W 2006 roku pojawiła się na półkach księgarni Chemia śmierci, autorstwa brytyjskiego dziennikarza - Simona Becketta. Błyskawicznie zyskała popularność dzięki rzeczowemu podejściu do tematyki patologii sądowej przedstawionej z perspektywy głównego bohatera powieści, doktora Davida Huntera, antropologa sądowego, który po tragicznym wypadku, w którym zginęła jego rodzina, postanowił przenieść się na wieś. Oczywiście Beckett błyskawicznie wplątał swego fikcyjnego herosa w aferę kryminalną, gdzie dzielny doktor Hunter pomógł policji odkryć wiele sekretów zbrodni na podstawie autopsji zwłok. Kolejne książki również poszły śladem Huntera i spraw kryminalnych jakie prowadził. W Ranach kamieni jednak nie spotkamy naszego patologa, tylko zupełnie nową postać. Z początku nieokreśloną, przerażoną i tajemniczą, która trafia w wyniku bardzo niefortunnych okoliczności na francuską farmę, kryjącą nie mniej tajemnic co główny bohater. A niemymi świadkami oraz obserwatorami całej tej historii są kamienne posągi.
Już od pierwszych stroni wiemy, że mamy do czynienia z przestępstwem w którym wystąpił co najmniej jeden trup. Późna wiosna gdzieś na wsi we Francji, wokoło tylko lasy i farmy, a w zielonej gęstwinie samochód wraz z przerażonym kierowcą. Pusty bak, ślady krwi na pasie bezpieczeństwa i paczka kokainy, która wypada z schowka ukrytego pod bagażnikiem. Przerażony Anglik, w sile wieku o płomiennie rudych włosach, które od razu zdradzają jego pochodzenie, w panice myśli co począć dalej, dokąd iść, gdzie się ukryć. Pakuje plastikowe zawiniątko z białym proszkiem do swego plecaka, gdzie znajduje się obecnie cały jego dobytek i porzuciwszy samochód oraz zniszczywszy telefon ucieka drogą przed siebie. Autostopem dociera do miasteczka, a potem rusza dalej bez celu i jakichkolwiek planów. Widząc na spalonej słońcem drodze, daleko za sobą samochód policyjny, wpada w panikę i rzuca się do lasu, gdzie natrafia na płot. Przeskakuje go i... wpada prosto w sidła łowieckie. Samochód go mija, mężczyzna pozostaje w potrzasku i powoli zaczyna godzić się z swym losem, gdy słońce zaczyna znikać, a on w malignie i gorączce traci przytomność. Jednak to dopiero początek jego prawdziwej wędrówki. Nasz bohater budzi się na strychu stodoły i dowiaduje się że trafił na farmę niejakiego Arnauda oraz jego dwóch córek Mathide oraz Gretchen. Wszytko wygląda niewinnie, ale szybko się okazuje że to tylko iluzja, niemniej iluzja otoczona spokojem oraz dająca schronienie przed przeszłością. Tylko czy na długo?
Wiele spraw w Ranach kamieni staje się dla czytelnika bardzo jasnych od samego początku. Akcja książki przebiega dwutorowo, niemal w każdym rozdziale. Na pierwszym planie mamy teraźniejsze wydarzenia na farmie i pobliskim miasteczku, a raczej wiosce, jak trafnie zauważa główny bohater tej powieści. Druga część przenosi nas w bliżej nie określoną przeszłość czasów obecnych do Londynu, gdzie główny bohater opisuje swoich przyjaciół oraz czas spędzony z Chloe, kobietą równie tajemniczą co francuska farma Arnaudów. Czytelnik niemal od razu zobaczy podane jak na dłoni elementy układanki które łączą wydarzenia w Londynie z tymi dziejącymi się na bierząco, jednak nie będzie mógł od razu dociec kto jest w tym wszystkim ofiarą a kto zbrodniarzem. Szybko też zorientuje się że trupów w całej tej przygodzie jest więcej, a kluczem jest tytuł powieści, choć ta wskazówka może okazać sie wielce zwodnicza.
Beckett zrobił dwie rewelacyjne rzeczy w swej najnowszej powieści. Po pierwsze zrezygnował z doktora Huntera oraz opisów chemicznych jakie zachodzą po śmierci w ludzkim ciele. Tym razem przerzucił całą analizę na ludzką psychikę. Zaczął drążyć w sumieniu, poczuciu winy oraz próbie odkupienia swojej duszy za uczynki przeszłości. Pokazał to w sposób jasny, ale przy tym wyrafinowany, jednak całą kwintesencję tego manewru zawarł w finalnym rozdziale oraz epilogu. Po drugie, przez niemal całą książkę czytelnik jest pewien, że wie więcej niż główny bohater, że potrafi przewidzieć wszystko co autor miał na myśli i już w jednej-trzeciej powieści rozwiązał całą zagadkę kryminalną. Wie kto, jak i dlaczego zginął oraz kto jest w tym wszystkim zbrodniarzem a kto ofiarą. Tak samo jak główna postać - jest pewien, choć brak mu niepodważalnych dowodów, ale mimo to wie gdzie iść. I jest to prawda względem spraw jakie miały miejsce w Londynie. Jednak farma to skała której nie sposób przeniknąć, a jej sekrety są zakopane naprawdę głęboko, dzięki czemu na samym końcu czytelnik czuje się jakby dostał smagnięcie biczem prosto w głowę.
W tym całym galimatiasie sekretów oraz przewidywalnych zdarzeń codzienności, rysują się postacie. Bardzo naturalne, wręcz wyjęte z codzienności naszego życia. Stetryczały, gruboskórny Arnaud, broniący swych młodych, do tego pięknych, córek; Mathilda, najstarsza córka około trzydziestki, która jest młodą, samotną matką; Gretchen, równie atrakcyjna co szalona i bezwstydna osiemnastolatka, ładująca naszego bohatera co rusz w kłopotliwe sytuacje i Goergs - samotnik oraz pomocnik Arnauda, zajmujący się głównie świniodzikami na farmie. Oraz oczywiście sama farma, zdająca się żyć własnym życiem, mająca własny biorytm i odcinająca swych mieszkańców od reszty świata. Są to główne postacie tego dramatu, który rozgrywa się na oczach mieszkańców pobliskiego miasteczka oraz posągów. Kamiennych statui, stojących samotnie pośród drzew i przyglądających się w milczeniu ludziom, trzymając ich sekrety tylko dla siebie.
Rany kamieni to zupełnie inne spojrzenie na twórczość Simona Becketta. Nie mamy tutaj do czynienia z thrillerem tylko rasowym kryminałem, w którym jeden sekret odkrywa kolejną tajemnicę, a ofiara i zbrodniarz tańczą z sobą w subtelnym wirze zagadek i pytań. Przez większość powieści, czytelnik będzie pewny że wszystko umie przewidzieć, jednak mimo to brakuje mu na to dowodów, więc zagłębia się dalej w kartach tajemnic farmy i wydarzeń z Londynu, aby dostać potwierdzenie swoich domysłów. I wtedy na sam koniec niemal wszystko rozpada się jak domek z kart. Beckett zafundował swej powieści najlepsze z możliwych zakończeń - przerażające, okrutne i bardzo życiowe. Do tego czytając książkę po raz drugi, znając już sekret farmy Arnaudów patrzymy na Rany kamieni z zupełnie innej perspektywy, odczytując gesty postaci inaczej niż za pierwszym razem i to budzi w nas zarówno przerażenie, współczucie, a czasem odrazę dla nich. Epilog definitywnie zakończył akcję tej powieści zamykając wszystkie wątki w najlepszy sposób - bez żadnych niedopowiedzeń, snucia planów czy innych sekretów. Zaś ostatni akapit i wieńczące je zdanie wbija się w pamięć czytelnika, nie tylko podsumowując całą powieść, ale także dając nam dobrą radę na życie.
Ocena - 9/10
Dziękuję wydawnictwu Amber za przekazanie egzemplarza książki do recenzji.
Już od pierwszych stroni wiemy, że mamy do czynienia z przestępstwem w którym wystąpił co najmniej jeden trup. Późna wiosna gdzieś na wsi we Francji, wokoło tylko lasy i farmy, a w zielonej gęstwinie samochód wraz z przerażonym kierowcą. Pusty bak, ślady krwi na pasie bezpieczeństwa i paczka kokainy, która wypada z schowka ukrytego pod bagażnikiem. Przerażony Anglik, w sile wieku o płomiennie rudych włosach, które od razu zdradzają jego pochodzenie, w panice myśli co począć dalej, dokąd iść, gdzie się ukryć. Pakuje plastikowe zawiniątko z białym proszkiem do swego plecaka, gdzie znajduje się obecnie cały jego dobytek i porzuciwszy samochód oraz zniszczywszy telefon ucieka drogą przed siebie. Autostopem dociera do miasteczka, a potem rusza dalej bez celu i jakichkolwiek planów. Widząc na spalonej słońcem drodze, daleko za sobą samochód policyjny, wpada w panikę i rzuca się do lasu, gdzie natrafia na płot. Przeskakuje go i... wpada prosto w sidła łowieckie. Samochód go mija, mężczyzna pozostaje w potrzasku i powoli zaczyna godzić się z swym losem, gdy słońce zaczyna znikać, a on w malignie i gorączce traci przytomność. Jednak to dopiero początek jego prawdziwej wędrówki. Nasz bohater budzi się na strychu stodoły i dowiaduje się że trafił na farmę niejakiego Arnauda oraz jego dwóch córek Mathide oraz Gretchen. Wszytko wygląda niewinnie, ale szybko się okazuje że to tylko iluzja, niemniej iluzja otoczona spokojem oraz dająca schronienie przed przeszłością. Tylko czy na długo?
Wiele spraw w Ranach kamieni staje się dla czytelnika bardzo jasnych od samego początku. Akcja książki przebiega dwutorowo, niemal w każdym rozdziale. Na pierwszym planie mamy teraźniejsze wydarzenia na farmie i pobliskim miasteczku, a raczej wiosce, jak trafnie zauważa główny bohater tej powieści. Druga część przenosi nas w bliżej nie określoną przeszłość czasów obecnych do Londynu, gdzie główny bohater opisuje swoich przyjaciół oraz czas spędzony z Chloe, kobietą równie tajemniczą co francuska farma Arnaudów. Czytelnik niemal od razu zobaczy podane jak na dłoni elementy układanki które łączą wydarzenia w Londynie z tymi dziejącymi się na bierząco, jednak nie będzie mógł od razu dociec kto jest w tym wszystkim ofiarą a kto zbrodniarzem. Szybko też zorientuje się że trupów w całej tej przygodzie jest więcej, a kluczem jest tytuł powieści, choć ta wskazówka może okazać sie wielce zwodnicza.
Beckett zrobił dwie rewelacyjne rzeczy w swej najnowszej powieści. Po pierwsze zrezygnował z doktora Huntera oraz opisów chemicznych jakie zachodzą po śmierci w ludzkim ciele. Tym razem przerzucił całą analizę na ludzką psychikę. Zaczął drążyć w sumieniu, poczuciu winy oraz próbie odkupienia swojej duszy za uczynki przeszłości. Pokazał to w sposób jasny, ale przy tym wyrafinowany, jednak całą kwintesencję tego manewru zawarł w finalnym rozdziale oraz epilogu. Po drugie, przez niemal całą książkę czytelnik jest pewien, że wie więcej niż główny bohater, że potrafi przewidzieć wszystko co autor miał na myśli i już w jednej-trzeciej powieści rozwiązał całą zagadkę kryminalną. Wie kto, jak i dlaczego zginął oraz kto jest w tym wszystkim zbrodniarzem a kto ofiarą. Tak samo jak główna postać - jest pewien, choć brak mu niepodważalnych dowodów, ale mimo to wie gdzie iść. I jest to prawda względem spraw jakie miały miejsce w Londynie. Jednak farma to skała której nie sposób przeniknąć, a jej sekrety są zakopane naprawdę głęboko, dzięki czemu na samym końcu czytelnik czuje się jakby dostał smagnięcie biczem prosto w głowę.
W tym całym galimatiasie sekretów oraz przewidywalnych zdarzeń codzienności, rysują się postacie. Bardzo naturalne, wręcz wyjęte z codzienności naszego życia. Stetryczały, gruboskórny Arnaud, broniący swych młodych, do tego pięknych, córek; Mathilda, najstarsza córka około trzydziestki, która jest młodą, samotną matką; Gretchen, równie atrakcyjna co szalona i bezwstydna osiemnastolatka, ładująca naszego bohatera co rusz w kłopotliwe sytuacje i Goergs - samotnik oraz pomocnik Arnauda, zajmujący się głównie świniodzikami na farmie. Oraz oczywiście sama farma, zdająca się żyć własnym życiem, mająca własny biorytm i odcinająca swych mieszkańców od reszty świata. Są to główne postacie tego dramatu, który rozgrywa się na oczach mieszkańców pobliskiego miasteczka oraz posągów. Kamiennych statui, stojących samotnie pośród drzew i przyglądających się w milczeniu ludziom, trzymając ich sekrety tylko dla siebie.
Rany kamieni to zupełnie inne spojrzenie na twórczość Simona Becketta. Nie mamy tutaj do czynienia z thrillerem tylko rasowym kryminałem, w którym jeden sekret odkrywa kolejną tajemnicę, a ofiara i zbrodniarz tańczą z sobą w subtelnym wirze zagadek i pytań. Przez większość powieści, czytelnik będzie pewny że wszystko umie przewidzieć, jednak mimo to brakuje mu na to dowodów, więc zagłębia się dalej w kartach tajemnic farmy i wydarzeń z Londynu, aby dostać potwierdzenie swoich domysłów. I wtedy na sam koniec niemal wszystko rozpada się jak domek z kart. Beckett zafundował swej powieści najlepsze z możliwych zakończeń - przerażające, okrutne i bardzo życiowe. Do tego czytając książkę po raz drugi, znając już sekret farmy Arnaudów patrzymy na Rany kamieni z zupełnie innej perspektywy, odczytując gesty postaci inaczej niż za pierwszym razem i to budzi w nas zarówno przerażenie, współczucie, a czasem odrazę dla nich. Epilog definitywnie zakończył akcję tej powieści zamykając wszystkie wątki w najlepszy sposób - bez żadnych niedopowiedzeń, snucia planów czy innych sekretów. Zaś ostatni akapit i wieńczące je zdanie wbija się w pamięć czytelnika, nie tylko podsumowując całą powieść, ale także dając nam dobrą radę na życie.
Ocena - 9/10
Dziękuję wydawnictwu Amber za przekazanie egzemplarza książki do recenzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz