Nieraz trafi w moje ręce komiks, który jest bajecznie narysowany, jednak fabularnie kompletnie nie przykuwa mojej uwagi. Właśnie tak się stało z pierwszym tomem cyklu "Woda i ogień". Zresztą sam tytuł sprawił mi spory problem, bo jeśli spojrzeć na okładkę, to ma się przeświadczenie, że nazwa serii to "Syn", zaś tytuł pierwszego tomu brzmi "Woda i ogień". Po lekturze tego komiksu ugruntowałem się w tym przekonaniu. Tymczasem wedle opisu dystrybutora, jest zupełnie odwrotnie. Właśnie tak mogę chyba opisać cały ten album, bowiem w każdym punkcie jest inaczej niż zapowiadano. Mamy XIV wiek, papież wysyła krzyżowców na północ Europy, aby wytępili pogańską wiarę z lokalnych ludów, a nieliczne punkty oporu, starają się powstrzymać przemarsz wojsk. Nie ukrywam, że taka reklama zachęciła mnie niezmiernie do tego komiksu. Niestety okazała się niczym przedwyborcze obietnice, bo niewiele z niej faktycznie zostało zrealizowane.
Tytułowa postać, młodzieniec imieniem Syn, który pochodzi z Akademii Tortur, gdzie poznawał ścieżkę bólu, uciekł z swego domostwa. W zasadzie to jego bracia zrzucili go ze skały, po tym jak ich mistrz odebrał sobie życie w dziwnym rytuale. Tutaj pojawia się pierwszy klops. Dostajemy jakieś skrawki świata przedstawionego, nawiązania do wierzeń ludów Północnej Europy i żadnych konkretów. Ktoś ginie, ktoś ucieka, jakiś dowódca Krzyżaków przybywa na te ziemie, ale tak naprawdę w tej fabule brak konkretów, które przykułyby uwagę czytelnika. Dla mnie wyglądało to jak rozwleczony w czasie prolog, na siłę przerobiony na pełnoprawny tom. Przez ponad 50 stron niemal nic się nie dzieje, treści jest jak na lekarstwo, a dialogów jeszcze mniej.
Szkoda bo sam okres historyczny daje spore pole do popisu. Do tego po otwarciu komiksu, wewnątrz okładki dostajemy przedstawienie dwójki głównych postaci. Wspomnianego Syna i Iskry, młodej strażniczki lasu, która odnajduje chłopaka, po tym jak jego kompani zrzucili go z urwiska. Po zakończeniu lektury też natrafiamy na prezentacje kolejnej pary postaci, tym razem z obozu Krzyżaków. Szczerze powiedziawszy, te opisy są ciekawsze od całego komiksu, co nie jest w tym wypadku dobrą rekomendacją.
Na pocieszenie pozostaje rysunek. Czarno-biały, obłędnie wykonany, budujący klimat późnego średniowiecza w Północnej Europie. Kilka plansz posiada kolorystykę, co tylko potęgowało moją ciekawość względem historii. Ta niestety potem zostaje brutalnie stłamszona przez nijaki scenariusz. Kilka plansz pejzaży zajmuje dwie strony komiksu, zachwycając oko czytelnika. Jedną z nich, gdzie Iskra stoi na wzniesieniu na tle wschodzącego słońca i łańcucha górskiego, chętnie bym zakupił, oprawił i powiesił u siebie w gabinecie. W moich oczach to istne arcydzieło. Niestety w takim komiksie sam rysunek, to dla mnie za mało. Potencjał jest ogromny, może w kolejnych tomach fabuła w końcu jakoś się rozkręci, bo na razie otrzymałem ponad 50-cio stronicowy prolog, który nie opowiedział nic ciekawego.
Komu komiks może się spodobać?
Osobom, które cenią rysunek ponad fabułę.
Czy kupił bym komiks, gdybym nie otrzymał go do recenzji?
W ciemno - bez wahania. Wiedząc co mnie czeka, zostawiłbym go i czekał na tom drugi, aby przeczytać oba na raz.
Czy komiks zakwalifikował się do rocznego podsumowania 2018?
Nie, bo sam rysunek to stanowczo za mało.