Jest to drugi serial koreański, który przyszło mi obejrzeć i przyznaję, że coraz mocniej wkręcam się w to kino. W przeciwieństwie do omawianego już "Hometown Cha-Cha-Cha" tym razem mamy znacznie więcej tematów życiowych oraz dramatów rodzinnych niż klasycznej komedii romantycznej. Dla mnie był to niewątpliwie spory atut, bowiem 16 odcinków wchłonąłem nie tylko ze smakiem, ale też mam ochotę wrócić kiedyś do tej opowieści. Jest dojrzała, posiada sporo zwrotów akcji oraz dość specyficzny happy end. Czemu? Bo lwia część fabuły rozgrywa się w hospicjum, a widzowie obserwują, jak główni bohaterowie towarzyszą pacjentom w ich ostatnich chwilach, próbując je osłodzić.
Zacznę jednak od pewnej łyżki dziegciu. Rzecz, która średnio mi pasuje, bo zwyczajnie jest jej za mało w całej produkcji, to tytułowa czekolada. Faktycznie tym motywem zaczynamy i kończymy serial, ale w trakcie przemyka on wręcz epizodycznie. Pojawia się co prawda w kilku niezwykle ważnych, wręcz newralgicznych, momentach, ale i tak podczas seansu bardzo często zapominałem, ze tam w ogóle jest czekolada. Szczególnie, ze główna bohaterka jest kucharzem o nieprzeciętnych zdolnościach, wielokrotnie widzimy na ekranie jak przygotowywane jest różnorodne jedzenie, a mimo to tytułowej słodkości tutaj brakuje. To trochę psuło mi chłonięcie tej produkcji, ale tylko do czasu.
Główna oś fabularna jest dość prosta. On, czyli Lee Kang, jest genialnym neurochirurgiem, który w wyniku pewnych perypetii ostatecznie ląduje jako lekarz w hospicjum zarządzanym przez ojca jego zmarłego przyjaciela. Ona, Moon Cha-yeong, to utalentowana kucharka, pracująca dla nie jednej restauracji i również w wyniku niespodziewanych perypetii trafia do tego samego hospicjum, gdzie pracuje Kang. Co ciekawe łączy ich tragedia z przeszłości, ale jeszcze ważniejsze, że Moon od dziecka kocha się w Kangu. Spotkali się jako dzieci, jednak los ich błyskawicznie rozdzielił, a potem splatał wielokrotnie, jednocześnie strasznie mącąc. Teraz starają się żyć koło siebie pomagając pacjentom hospicjum w ich ostatniej drodze.
Serial jest niezwykle mocno napakowany emocjami, zaś samo hospicjum pojawia się dość późno. Jednak już od początku nie brakuje zwrotów akcji, dramatycznych sytuacji oraz trzymających w napięciu wydarzeń. Każda z postaci, nie ważne na pierwszym drugim czy trzecim planie ma solidny bagaż doświadczeń i musi mierzyć się z nowymi przeciwnościami losu. Kang jest zmuszony przez rodzinę do ostrej rywalizacji ze swoim kuzynem Junem, również świetnym neurochirurgiem, jednak nie aż tak wielce utalentowanym. Obaj mężczyźni ścierają się wielokrotnie i każdy z nich trzyma przed rodziną pewne sekrety, które widzowie powolutku poznają. Dyrektor hospicjum również otrzymuje w kość na każdym polu, a rodzina Kanga, zarządzana przez wyrachowana babkę, walczy zażarcie o wpływy oraz pozycję.
Ciężko nie polubić większości tych postaci i z czasem im współczuć. Do tego dochodzą bohaterowie będący pacjentami hospicjum, z którymi widz zżywa się bardzo szybko, mimo świadomości, że ich dni są policzone. Nie maja szans wyjść z tego cało, a mimo to wierzymy, podobnie jak personel placówki, że dadzą radę. Że im się uda. I ryczymy za każdym razem, gdy brutalna rzeczywistość w końcu nas dopada. Mimo to nie brakuje wątków czysto humorystycznych, co bardzo łagodzi ciężki klimat oraz pozwala łatwiej pogodzić się ze stratą takich postaci. Sceny te również rozładowują napięcie pomiędzy głównymi bohaterami tego dramatu oraz pierwszoplanowa parą kochanków.
To co jednak dominuje w serialu to jedzenie oraz swego rodzaju nadzieja. Wiem, może dziwnie to zabrzmi, ale naprawdę sporo tutaj wszelkiej maści potraw i nieraz narobiły mi one apetytu na kuchnię z tego regionu. Choć nigdy nie miałem z nią styczności. Mimo wielu dramatycznych momentów wydźwięk serialu jest bardzo pozytywny i pozostawia widza z uczuciem nadziei w sercu. Różni się on w konstrukcji mocno od tego co serwuje Ameryka, bo nie ma tutaj tyle patosu, infantylności i w zasadzie brakuje scen łóżkowych. Dla mnie zadziałało to na plus, przez co trochę trochę smutno było, gdy opowieść dobiegła końca. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby sięgnąć po nią ponownie, co zapewne kiedyś uczynię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz