Pierwszy tom serii jest swoistym prologiem. W drugim natomiast cała akcja nabiera tempa. To w nim autor pokazuje, jak wojna i ludzka nienawiść potrafi zrodzić bestie. Gdy zagubiona w ciemności, ludzka istota szukająca światła, przeobraża się w monstrum łaknące krwi. Są też inne oblicza tej tragedii. Zamknięcie się w sobie, we własnym więzieniu zrodzonym w umyśle, zachłanne pragnienie wygranej za wszelką cenę, czy zaślepienie zemstą. "Requiem Króla Róż" w trafny sposób ukazuje te elementy. Wszystko zaś z winy jednego mężczyzny i jednej kobiety, pragnących dla siebie tronu Anglii.
Akcja zaczyna się od sceny gdy bardzo ciężko ranny Ryszard II York, jest więźniem Małgorzaty Andegaweńskiej, żony króla Henryka VI Lancastera. York przegrał bitwę z kretesem, jednak Małgorzacie to nie wystarcza. Pastwi się nad uzurpatorem, zadając mu katusze zarówno fizyczne, jak i psychiczne. W końcu pozbawia go życia, a jego głowę zatyka na murach rodzinnego miasta Yorków. To zostaje doszczętnie splądrowane przez żołdaków Lancasterów, zaś podczas grabieży pada ich ofiarą wielu cywili, w tym głównie kobiety. Tymczasem syn Ryszarda, noszący to samo imię, zbiega z niewoli i postanawia odnaleźć ojca. Nie wie jaki los go spotkał, ale tylko to się dla niego liczy. Kilka osób z wrogiego obozu poznało jego sekret, który skrywał od lat. Urodził się hermafrodytą, przez co jego własna matka się go wyklęła. Ojciec mimo wszystko go uznał i nadał swe imię, skrywając przed światem prawdziwą naturę syna. Wątłego, o kobiecym licu i jednym oku ciemnym a drugim jasnym. Niestety wojna potrafi przekształcić w bestię, nawet tak kruche stworzenie. Wystarczy zabrać jej nadzieję.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to jak ewoluowała postać Ryszarda. Z osoby, której współczułem, bo był zamknięty w sobie i słaby, finalnie stał się czymś odrażającym. W pewnym stopniu sam sprowadził na siebie ten los, bo zachęcał ojca do wojny i walki o koronę. Miał duże ambicje i chciał się mu przypodobać. Na domiar złego matka ciągle wmawiała mu, że jest pomiotem szatana, co tylko motywowało chłopaka bardziej do działania. Niestety nie rozumiał, z kim się mierzy, bowiem Małgorzata mimo pięknego oblicza, jest osobą okrutną, pragnącą władzy i nieustępliwą. Wydając jednak wyrok śmierci na swego przeciwnika, a do tego hańbiąc jego szczątki, sprowadziła na swój ród zagrożenie, jakiego nie zdołałaby nigdy przewidzieć. Scena gdy po raz pierwszy widzimy Ryszarda po metamorfozie, potrafi wbić w fotel. Aż ciarki idą po plecach i czytelnik zaczyna się zastanawiać, co tak naprawdę przed nim stoi. Jeszcze człowiek, czy łaknący krwi potwór.
Na drugim biegunie mamy Edwarda, męża Małgorzaty. Widząc obraz piekła jaki stworzyła jego małżonka, setki trupów i rzekę krwi, łatwo się domyślić jak kończy jego umysł. Człowiek delikatny, pragnący pokoju i nie chcący korony. Jest on ofiarą, której łatwo współczuć, szczególnie po tym jak brutalnie stłamszono jego próby utrzymania pokoju. W cały ten konflikt wpleciono natomiast odrobinę mrocznej fantastyki, swoistej magii, rodem z mitów, czy legend. Idealnie pasuje to do fabuły oraz scen jakie rozgrywają się na oczach czytelnika. Mimo wszystko nadal czuć, że to bardziej realny świat, niż ten w np. "Berserku".
Drugi tom serii jeszcze bardziej zaognił mój apetyt. Ostatni rozdział jest bardzo interesujący, nadal spotykamy na drugim i trzecim planie ducha Joanny D'Arc oraz tajemniczego białego dzika. Jest też osoba hrabiego Warwicka, który tutaj bardzo mocno przypomina swojego historycznego protoplastę. Nie w każdym szczególe, ale w części wydarzeń, swych działań oraz przydomku jaki mu nadano. "Requiem Króla Róż" to bardzo dobra seria. Nawet dla takiego laika jak ja, który z mangami ma niewiele wspólnego. Liczę, że nadal będzie rozwijać się tak jak do tej pory, jednak nie przerodzi się w tasiemca na kilkadziesiąt tomów.
