Przestałem liczyć ile to już razy w uniwersum Star Wars były komiksy, gdzie głównym celem było ubicie Dartha Vadera. Raz wypada to ciekawiej innym razem monotonnie, choć w obu wypadkach finał jest ten sam. Tym razem na naszego ukochanego antagonistę poluje niejaki Beilert Valance, którego miałem przyjemność poznać w serii Łowcy Nagród. Gość ma całkiem ciekawą przeszłość, którą ten album rozwija i w pełni motywuje jego działania. Jednak Vader i Valance to tylko dwie figury na całej szachownicy, na której rozgrywa się śmiertelna walka.
Musze przyznać, że komiks nie tylko mnie pozytywnie zaskoczył, ale znacząco przywrócił wiarę w uniwersum Star Wars. Owszem, to wszystko już było, bo podobnych opowieści mamy w tym świecie na pęczki, jednak ta historia miała to coś. Z zainteresowaniem śledziłem losy poszczególnych postaci, starcie Vadera z najemnikami, a to wszystko na tle wydarzeń z przeszłości, które zostawiły po sobie naprawdę długie cienie. Cienie, których rezultatem była dość krwawa vendetta.
Teoretycznie mamy bardzo prosty scenariusz. Najemnik zdradzony przez Imperium szuka zemsty. Okazja nadarza się gdy pewna organizacja z pobudek biznesowych chce pozbyć się naczelnego pupilka Imperatora. W tym celu wynajmuje grupę łowców nagród, w skład której wchodzi Valance i kilka innych mniej lub bardziej istotnych dla uniwersum osobistości. Zaczyna się rywalizacja z Mrocznym Lordem Sithów, nie bojącym się otwartej konfrontacji. Finał jest dość... może nie tyle zaskakujący, co bardzo interesująco skrojony.
I na tym polega siła tego komiksu. Dobrze napisanych postaciach, sensownej intrydze i nie głupim zakończeniu. W końcu Imperium i Rebelia są tutaj tylko "dodatkami", a główne skrzypce grają postacie posiadające rozum i, co ważniejsze, umiejące z niego korzystać. Nie ma tutaj tony kretynizmów, gdzie protagoniści zachowują się jak ślepe debile, ale przecież muszą wygrać, bo fabuła filmów zmusza do tego scenarzystów. Nie. Tutaj nikt nie jest zły albo dobry. Każdy na swój sposób stał się ofiarą i teraz szuka sposobu aby dokopać tym, którzy jako pierwsi pociągnęli za spust. I to jest po prostu dobre. Zatem proszę o więcej tak skonstruowanych opowieści, bo wtedy chętniej będzie mi się wracało do uniwersum Gwiezdnych Wojen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz