11 marca 2019

O chłopcu, który ujarzmił wiatr

Od kiedy mam konto na serwisie Netflix, a niedługo będzie to około roku czasu, zauważyłem, że przestałem chodzić do kina. Poza naprawdę pojedynczymi tytułami, kino nie ma dla mnie nic ciekawego do zaoferowania. O telewizji już nie wspomnę, bo tej nie posiadam od przeszło 7 lat i dobrze mi z tym. Taki Netflix, czy pokrewne mu platformy, są w moim wypadku, skarbnicą bez dna. To jak wirtualna wypożyczalnia, gdzie część tytułów jest na stałe inne pojawią się i znikają. Niemniej zawsze jest w czym przebierać. Kilka dni temu natrafiłem w sugerowanych pozycjach na dziś prezentowane dzieło. Opowieść będącą w praktyce filmem biograficznym, opisującym dlaczego warto wierzyć w jednostki, które chcą się kształcić.

Film miał premierę na polskim Netflix 1 marca, zatem niedawno. Wcześniej, w połowie 2010 roku, w Polsce wydano książkę pod tym samym tytułem, opisującą losy nastoletniego Williama Kamkwamba, który w 2002 roku dzięki swej determinacji uratował rodzinną wioskę przed głodem. Książki nie czytałem, ale sądząc po opisach jakie znalazłem w sieci, film jest jej wiernym przełożeniem, skupiającym się na relacjach Williama z ojcem oraz jego trudnej sytuacji w szkole. Wszystko wydarzyło się w afrykańskim państwie Malawia, o którym (jetem tego pewien) słyszało niewiele osób. Leży ono w południowo-wschodniej Afryce, pomiędzy Tanzanią, Mozambikiem i Zambią. Liczę, że o tych trzech krajach większość Polaków słyszała, choć gdy się czasem ogląda serię "Matura to bzdura", to pewności mieć nie można. Sam nie znam wszystkich krajów w Afryce, ale jednak coś tam w łepetynie jest. Mniejsza z tym.

Wracając do sedna omawianego materiału, w 2002 roku Malawię nawiedziła ogromna susza, po tym jak kilka miesięcy wcześniej powodzie zniszczyły ogromne połacie terenów uprawnych. Tutaj wielkie brawa dla twórców, bo pokazali w filmie dlaczego doszło do katastrofy i kto jest temu winny. A mianowicie rząd i ludzka bieda. Z ust jednego z głównych bohaterów pada też fenomenalne stwierdzenie:
Demokracja jest jak importowany maniok. Szybko się psuje.
Czyż to nie jest najlepsza definicja tego sytemu? Moim zdaniem tak, szczególnie gdy patrzę na ten cały cyrk, który nam serwuje się za oknem oraz w mediach głównego nurtu.


Film skupia się na tym jak William odkrywa czym jest elektryczność, jak ją pozyskać z naturalnych źródeł oraz wykorzystać w rolnictwie, z którego żyje jego wioska. Widzowi z Polski może się wydawać to śmieszne, bo przecież taka wiedza jest internecie. No... powodzenia. Jesteśmy tak uzależnienie od elektryczności, że gdyby sieć cyfrowa padła u nas na 72 godziny, to sparaliżowałaby wszystko. Obstawiam też, że mało kto potrafiłby dokonać tego samego co William, czyli zbudować wiatrak wytwarzający energię elektryczną dla pompy. Cholera, budowa pompy przekracza umiejętności przeciętnego Kowalskiego, a co dopiero tak złożona konstrukcja. Prawda jest taka, że my nie doceniamy tego, co może zaoferować nam szkoła. Pomijam już durny system uczenia się pod klucz, ale chodzi mi o absurdalnie łatwy dostęp do wiedzy. Ogromne biblioteki zawierające tony książek naukowych, opracowań i tak dalej. Cholera, ktoś bardziej sprytny jest wstanie skonstruować samodzielnie bunkier i go w pełni wyposażyć. William i jego bliscy nie mieli takiego szczęścia, dlatego podziwiam go za upór w dążeniu do wiedzy.

Niestety szkoła kosztuje. Tam nie ma obowiązkowej edukacji, szkół publicznych, czy wypasionych bibliotek. Tam jest pustynia oraz sawanna, a ludzie ciężko tyrają aby zapełnić talerz. Niestety nie każdy posiada potencjał, a system rządowy niechętnie pomaga biedakom, aby ci poprawili swój los. Wiecie, jest takie powiedzenie, że nieoświeconym człowiekiem łatwiej sterować, szczególnie gdy żyje w strachu i jest to prawda. Rodziców Williama nie było stać na opłacenie czesnego, ale chłopak miał szczęście, trafiając na myślących ludzi. Niestety nie można tego powiedzieć o dyrektorze placówki, choć ciężko mu się dziwić. nikt nie chce pracować za darmo.

Prawdziwy William Kamkwamba i jego wiatrak.

Od strony technicznej i aktorskiej film broni się na każdym kroku. W obsadzie znajdziemy kilka znanych twarzy, jak choćby Chiwetel Ejiofor w roli ojca Williama, czy Aïssa Maïga w roli jego matki. Kojarzyłem jeszcze z twarzy Nomę Dumezweni, która zagrała bibliotekarkę, zaś inni mogli ją "Mary Poppins Powraca". Jednak reszta twarzy była dla mnie nowa. Jednak dzięki temu jeszcze lepiej potrafiłem docenić pracę aktorów, bowiem widać było, ze wkładali w swoje role ogromny wysiłek, który przyniósł obfity plon. Postacie są bardzo realistyczne, wydarzenia rozgrywane na ekranie zapadają w pamięci widza (przynajmniej takiego jak ja), a w trakcie sensu łatwo wczuć się w dramatyzm całej sytuacji.

Z całego serca polecam ten tytuł, bowiem jest on niezwykle budujący. Pokazuje, że warto zdobywać wiedzę, należy się uczyć, nawet jeśli życie rzuca nam co chwilę kłody pod nogi. Daj człowiekowi rybę, to się tylko raz naje. Daj wędkę i naucz go łowić, a już nigdy nie będzie chodził głodny. To prawdziwe słowa, pokazujące jak determinacja i wiedza potrafią polepszyć nasz byt. Wtedy jedyne co może nas pokonać to my sami i nasze lenistwo. Zatem korzystajmy z tego co mamy. Uczmy się, zdobywajmy wiedzę, bo nie wiemy, czy kiedyś jakaś mała "pierdoła" z szkolnego podręcznika, nie uratuje nam życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz