13 czerwca 2019

Wrobiona w magię #2

Japoński czytelnik nie jest tak bardzo pruderyjny, jak Europejski, gdzie ukazanie w komiksach, filmach lub serialach scen negliżu potrafi w wielu kręgach wzbudzać oburzenie. Pamiętam jak moje sąsiadki bulwersowały się bo oglądałem "Czarodziejkę z księżyca". O la Boga, diabeł mnie opętał, a do tego trenowałem Shotokan, więc moja dusza była sprzedana piekłu z nawiązką. Serio, dwa razy nasłano na mnie egzorcystę, a raczej chciano to zrobić, bo gdy poszedłem na rozmowę w domu parafialnym (tak, pochodzę z bardzo katolickiej rodziny) to wyśmiałem klechę i zacząłem mu tłumaczyć, czym w ogóle jest anime. Od tamtego czasu interesuję się po troszku komiksami i filmami z kraju Kwitnącej Wiśni, choć nie można mnie w żaden sposób zaliczyć do weterana mang czy anime. Tym chętniej sięgam po tytuły, które nasze rodzime podwórko mangowych nerdów gnoi, albo na nie psioczy. Czemu? Bo to co dla nich nieraz jest nudne, słabe, lub już to znają, więc po co wydawać, dla mnie to ocean nowych oświadczeń. Czymś takim okazał się pierwszy tom "Wrobionej w magię", będącej bardzo, ale to bardzo specyficzną serią.

Komiks zalicza się do gatunki Ecchi, czyli fantazji erotycznych, często przekoloryzowanych, jednak nie pokazuje, tak jak hentai, narządów płciowych czy aktów seksualnych. Zresztą to i tak bardzo powierzchowne potraktowanie tego tematu, gdyż gatunków i podgatunków w japońskim komiksie i filmie erotycznym jest od groma. Pozostańmy jednak przy tej dość laickiej wersji, bo mi ona na chwilę obecną pasuje, nie zaśmiecając głowy niepotrzebną terminologią. W każdym razie prezentowana seria, ma PEGI 16+ oraz wzbudza sporo kontrowersji pośród fanów mangi w Polsce. Czemu? Bowiem występują w niej dość siarczyste wulgaryzmy, których w oryginale nie uświadczymy. Przynajmniej takie informacje udało mi się zdobyć. Owszem, japońska wersja też jest ostro pogrzana, ale występują tam inne zwroty, nieprzetłumaczalne na nasz język, które zastąpiono srogimi przekleństwami. Tyle tylko, ze mi osobiście one idealnie pasują. Idealnie wpasowują się w sytuację, a w połączeniu z porąbanymi scenami, nieraz łamiącymi prawa fizyki i obrazującymi stan emocjonalny postaci, nieraz potrafiłem zanieść się śmiechem.

Niemniej główny wątek fabularny w drugim albumie mnie nudził. Nasza nastoletnia bohaterka imieniem Kurino, potrafiąca przemienić się w czarodziejkę Clan, która posiada bardzo pokaźny biust i skąpy strój, w sumie niewiele robi. Walczy z dziwnymi demonami zwanymi wielorybami, spotyka jakąś inną czarodziejkę, użera się ze swoim psim chowańcem (chyba tak można nazwać to magiczne stworzenie z innego wymiaru) i klnie na potęgę. Tak, część sytuacji jest zabawna, wiele elementów przedstawionego tutaj świata została mocno przerysowana na potrzeby zwariowanej fabuły, ale to i tak w niczym nie pomaga. Jedyne co mnie zaciekawiło, to kim jest tajemnicza czarodziejka z łabędzimi piórami oraz jaka jest rola kotów w "Królestwie Magii", czy jak to się tam zwie, bo w sumie nie powiedziano.

Tak naprawdę ciężko coś więcej napisać o fabule tego tomu. Jeden wielki chaos, masa zbędnych wątków, przeciąganie na siłę relacji pomiędzy Ran a jej siostrą Kurino, kłótnie z psim chowańcem i tak dalej. Co prawda sam finał rozbudził moje zainteresowanie i bez oporu sięgnę po trzeci tom, ale jeśli będzie on w takiej samej formie jak obecny, to chyba sobie odpuszczę kolejne, o ile takowe wyszły (wyjdą?). Mimo wszystko daleki jestem od jakiegoś ogromnego hejtu na "Wrobioną w magię". To lekka, mocno absurdalna, nie pokazująca tak naprawdę za wiele manga, która może szokować co najwyżej w kilku miejscach paroma mocniejszymi wulgaryzmami oraz wydatnym biustem czarodziejki. Innymi słowy - ujdzie w tłumie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz