Co się stanie jeśli najgłupszy pies na świecie stanie się nagle spadkobiercą ogromnej fortuny? Cóż, odpowiedź zdaje się być prosta: Kłopoty. Jednak dodajmy do tego jeszcze jeden element. Mianowicie jeśli wspomniany pies zginie, majątek przejdzie w ręce Joe Daltona. To już oznacza duże kłopoty. No to może jeszcze podbijmy stawkę i połóżmy na szalę los miasta Virginia City. I tym oto sposobem dostajemy komiks "Spadek dla Bzika", gdzie dzielny Lucky Luke wpada w ogromne tarapaty.
Jest to złota era serii, gdzie za scenariusz odpowiadał świętej pamięci Rene Goscinny. Jeden z ojców Gallów Asteriksa i Obeliksa oraz wieloletni przyjaciel Morrisa, z którym stworzył kilkadziesiąt albumów o przygodach Lucky Luke'a. Prezentowany tu numer to już jeden z końcowych tomów w ich wspólnej pracy, przerwanej przedwczesną śmiercią Goscinnego, ale nie ostatni. Niemniej widać tu ręce mistrzów bo zarówno rysunek, jak i scenariusz są na bardzo wysokim poziomie.
Otóż nasz głupiutki psiak staje się dziedzicem ogromnej fortuny, którą przekazał mu jeden z dawnych "pensjonariuszy" więzienia, gdzie rezyduje. Z miejsca ściąga to na niego kłopoty, gdyż druga część zapisu mówi, że po śmierci Bzika spadek trafia w ręce Joe'go Daltona. Psiny musi zatem strzec Lucky Luke, a w ślad za nim kroczą czterej bracia, z których najwyższy tradycyjnie pakuje wszystkich w kłopoty. Tym razem przy udziale Chińskich mieszkańców Virginia City.
Poziom gagów może dziś urazić co bardziej skrajnych "bojówkarzy o tolerancję", ale dla mnie są one nadal trafne, celnie punktując dawne przywary Amerykanów. Choć czy inna kwestia, czy faktycznie dawne. Tak czy inaczej gagów słownych oraz sytuacyjnych jest tutaj od groma. W tym tych z udziałem Averella, który uznał, ze skoro jest chińczykiem, to może zjeść psa. Serio, aby to zrozumieć musicie przeczytać ten komiks, bo inaczej ciężko to wyłożyć bez spoilerów. Niemniej jest to jeden z lepszych motywów, ciągnących w pewnym momencie nawet główną linię fabularną.
Tak, ten tom pokazuje jak genialnym scenarzystą był Rene Goscinny. Szkoda, że odszedł zdecydowanie za szybko pozostawiając wielu rysowników z niedokończonymi seriami. Po jego śmierci Lucky Luke, Asteriks i Obeliks oraz Iznogud nie byli już tym samym. Owszem, nadal mieli dużo świetnych przygód, ale mistrz był tylko jeden. I jego dzieło jest z nami po dziś dzień, za co z całego serca mu dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz