W świat "Ekho" wsiąkłem mocno od pierwszego tomu i z każdym kolejnym było coraz lepiej. Główna bohaterka nawiedzana przez duchy zmarłych osób, ciągłe zagadki kryminalne i świat w którym nie działa elektryczność, choćby nie wiadomo jak się starano. Na dokładkę wszelkie pojazdy są żywe od smoków po dziwaczne, ogromne bezkręgowce. Jak wskazuje to tytuł, czwarty tom rozgrywa się w Barcelonie i już na dzień dobry otrzymujemy mocne wejście. Noc, samotna dziewczyna i cień tajemniczej postaci która ją śledzi. Następnie widzimy błysk światła, kobieta krzyczy i na ulicy zapada cisza. Już ta scena z pierwszej karty komiksu dała mi do zrozumienia, że tym razem będzie inaczej niż dotąd. Faktycznie tak się stało, a cała zagadka okazała się o wiele bardziej skomplikowana niż te z jakimi czytelnicy tej serii spotkali się w poprzednich tomach.
Agencja Artystyczna Gratule nie radzi sobie obecnie najlepiej. Od wydarzeń w Hollywood minęło sporo czasu i firma znów boryka się z problemami finansowymi, a bank dociska coraz bardziej śrubę. Tymczasem do Fourmille i Yuriego dociera niepokojący list - Grace, ich przyjaciół, została aresztowana w Barcelonie, gdzie dawała występ, i oskarżona o kradzież cennego dzieła sztuki. Dwójka przyjaciół ma zamiar ruszyć jej z pomocą, jednak gdy we wszystko wtrąca się Sigisbert sprawy zaczynają się komplikować, zaś na miejscu Fourmille zostaje opanowana przez dość niezwykłego ducha.
Czwarty odcinek serii "Ekho" jest naprawdę specyficzny. Czytelnicy, tak jak zresztą główna para bohaterów, poznają w końcu wiele sekretów Preshaunów, ale tak naprawdę to szczyt góry lodowej. Nadal sedno tego co nas interesuje znajduje się głęboko pod wodą, skryte przed ciekawskim wzrokiem ludzi. Z drugiej strony ta przewijająca się ciągle w tle sprawa, łączy się w pewien sposób z głównym wątkiem poruszanym w tym albumie. Zresztą tym razem wszystko jest nieco odmienne, bo zamiast morderstwa mamy kradzież, duch nawiedzający ciało Fourmille jest mocno unikalny, nawet jak na ten świat, a Sigisbert czynnie pomaga w całym śledztwie. Choć początkowa forma jego współpracy wygląda zabawnie, przynajmniej dla czytelnika.
Oczywiście Arleston i Barbucci nie byliby sobą, gdyby nie wpakowali tutaj ogromnej dawki humoru sytuacyjnego oraz wielu nawiązań do kultury. W pierwszym wypadku pozostawiam tą kwestię do odkrycia czytelnikom, bo nie chcę zdradzać za wiele z treści tej historii. W drugim wypadku jest tego tyle, że można spędzić nad komiksem bitą godzinę jedynie szukając rysunkowych smaczków, a i tak wszystkiego nie wyłapiemy. Znajdziemy zatem nawiązania do piłki nożnej, Katalończyków, bardzo osobliwego świata mody i sztuki, gdzie w sposób karykaturalny szydzi się z obecnych trendów czy "żywe figury". Szczególnie jednak mnie powaliła swym geniuszem, znajdująca się na stronie 24 tego albumu. Jakby to ująć? Oddała w pełni pewien stosunek zwykłych ludzi do przekombinowanej sztuki współczesnej. Czy też części jej "walorów". Tak naprawdę do samego końca Barbucci ma na tym polu ogromny ubaw, nie przejmując się w tym aspekcie jakąkolwiek poprawnością polityczną.
