6 października 2022

Diabeł w Ohio (Netflix)

Gdy sięgam po amerykańskie filmy albo seriale, to nie mam co do nich specjalnych wymagań. Wiele lat temu przestałem po prostu wierzyć, że Hollywood jest wstanie stworzyć coś, cokolwiek, co nie bezie kalką z masą głupich, często pomniejszych, błędów logicznych. Wiecie, oglądam to głównie, kiedy mam cięższy okres lub nie chce mi się specjalnie wysilać podczas seansu. I dokładnie w takie preferencje trafia "Diabeł w Ohio". Jest to lekka, miejscami nieco irytująca, historyjka na raz. Zamknięta opowieść jadąca na oklepanych do bólu motywach, ale potrafiąca dać widzowi sporo frajdy, jeśli zasiądzie do niej z piwkiem w ręku, wyłączonym mózgiem i bez większych oczekiwań.

Fabułę idzie zaprezentować dosłownie w kilku zdaniach. Doktor Suzanne Mathis, będącą psychiatrą w jednym szpitali, zajmuje się pacjentką zbiegłą z bardzo zamkniętej i religijnej społeczności. Dziewczyna ma na imię Mae i ktoś wyciął jej na plecach anagram, czyli odwrócony pentagram. Jest zamknięta w sobie, przerażona i ma ostro dojechaną psychikę. Suzanne przygarnia nastolatkę, gdy ta ma stracić łóżko w szpitalu i od tego momentu zaczyna się splot dziwnych wydarzeń dotykających rodzinę pani doktor. Natomiast detektyw prowadzący sprawę co rusz natrafia na ścianę milczenia. Jak to się skończy, raczej łatwo przewidzieć.



To co akurat policzam na plus dla całego serialu, to zabawa widzem odnośnie pewnych zjawisk, które wydają się mieć naturę paranormalną. Jednak z czasem wszystkie wydarzenia są w miarę logicznie wytłumaczone i zazębiają się w spójny, sensowny obraz. Wypada to naprawdę przekonująco oraz fajnie, nawet dla osoby, która nie siedzi w relacjach społecznych i religijnych USA, a są one naprawdę ostro skomplikowane. Tutaj jednak wszystko ma jako taki sens, odnosi się do wielu praw, które są wytłumaczone widzowi i zwięźle relacjonuje przeszłość dwóch głównych bohaterek. działa to do końca serialu, który co prawda ma trochę nagięty finał, ale da się go łyknąć popiwszy kilkoma łykami piwa.



Kolejnym plusem jest też relacja środkowej córki pani doktor, której losy głównie śledzimy. Jej pozostałe dzieci w praktyce gospodarują trzeci, jeśli nie czwarty plan, przez co łatwo o nich zapomnieć. Podobnie jak o ojcu, który niby jest ważny, ale w kółko i w kółko wałkuje dwa te same tematy, nie rozwijając się zbytnio w trakcie serialu. Dopiero pod sam koniec jego rola znacznie wzrasta i postać ma więcej do powiedzenia. Natomiast największą wadą jest to, jak nasz detektyw prowadzi śledztwo. Serio, nawet leniwy i mało rozgarnięty widz wyprzedzi tą postać w domysłach, co do całej sprawy, nie mówiąc już o ogromnej liczbie błędów logicznych. Facet to w zasadzie samotny wilk, nie przestrzegający zbytnio przepisów i ogólnie mało kumaty. Sceny z nim potrafią męczyć, podobnie jak sceny z religijnymi fanatykami z zamkniętej społeczności, skąd nawiała Mae. Sam pomysł na społeczność jest ciekawy, ale już przedstawienie jej nieraz pozostawia wiele do życzenia.



Plusem są jednak zdjęcia, montaż i świetny opening. Gra aktorska jest po prostu okej, miejscami wypadając poniżej przeciętnej. Nikt raczej nie zapada tutaj jakoś bardzo negatywnie czy pozytywnie w pamięci. I to daje nam ogólny obraz tego serialu - w miarę dobrego, na raz, z dopuszczalną liczbą absurdów oraz kilkoma naprawdę rewelacyjnymi scenami. Innymi słowy jest dobrze, jeśli ktoś szuka czegoś lekkiego, nie zmuszającego do zbytniego wysiłku i śledzenia zbyt wielu wątków jednocześnie. 

Sam se opłacam Netflixa :)

1 komentarz:

  1. No i po co sam opłacasz Netflixa? Nie lepiej współdzielić albo upić po taniości? :D

    OdpowiedzUsuń