28 lipca 2019

Nie przebaczaj (wydanie zbiorcze)

Gdy dopiero zaczynałem na poważniej wchodzić w świat komiksu, mając na koncie nadal ogrom braków w tym medium, otrzymałem od pewnego autora PDF z pierwszą częścią jego komiksu. Ostatecznie nie odważyłem się go zrecenzować, bo nie czułem się na siłach aby to zrobić. Dziś jest inaczej, a w moje ręce wpadła kompletna opowieść zatytułowana "Nie przebaczaj", którą wymyślił i napisał Kuba Ryszkiewicz, a zilustrowała Marianna Strychowska. Szczerze powiedziawszy, cieszę się, że odczekałem taki szmat czasu. Mam teraz zupełnie inne spojrzenie na ten tytuł i znacznie więcej z niego wyciągnąłem podczas lektury. Z jednej strony to prosta historia o morderstwie oraz zemście, ale tak naprawdę nic tu nie jest czarno-białe. Czemu? Bowiem akcja rozgrywa się na Kresach Wschodnich w 1932 roku, podczas Wielkiego Głodu na Ukrainie. A to zupełnie zmienia odbiór tego komiksu.

Jeśli ktoś nie zna tła historycznego Dwudziestolecia Międzywojennego, to przedstawiona tutaj opowieść, może nie wywrzeć na takim czytelniku wielkiego wrażenia. No bo co dostał? Kresy Wschodnie, zamożnego Polaka i jego rodzinę, ukraińskiego pachołka na łańcuchu władz ZSRR, który zabijał tego kogo kazali oraz człowieka pragnącego pomścić swoją rodzinę i młodą kobietę, która zginęła jako prostytutka, a wcześniej okazała mu uczucie. Innymi słowy - to wszystko już wałkowano wiele razy we wszelkiej maści filmach, serialach, książkach i komiksach. Tutaj jednak wchodzi na plan historia. Niewygodna, ociekająca krwią i mówiąca o ludobójstwie, które po dziś dzień nie zostało rozliczone. BA! Wiele krajów, w tym USA, Niemcy, Francja czy Anglia, nie uznają Wielkiego Głodu, inaczej Hołodomoru, za zbrodnię przeciw ludzkości, a przecież w jej wyniku w przeciągu roku zginęło od 6 do 10 milionów ludzi. 

Był to efekt zamierzonego działania władz ZSRR, wymierzony w ludność cywilną Kresów Wschodnich, która nie zgadzała się na rygorystyczne oraz w praktyce nierealne warunki dostarczania żywności dla Armii Czerwonej. Władze sowieckie wysłały swoich ludzi, na tereny dzisiejszej Ukrainy, gdzie tworzyli oni bojówki mające tłumić rozruchy chłopskie oraz odbierać ziemie dworskim panom. Akcja zaczęła się już w 1930 roku, ale przybrała znacząco na sile w latach 1932-1933, gdy ludność kresów zaczęła się burzyć przeciw władzy ZSRR. Wtedy Stalin wysłał swego zaufanego człowieka, Łazara Kaganowicza.

Właśnie w tym momencie widać ogrom pracy włożonej w ten komiks przez jej autorów. Mimo niewielkiej ilości tekstu, gdyż bardziej mamy tutaj do czynienia z dynamiczną nowelą graficzną (lub czymś w ten deseń), niemal na każdym kroku czuć koszmar tamtych czasów. Jest mocne nawiązanie do wojny z Bolszewikami, niepewna sytuacja w międzywojennej Polsce, podróż na Kresy Wschodnie, czy konflikty społeczne pomiędzy chłopstwem ukraińskim a panami pańszczyźniany, często będącymi Polakami. To wszystko dzieje się w tej opowieści, na dalszym planie, ale nieraz przemyka na sam przód sceny, właśnie za sprawą rysunku.

Jest też Łazar. przywódca bojówki na usługach ZSRR, który nie ma sumienia, lubi mordować i wszystko mu jedno kogo każą mu zabić. To prawdziwa bestia, pozbawiona sumienia oraz duszy, ale przy tym inteligentna, kochająca strach i lubiąca go wykorzystywać przeciw swym ofiarom. Tak, Łazar pomysłu Kuby Ryszkiewicza jest najgorszym zwieńczeniem wszelkich koszmarów. Nie z powodu zbrodni jakich się dopuścił, ale to jak o nich mówi i faktu, że takie monstra naprawdę chodziły po tej ziemi w tamtym czasie. Może nas przerażać Joker, Pennywise albo Freddy Kruger, ale nadal będą tylko i wyłącznie postaciami fikcyjnymi. Straszakami, o których zapomnimy. Łazar żył, mordował i dobrze się przy tym bawił. Jego imiennik wydawał rozkazy, ale to Łazar Kuby Ryszkiewicza je wykonywał, czerpiąc z tego ogromną przyjemność.

Polecam zatem z całego serca ten komiks, choć lepiej najpierw poznać tło historyczne czasów, w których został osadzony. Szkoda że posłowie od autora jest, w mojej opinii, mało ciekawe. Nie nawiązujące do historii, a... rzepy. Przykro mi, ale gdy to czytałem od razu przed oczami stanął mi Jan Jansen i w uszach zabrzmiał głos Jana Kobuszewskiego. Kompletnie wybiło mnie to z powagi sytuacji, którą posiada historia przedstawiona w komiksie. Szkoda, bo w tym momencie praca Ryszkiewicza i fenomenalne rysunki Strychowskiej sporo utraciły w finale, gdy żyłem jeszcze całą opowieścią. Mimo wszystko, może na to wpłynąć moja nerdowska miłość do Jana Jansena i jego opowieści o rzepie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz