Pierwszy tom serii W cieniu drzew kupił od razu moje serducho. Bogaty w treść, choć oszczędny w słowach, z wspaniałymi rysunkami oraz wzruszającą historią. Drugi tom tylko podniósł poprzeczkę, gdyż jest pełen uroczego humoru połączonego z cudowną opowieścią. I zanim ktoś krzyknie: To już było!, to pragnę przypomnieć, że każdy temat wielokrotnie opowiedziano. Czar tkwi w tym, że należy umieć przedstawić taka historie swoimi słowa albo w tym wypadku rysunkami. I autorowi tej serii się to udało.
Tym razem głównym bohaterem jest pewien samotny lis, noszący zdecydowanie za długi szalik. Facet jest zakochany w pewnej lisiczce, ale nie za bardzo umie wyrazić swe uczucia. Do tego ciągle robi z siebie pośmiewisko, głównie z winy szalika. Prowadzi to do serii komicznych, z punktu widzenia czytelnika oraz głównej bohaterki, sytuacji, ale naszemu lisowi wcale nie jest do śmiechu.
Komiks w cudowny sposób porusza temat przełamywania lodów oraz przełknięcia własnej dumy. Czasem, aby komuś zaimponować wcale nie trzeba udawać twardziela czy amanta. Wystarczy być... sobą :) To trudne, bowiem nikt z nas nie lubi, gdy staje się pośmiewiskiem. Albo raczej, gdy nam się tak wydaje. Wtedy wmawiamy sobie najgorsze rzeczy i zaczynamy z czasem w nie wierzyć, nie umiejąc spojrzeć na wszystko z dystansem.
Zaprezentowana w komiksie opowieść porusza właśnie ten problem. Uczy czytelnika, ze czasem warto śmiać się z samego siebie, nie traktować wszystkiego śmiertelnie poważnie oraz aby nie zakłócać snu borsukowi. On bardzo tego nie lubi :) Tak czy inaczej warto po tą serię sięgnąć, a ja z niecierpliwością wyczekuję trzeciego tomu... oraz nadejścia wiosny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz