Dziesiąty album zbiorczy Deadpool Classic, z tego co zrozumiałem kończy niejako tą serię. Nowa będzie szła pod szyldem Deadpool i Cable. Natomiast tutaj definitywnie kończymy przygodę rozpoczętą przez Wade Wilsona z Czarnym Łabędziem, w efekcie czego doszło do dość poważnych komplikacji. Dlatego niemal cały album jest poświęcony zeszytom Agent X, gdzie Alex Hayden w końcu staje oko w oko z słynnym Deadpoolem. I jest to spotkanie dość zabawne.
Niestety nim się do niego dotrze, trzeba przebić się przez raczej przeciętne historyjki. Pierwsza dotyczy majtek wszelkiej maści i to dosłownie, kolejne wtórnych bieda-zleceń. Jedynie historyjka z Fight-Manem była jako tako zabawna i groteskowa. To nie znaczy, ze to komiks słaby. Po prostu gdy przeczyta się już kilkadziesiąt lub kilkaset komiksów Marvela, to widać jak bardzo wszystko jest w nich powtarzalne. Wiem, że ta seria jest już dość leciwa, ale nadal czuję pewne znużenie.
Co prawda były momenty gdzie czytało mi się to naprawdę dobrze. BA! Bawiłem się miejscami super i śmiałem głośno. Jednak po skończonej lekturze nie miałem odczucia niedosytu. Ot kolejny komiks zaliczony. Z drugiej strony ciekawi mnie jak wyglądały stare przygody Deadpoola i Cable'a, bowiem w obecnej serii ta dwójka już nieraz na siebie wpadła. Zatem cieszę się, że Deadpool Classic dobiegł końca. Mimo wyboistej drogi, szczególnie na początku, była to ciekawa wycieczka w przeszłość. Z drugiej jednak strony jakoś nie specjalnie mnie kusi na powtórkę. Szczególnie, że wiem gdzie szukać ciekawszych tytułów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz