co udowadnia nam tylko, że dobre chęci nie zawsze popłacają.
Najsłabiej wypadła w mojej opinii opowieść ze smokiem. Owszem było tam trochę śmiechu, ale główny temat jakim jest szukanie zwierzęcego przyjaciela, nie do końca wypalił. Ot każdy Smerf ma jakiegoś towarzysza, tylko Nieśmiałek nikogo nie może sobie znaleźć. Do czasu gdy spotyka... smoka. Jak łatwo się domyślić sprowadza to na wioskę same kłopoty, bo nawet mały smok, do tego ziejący ogniem na wszystkie strony, potrafi dokonać spustoszenia. Nie inaczej jest w tym wypadku i kompan Nieśmiałka nie jest mile widziany przez inne Smerfy. Druga część opowieści jest jednak ciekawsza i daje co nieco do myślenia. Sam finał też potrafi wywołać uśmiech na ustach czytelnika.
Co zaś się tyczy przygody z kretem to tutaj pierwsze skrzypce gra Ważniak. Czy też raczej jego okulary oraz wredne dowcipy Zgrywusa. Krecik wpakowuje nasze małe skrzaty w kłopoty, gdy te próbują mu pomóc. Co zaś się tyczy samych okularów to zgrywus jak zwykle zaczyna od wybuchowego prezentu, jednak tym razem jego dowcip obraca się przeciw niemu samemu. Niemniej całość jest zabawna, a finał ciekawy, dobrze wieńczący cały album. Trzeba przyznać, że mimo tylu lat na karku Smerfy, szczególnie te które wyszły jeszcze spod ręki Peyo, nadal bawią. Co prawda wolę albumy z jedną opowieścią, ale czasem taka seria krótkich opowiastek też potrafi rozbawić człowieka gdy ma pochmurny nastrój.
Oprócz tytułowego "Dziwnego przebudzenia Smerfa Śpiocha", mamy jeszcze "Pociąg Smerfów", "Smerf i Smok", "Smerfy Strażacy" oraz "Kret u Smerfów". Najciekawiej wypadł pociąg oraz strażacy, gdzie bardzo dużo do opowieści dołożył Pracuś. W praktyce bez niego te historie by nie powstały. Jednak jego wysiłek w obu wypadkach nie do końca przyniósł zakładany z góry efekt, choć nie było w tym jego winy. W obu przypadkach Smerfy miały do czynienia z czarownikiem Gargamelem i mimo happy endu, o mało co nie wylądowały w garnku. No, w drugim wypadku na ruszcie. Nasze małe, niebieskie skrzaty poczuły się bowiem zbyt pewnie za pierwszym razem i nie doceniły sprytu swego odwiecznego wroga. Mogło się to dla nich skończyć nie ciekawie gdyby nie pewne okoliczności losu. W drugim wypadku mamy do czynienia z nadgorliwością grupy Smerfów będącej strażakami, co udowadnia nam tylko, że dobre chęci nie zawsze popłacają.
Najsłabiej wypadła w mojej opinii opowieść ze smokiem. Owszem było tam trochę śmiechu, ale główny temat jakim jest szukanie zwierzęcego przyjaciela, nie do końca wypalił. Ot każdy Smerf ma jakiegoś towarzysza, tylko Nieśmiałek nikogo nie może sobie znaleźć. Do czasu gdy spotyka... smoka. Jak łatwo się domyślić sprowadza to na wioskę same kłopoty, bo nawet mały smok, do tego ziejący ogniem na wszystkie strony, potrafi dokonać spustoszenia. Nie inaczej jest w tym wypadku i kompan Nieśmiałka nie jest mile widziany przez inne Smerfy. Druga część opowieści jest jednak ciekawsza i daje co nieco do myślenia. Sam finał też potrafi wywołać uśmiech na ustach czytelnika.
Co zaś się tyczy przygody z kretem to tutaj pierwsze skrzypce gra Ważniak. Czy też raczej jego okulary oraz wredne dowcipy Zgrywusa. Krecik wpakowuje nasze małe skrzaty w kłopoty, gdy te próbują mu pomóc. Co zaś się tyczy samych okularów to zgrywus jak zwykle zaczyna od wybuchowego prezentu, jednak tym razem jego dowcip obraca się przeciw niemu samemu. Niemniej całość jest zabawna, a finał ciekawy, dobrze wieńczący cały album. Trzeba przyznać, że mimo tylu lat na karku Smerfy, szczególnie te które wyszły jeszcze spod ręki Peyo, nadal bawią. Co prawda wolę albumy z jedną opowieścią, ale czasem taka seria krótkich opowiastek też potrafi rozbawić człowieka gdy ma pochmurny nastrój.