Akcja zaczyna się od sceny gdy bardzo ciężko ranny Ryszard II York, jest więźniem Małgorzaty Andegaweńskiej, żony króla Henryka VI Lancastera. York przegrał bitwę z kretesem, jednak Małgorzacie to nie wystarcza. Pastwi się nad uzurpatorem, zadając mu katusze zarówno fizyczne, jak i psychiczne. W końcu pozbawia go życia, a jego głowę zatyka na murach rodzinnego miasta Yorków. To zostaje doszczętnie splądrowane przez żołdaków Lancasterów, zaś podczas grabieży pada ich ofiarą wielu cywili, w tym głównie kobiety. Tymczasem syn Ryszarda, noszący to samo imię, zbiega z niewoli i postanawia odnaleźć ojca. Nie wie jaki los go spotkał, ale tylko to się dla niego liczy. Kilka osób z wrogiego obozu poznało jego sekret, który skrywał od lat. Urodził się hermafrodytą, przez co jego własna matka się go wyklęła. Ojciec mimo wszystko go uznał i nadał swe imię, skrywając przed światem prawdziwą naturę syna. Wątłego, o kobiecym licu i jednym oku ciemnym a drugim jasnym. Niestety wojna potrafi przekształcić w bestię, nawet tak kruche stworzenie. Wystarczy zabrać jej nadzieję.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to jak ewoluowała postać Ryszarda. Z osoby, której współczułem, bo był zamknięty w sobie i słaby, finalnie stał się czymś odrażającym. W pewnym stopniu sam sprowadził na siebie ten los, bo zachęcał ojca do wojny i walki o koronę. Miał duże ambicje i chciał się mu przypodobać. Na domiar złego matka ciągle wmawiała mu, że jest pomiotem szatana, co tylko motywowało chłopaka bardziej do działania. Niestety nie rozumiał, z kim się mierzy, bowiem Małgorzata mimo pięknego oblicza, jest osobą okrutną, pragnącą władzy i nieustępliwą. Wydając jednak wyrok śmierci na swego przeciwnika, a do tego hańbiąc jego szczątki, sprowadziła na swój ród zagrożenie, jakiego nie zdołałaby nigdy przewidzieć. Scena gdy po raz pierwszy widzimy Ryszarda po metamorfozie, potrafi wbić w fotel. Aż ciarki idą po plecach i czytelnik zaczyna się zastanawiać, co tak naprawdę przed nim stoi. Jeszcze człowiek, czy łaknący krwi potwór.
Na drugim biegunie mamy Edwarda, męża Małgorzaty. Widząc obraz piekła jaki stworzyła jego małżonka, setki trupów i rzekę krwi, łatwo się domyślić jak kończy jego umysł. Człowiek delikatny, pragnący pokoju i nie chcący korony. Jest on ofiarą, której łatwo współczuć, szczególnie po tym jak brutalnie stłamszono jego próby utrzymania pokoju. W cały ten konflikt wpleciono natomiast odrobinę mrocznej fantastyki, swoistej magii, rodem z mitów, czy legend. Idealnie pasuje to do fabuły oraz scen jakie rozgrywają się na oczach czytelnika. Mimo wszystko nadal czuć, że to bardziej realny świat, niż ten w np. "Berserku".
Drugi tom serii jeszcze bardziej zaognił mój apetyt. Ostatni rozdział jest bardzo interesujący, nadal spotykamy na drugim i trzecim planie ducha Joanny D'Arc oraz tajemniczego białego dzika. Jest też osoba hrabiego Warwicka, który tutaj bardzo mocno przypomina swojego historycznego protoplastę. Nie w każdym szczególe, ale w części wydarzeń, swych działań oraz przydomku jaki mu nadano. "Requiem Króla Róż" to bardzo dobra seria. Nawet dla takiego laika jak ja, który z mangami ma niewiele wspólnego. Liczę, że nadal będzie rozwijać się tak jak do tej pory, jednak nie przerodzi się w tasiemca na kilkadziesiąt tomów.