Finał tego albumu jest w pewnym sensie otwarty i daje punkt wyjścia dla kolejnej przygody, zatytułowanej "Sekret Preshaunów". Zatem możemy liczyć w końcu na zamknięcie głównego wątku oraz całego pierwszego cyklu, gdyż "Ekho" jest serią, która trwa w najlepsze i wszystko wskazuje, ze długo jeszcze będzie rozwijana. Jeśli autorzy utrzymają obecny poziom to jak dla mnie mogą ciągnąć tak samo długo jak "Armadę" czy "Lanfeusta z Troy", którego przygody zabrały przecież nawet na inne planety. W "Ekho" zapewne takich manewrów nie będzie, ale ten świat daje tak ogromne pole do popisu, że znając Arlestona, to zaplanował już swe dzieło w taki sposób aby zaskoczyć nas jeszcze wielokrotnie.
Agencja Artystyczna Gratule nie radzi sobie obecnie najlepiej. Od wydarzeń w Hollywood minęło sporo czasu i firma znów boryka się z problemami finansowymi, a bank dociska coraz bardziej śrubę. Tymczasem do Fourmille i Yuriego dociera niepokojący list - Grace, ich przyjaciół, została aresztowana w Barcelonie, gdzie dawała występ, i oskarżona o kradzież cennego dzieła sztuki. Dwójka przyjaciół ma zamiar ruszyć jej z pomocą, jednak gdy we wszystko wtrąca się Sigisbert sprawy zaczynają się komplikować, zaś na miejscu Fourmille zostaje opanowana przez dość niezwykłego ducha.
Czwarty odcinek serii "Ekho" jest naprawdę specyficzny. Czytelnicy, tak jak zresztą główna para bohaterów, poznają w końcu wiele sekretów Preshaunów, ale tak naprawdę to szczyt góry lodowej. Nadal sedno tego co nas interesuje znajduje się głęboko pod wodą, skryte przed ciekawskim wzrokiem ludzi. Z drugiej strony ta przewijająca się ciągle w tle sprawa, łączy się w pewien sposób z głównym wątkiem poruszanym w tym albumie. Zresztą tym razem wszystko jest nieco odmienne, bo zamiast morderstwa mamy kradzież, duch nawiedzający ciało Fourmille jest mocno unikalny, nawet jak na ten świat, a Sigisbert czynnie pomaga w całym śledztwie. Choć początkowa forma jego współpracy wygląda zabawnie, przynajmniej dla czytelnika.
Oczywiście Arleston i Barbucci nie byliby sobą, gdyby nie wpakowali tutaj ogromnej dawki humoru sytuacyjnego oraz wielu nawiązań do kultury. W pierwszym wypadku pozostawiam tą kwestię do odkrycia czytelnikom, bo nie chcę zdradzać za wiele z treści tej historii. W drugim wypadku jest tego tyle, że można spędzić nad komiksem bitą godzinę jedynie szukając rysunkowych smaczków, a i tak wszystkiego nie wyłapiemy. Znajdziemy zatem nawiązania do piłki nożnej, Katalończyków, bardzo osobliwego świata mody i sztuki, gdzie w sposób karykaturalny szydzi się z obecnych trendów czy "żywe figury". Szczególnie jednak mnie powaliła swym geniuszem, znajdująca się na stronie 24 tego albumu. Jakby to ująć? Oddała w pełni pewien stosunek zwykłych ludzi do przekombinowanej sztuki współczesnej. Czy też części jej "walorów". Tak naprawdę do samego końca Barbucci ma na tym polu ogromny ubaw, nie przejmując się w tym aspekcie jakąkolwiek poprawnością polityczną.
Finał tego albumu jest w pewnym sensie otwarty i daje punkt wyjścia dla kolejnej przygody, zatytułowanej "Sekret Preshaunów". Zatem możemy liczyć w końcu na zamknięcie głównego wątku oraz całego pierwszego cyklu, gdyż "Ekho" jest serią, która trwa w najlepsze i wszystko wskazuje, ze długo jeszcze będzie rozwijana. Jeśli autorzy utrzymają obecny poziom to jak dla mnie mogą ciągnąć tak samo długo jak "Armadę" czy "Lanfeusta z Troy", którego przygody zabrały przecież nawet na inne planety. W "Ekho" zapewne takich manewrów nie będzie, ale ten świat daje tak ogromne pole do popisu, że znając Arlestona, to zaplanował już swe dzieło w taki sposób aby zaskoczyć nas jeszcze wielokrotnie.