Skoro cały polski internet żyje tematem dzików, to i ja się wypowiem. A co tam. W myśl zasady "Skoro każdy mówi, to i ja mogę". Niemniej w pewnym stopniu wystąpię w roli adwokata diabła, gdyż nie popieram żadnej z medialnych stron tego konfliktu. Stoję tutaj twardo za myśliwymi, którzy bardzo dobrze skwitowali pomysł obecnego rządu - jest on poroniony. Co gorsza, jak donoszą sami myśliwi, nasz "ukofany" premier i jego ekipa ma w rękawie jeszcze bardziej poryty pomysł, o którym media już nie donoszą. Zatem niech taka mała, nic nie znacząca internetowa wesz jak ja, też się wypowie.
Materiał zawiera wulgaryzmy i subiektywne opinie autora. Nie pasuje ci taka forma - nie czytaj. Czujcie się ostrzeżeni.
Od czego by tutaj zacząć ten wywód. A może od małej informacji. Mój ojciec wychował się na wsi, sam spędziłem tam wiele czasu i wspominam go bardzo dobrze. Jestem "stary", bowiem urodziłem się w 1983 roku, więc pamiętam absurdy poprzedniego ustroju, które nie wygasły wraz z upadkiem PRL w 1989 roku. O nie, nie moi państwo. One żyją po dziś dzień i mają się dobrze. Co zresztą widać i w obecnej sytuacji, ale do tego dojdziemy za chwilę. Zatem o co jest cały ten lament z dzikami?
Otóż po raz kolejny winowajczynią jest ASF, czyli Afrykański pomór świń. Paskudna choroba trzody chlewnej, która potrafi położyć pokotem setki osobników w krótkim czasie. Na wirusa odpowiedzialnego za ASF nie ma obecnie szczepionki, gdyż po prostu kasowano daną populację z urzędu, jeśli wystąpiły u niej osobniki chore. Osobiście uważam to za totalnie poroniony pomysł. Rozumiem odłowić sztuki chore i podejrzane, a następnie odgrodzić populację i ją monitorować, ale to kosztuje. Zatem po chuj się męczyć, jak można wydać rozkaz rozstrzelania i pozbyć się problemu. Ponoć gdzieś na świecie są próby stworzenia szczepionki, ale jak na razie więcej w tym teorii spiskowych, niż faktycznych danych.
Żeby było śmieszniej, choroba występuje powszechnie w Afryce, ale tylko w niej. Tak naprawdę rozprzestrzeniła się w Europie, z powodu braku przestrzegania zasad higieny oraz przez globalny transport. Znam wieś dość dobrze, aby osłuchać się z takim powiedzeniem "Jak cię nie stać na kury, to idź świnie paść". Gdy byłem szkrabem śmieszyło mnie to, bo przypominałem sobie baśń o świniopasie. Nie rozumiałem prawdziwego znaczenia tych słów. Z grubsza chodzi o to, że gospodarz chcący hodować bydło albo drób musi przestrzegać bardzo restrykcyjnych zasad higieny. Serio, to nie jest tania zabawa, szczególnie jak ma się regularne kontrole z sanepidu i innych urzędów. Z czasem te wymogi poszły ostro w górę i obecnie koszta fermy kurzej są słone. Tymczasem z niewiadomych przyczyn zasady hodowli świń są, że się tak mało fachowo wyrażę, po chuju do dupy.
W społeczeństwie utarł się obraz świni tarzającej się w błocie. Własnie błocie, a nie kurwa własnym gównie. To co czasem wyczynia się na takich farmach woła o pomstę do nieba. Sam pamiętam, gdy byłem już nastolatkiem, jak jeden ze znajomych dziadka, który miał hodowlę świń, twierdził że one zeżrą wszystko. Więc dawał im kurwa taki syf, że przeszła mi ochota na schabowe. Mój dziadek przez pewien czas też hodował świnie, ale karmił je warzywami i paszą, a nie ścierwem. Tak, dokładnie, tutaj nie ma przenośni. Chodzi o kurze ścierwo i tym podobne rzeczy. U dziadków nigdy by coś takiego nie przeszło, ale sąsiad ze wsi nie miał takich oporów.
Ten syf sprawia, że ASF ma się u nas dobrze. Dodajmy do tego naturalne zmiany klimatyczne, coraz słabsze zimy, ogromne tereny obsiane kukurydzą i BUM! Populacja dzików idzie z roku na rok w górę. Obecnie żyje ich w Polsce szacunkowo około 230 tysięcy. Jednocześnie mamy około 10-11 milionów świń, zatem gdy to ścierwo z Afryki się dobierze do naszego chlewiku, będzie istna pandemia. Walczyć więc trzeba i myśliwi o tym mówią oraz działają. Są kontrole, odstrzał chorych, starych i ryzykownych sztuk oraz ich szybka utylizacja. Jednak naszemu rządowi to nie wystarcza, więc prewencyjnie... kurwa to brzmi jak absurd, zarządzili odstrzał 200 tysięcy dzików. No ja pierdolę. To już nie jest brak wyobraźni, to czysty debilizm.
Po pierwsze zostanie za mało dzików, aby ich pula genetyczna się rozwinęła. Po drugie złamie się polskie prawo, gdzie jest zakaz odłowu loch z młodymi, młodych oraz ciężarnych samic. Po trzecie koszta będą ogromne, a jeśli będzie to akcja z ASF, to obstawiam że mięso będzie trzeba zutylizować. Nie będzie można go przetworzyć, więc straty na tle ekologicznym i gospodarczym są gigantyczne. Będzie tylko jedna zadowolona grupa - rolnicy. No bo im dziki tylko przeszkadzają i plony wpierdalają.
Zgadzam się z tym, że jest ich za dużo, że myśliwi muszą odławiać coraz więcej, zastępując tym samym wilki oraz rysie, których mamy ogromny deficyt. Ale eksterminacja niemal 90% populacji to jakiś jebany dowcip, który do tego nie jest śmieszny. Oczywiście już w mediach trwa polityczna kłótnia w korycie, gdzie jeden knur z drugim debatują o naszym losie. Serio, Orwell wymięka przy tym co się obecnie wyprawia. Myśliwi nie chcą współpracować z rządem, to rząd ma zakładkę. Wyślijmy zamiast nich wojsko. No ja pierdolę! Kurwa, pomysł godny Misiewicza.
Co zatem należy robić? Otóż po pierwsze - nie dopuścić do masakry. Po drugie nadal regulować z rozsądkiem populację dzików i saren, bo faktycznie jest ich za dużo, przez co wdzierają się do miast. Jednak najważniejsze słuchać zawodowych myśliwych, a nie polityków czy pseudo-ekologów, którzy pierdolą głupoty, że nie ma sensu zabijać zwierząt, bo przecież mięso jest w hipermarketach. Tak, spotkałem takich ludzi. Czas pokaże, co z tego wyjdzie. Ja mam nadzieję, że obecny rząd posłucha ludzi znających las, tych którzy faktycznie o niego dbają, a nie tylko drą ryja w internecie, nie mając pojęcia o funkcjonowaniu ekosystemów i wpływu człowieka na nie.
Zatem jeszcze raz powiem. TAK dla myśliwych (nie kłusowników), NIE dla masakry dzików. A rolnikom radzę - ubezpieczajcie swoje zbiory, bo czas PGR-ów już się dawno skończył.