Po kilkuletniej przerwie przygody galla Asteriksa i jego przyjaciela Obeliksa, który nie jest gruby tylko dobrze zbudowany, ponownie wracają w nowej odsłonie. Całkiem nowej, bo zmienił się zarówno scenarzysta jak i rysownik, gdyż Rene Goscinny, a Albert Uderzo zajmuje się innymi projektami.Na ich miejsce wskoczyli Jean-Yves Ferri, który jest odpowiedzialny za tekst, i Didier Conrad, zajmujący się rysunkami w nowym albumie. Zadanie jakie mieli obaj panowie przed sobą było nie lada wyzwaniem, gdyż duet Goscinny-Uderzo stworzył prawdziwe arcydzieło w osobach zamieszkujących wioskę nieposkromionych Gallów, którzy uparcie stawiają opór rzymskiemu najeźdźcy od dobrych kilku dekad. Na szczęście dla czytelników następcy wielkich Francuzów stanęli na wysokości zadania i przedstawili światu kolejną przygodę zwariowanych Gallów. Tym razem u Piktów.
Wioskę nieposkromionych Gallów odwiedzamy zimą, a życie w niej nadal płynie beztrosko. Oczywiście Długowieczniks już na starcie informuje wszystkich, że ta zima jest słaba, a kiedy on był młody to było tak zimno że morze zamarzło. Tymczasem Asteriks i Obeliks spacerując plażą natrafiają na bryłę lodu w której zamarznięty jest przystojny młodzian, odziany w kaledońskie (szkockie) szaty. Zanoszą oni nieszczęśnika do wioski, nie zdając sobie jeszcze sprawy, że niedługo będzie ich czekać kolejna podróż, wraz z nowym towarzyszem, podczas której spotkają zarówno "starych znajomych" jak i zupełnie nowe postacie oraz zwyczaje.
Asteriks u Piktów zaczyna się bardzo spokojnie. Może nawet trochę za spokojnie, choć kilka tekstów Obeliksa, oraz kilku innych Gallów, z Ahigieniksem i Tenautomatiksem na czele, powodują uśmiech na twarzy czytelnika. Gdy do tego obiegu wtrącają się żony kilku niezłomnych herosów, zaczyna być naprawdę wesoło, ale prawdziwa uczta dla oka zaczyna się gdzieś mniej więcej w jednej-czwartej albumu za sprawą piratów. Co jak co, ale ten motyw w serii przygód Asteriksa i Obeliksa nigdy mi się nie znudzi. Piraci zawsze mieli pecha, no prawie zawsze (patrz finał tomu Asteriks i kociołek), ale dzięki swemu poświęceniu potrafią rozbawić czytelnika do łez. Dosłownie, nie w przenośni.
Oczywiście nie zabraknie również Rzymian, którzy również wniosą do całej historii znaczny wkład. Będą spiskować, cieszyć się że już nie stacjonują w Galli, po czym klasycznie oberwą po głowie. W tym całym galimatiasie na pierwszym planie są Piktowie - dzielny lud który ozdabia swoje ciało malunkami, co zostało pokazane w dość prześmiewczy sposób. Nie zapomniano też o satyrze w formie kilku odniesień do kultury Piktów jak rzut pniem, co szybko stało się ulubionym sportem Obeliksa i kilkukrotnie sprawiło że płakałem ze śmiechu. Nasz gru... znaczy, dobrze zbudowany, Gall znalazł również nowinkę do swej kuchni w postaci papilotów z łososia, co również ciekawie pokazano.Nie zapomniano również o pewnym potworze, ale to już osobna historia.
Asteriks u Piktów jest naprawdę udanym albumem. Zarówno scenarzysta jak i rysownik stanęli an wysokości zadania i dali czytelnikom dobrego, "starego" Asteriksa. Zarówno w rysunku oraz tekstach, ten tom nie odbiega niczym od swych poprzedników. Mamy satyrę, okraszoną morałem i wielkim finałem przy ognisku. Po takiej dawce zabawy czekam z niecierpliwością na kolejny album przygód niezłomnych Gallów w wykonaniu duetu Ferri-Conrad.
Ocena - 8/10
Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie albumu do recenzji.
Wioskę nieposkromionych Gallów odwiedzamy zimą, a życie w niej nadal płynie beztrosko. Oczywiście Długowieczniks już na starcie informuje wszystkich, że ta zima jest słaba, a kiedy on był młody to było tak zimno że morze zamarzło. Tymczasem Asteriks i Obeliks spacerując plażą natrafiają na bryłę lodu w której zamarznięty jest przystojny młodzian, odziany w kaledońskie (szkockie) szaty. Zanoszą oni nieszczęśnika do wioski, nie zdając sobie jeszcze sprawy, że niedługo będzie ich czekać kolejna podróż, wraz z nowym towarzyszem, podczas której spotkają zarówno "starych znajomych" jak i zupełnie nowe postacie oraz zwyczaje.
Asteriks u Piktów zaczyna się bardzo spokojnie. Może nawet trochę za spokojnie, choć kilka tekstów Obeliksa, oraz kilku innych Gallów, z Ahigieniksem i Tenautomatiksem na czele, powodują uśmiech na twarzy czytelnika. Gdy do tego obiegu wtrącają się żony kilku niezłomnych herosów, zaczyna być naprawdę wesoło, ale prawdziwa uczta dla oka zaczyna się gdzieś mniej więcej w jednej-czwartej albumu za sprawą piratów. Co jak co, ale ten motyw w serii przygód Asteriksa i Obeliksa nigdy mi się nie znudzi. Piraci zawsze mieli pecha, no prawie zawsze (patrz finał tomu Asteriks i kociołek), ale dzięki swemu poświęceniu potrafią rozbawić czytelnika do łez. Dosłownie, nie w przenośni.
Oczywiście nie zabraknie również Rzymian, którzy również wniosą do całej historii znaczny wkład. Będą spiskować, cieszyć się że już nie stacjonują w Galli, po czym klasycznie oberwą po głowie. W tym całym galimatiasie na pierwszym planie są Piktowie - dzielny lud który ozdabia swoje ciało malunkami, co zostało pokazane w dość prześmiewczy sposób. Nie zapomniano też o satyrze w formie kilku odniesień do kultury Piktów jak rzut pniem, co szybko stało się ulubionym sportem Obeliksa i kilkukrotnie sprawiło że płakałem ze śmiechu. Nasz gru... znaczy, dobrze zbudowany, Gall znalazł również nowinkę do swej kuchni w postaci papilotów z łososia, co również ciekawie pokazano.Nie zapomniano również o pewnym potworze, ale to już osobna historia.
Asteriks u Piktów jest naprawdę udanym albumem. Zarówno scenarzysta jak i rysownik stanęli an wysokości zadania i dali czytelnikom dobrego, "starego" Asteriksa. Zarówno w rysunku oraz tekstach, ten tom nie odbiega niczym od swych poprzedników. Mamy satyrę, okraszoną morałem i wielkim finałem przy ognisku. Po takiej dawce zabawy czekam z niecierpliwością na kolejny album przygód niezłomnych Gallów w wykonaniu duetu Ferri-Conrad.
Ocena - 8/10
Dziękuję wydawnictwu Egmont za przekazanie albumu do recenzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz