Każdy wie, jak mocno potrafią wyzyskiwać swoich pracowników duże firmy i korporacje. W Polsce doświadczamy tego nagminnie, bo nieraz robimy za stosunkowo tanią i efektywną siłę roboczą Europy. Standardem są zatem niskie płace, przy horrendalnych wymaganiach pracodawcy, robienie nadgodzin, podczas gdy na tych samych stanowiskach, we Francji, Anglii czy nawet Niemczech, jest o wiele większy luz. Znam masę osób, która wyjechała za granicę do pracy "tylko na kilka lat" i już nigdy nie wróciła do Polski. Nie mieli po co, bo nagle ich status życiowy musiałby drastycznie spaść. "Cykada" od Shaun Tan to graficzna opowieść o właśnie takim, niemiłosiernym wyzysku. Nie odnosi się on oczywiście do naszego narodu, ale ogólnie ludzi pracujących w dużych firmach, gdzie mały, szary pracownik, jest traktowany jak nie-człowiek. Jest własnie cykadą, pracującą w pocie czoła, która na końcu nie usłyszy nawet słowa podziękowania.
Chyba każdy kto pracował w banku, ubezpieczeniach, albo dużej korporacji, odczuł czasem siłę wyzysku siły roboczej. Zlecanie zadań ponad moce przerobowe personelu, wygórowane progi premiowe i powolne zamienianie ludzi w automaty. Niby każdy wie jak to wygląda, ale nikt się nie przeciwstawi, bo przecież łatwo takiego pracownika zastąpić innym. Oczywiście mamy piękne hasła o prawie pracownika, możliwości walki z biurokratycznym terrorem i tak dalej, ale w praktyce to pic na wodę. Przez wiele lat zasuwa się w znoju, nie słysząc nawet dziękuję, a potem każe się spadać, najlepiej nie wypłacając emerytury. Nikogo nie interesuje co się stanie z takim człowiekiem. Swoje zrobił, więc może zdychać.
Właśnie obraz takiej bezduszności serwuje nam "Cykada". Tytułowa postać nie jest człowiekiem, inni traktują ją z pogardą, poniżają, wykorzystują i nie mówią nawet jednego dobrego słowa. Żyje w kącie biura, nie ma wstępu do wielu miejsc, a na po wieloletniej oddanej pracy, czyści biurko szefa, po czym idzie na dach, bo jest już nikomu niepotrzebna. Ta książka opowiada o przemocy, ale daje też nadzieję. Cykada w końcu odlatuje, tak jak inni jej pobratymcy. Jest w końcu wolna, po wielu latach trudu i znoju. Pytanie tylko, czy my też jesteśmy takimi cykadami, a może ich oprawcami? Jak wiele razy zdarzyło nam się pomóc innym? Pogadać, zaproponować wypad na kawę, czy po prostu pocieszyć. To ważne, bo te malutkie rzeczy sprawiają, ze odnajdujemy w sobie człowieczeństwo.
Chyba każdy kto pracował w banku, ubezpieczeniach, albo dużej korporacji, odczuł czasem siłę wyzysku siły roboczej. Zlecanie zadań ponad moce przerobowe personelu, wygórowane progi premiowe i powolne zamienianie ludzi w automaty. Niby każdy wie jak to wygląda, ale nikt się nie przeciwstawi, bo przecież łatwo takiego pracownika zastąpić innym. Oczywiście mamy piękne hasła o prawie pracownika, możliwości walki z biurokratycznym terrorem i tak dalej, ale w praktyce to pic na wodę. Przez wiele lat zasuwa się w znoju, nie słysząc nawet dziękuję, a potem każe się spadać, najlepiej nie wypłacając emerytury. Nikogo nie interesuje co się stanie z takim człowiekiem. Swoje zrobił, więc może zdychać.
Właśnie obraz takiej bezduszności serwuje nam "Cykada". Tytułowa postać nie jest człowiekiem, inni traktują ją z pogardą, poniżają, wykorzystują i nie mówią nawet jednego dobrego słowa. Żyje w kącie biura, nie ma wstępu do wielu miejsc, a na po wieloletniej oddanej pracy, czyści biurko szefa, po czym idzie na dach, bo jest już nikomu niepotrzebna. Ta książka opowiada o przemocy, ale daje też nadzieję. Cykada w końcu odlatuje, tak jak inni jej pobratymcy. Jest w końcu wolna, po wielu latach trudu i znoju. Pytanie tylko, czy my też jesteśmy takimi cykadami, a może ich oprawcami? Jak wiele razy zdarzyło nam się pomóc innym? Pogadać, zaproponować wypad na kawę, czy po prostu pocieszyć. To ważne, bo te malutkie rzeczy sprawiają, ze odnajdujemy w sobie człowieczeństwo.