Serio o przygodach córki Thorgala Aegirsona imieniem Louve, nie została przyjęta zbyt ciepło. Zarówno fani serii jak i osoby nie mające z nią zbyt mocnej styczności ostro skrytykowali pierwsze tomy przygód małej dziewczynki. Musze przyznać, że ten głos negatywnej krytyki był w pełni uzasadniony. Sam zresztą oceniłem pierwszy tom jako co najwyżej przeciętny, przy czym dałem aż tak wysoką ocenę tylko za sprawą ładnej oprawy graficznej. Scenariusz bowiem leżał i kwiczał. Potem było tylko gorzej, aż nastał czas "Królowej czarnych elfów", przynoszący mi nadzieję, że cała przygoda w końcu nabierze sensu. Faktycznie tak się stało, a do tego zakończenie nawet w pewnym stopniu potrafiło pozytywnie zaskoczyć. Jak zatem wypada "Nidhogg" na tle przygód małej Louve i dawnych perypetii Thorgala? Odpowiedź znajdziecie poniżej.
Nim cokolwiek napisze na temat fabuły siódmego albumu Loive, trzeba podkreślić jedną rzecz. Aby cokolwiek wynieść z lektury, należy obowiązkowo znać cały spin-off o córce Thorgala oraz kilka tomów z głównej serii ("Gwiezdne dziecko" oraz "Aaricia"). Bez tego nie ma sensu siadać do lektury tego tomu, gdyż kończy on definitywnie historię rozpoczętą w "Raissa" oraz zamyka wątek z wężem Nidhoggiem, jaki rozegrał się w tomie "Strażniczka kluczy". Zatem znajomość serii jest tutaj absolutnie konieczna, inaczej pogubimy się już na pierwszych stronach w całym wątku głównym. Szczególnie, ze akcja tego tomu gna jak szalona, a czytelnik dostaje ostrą "skakankę" po różnych miejscach zarówno w świecie ludzi, czyli Midgardzie, jak i innych światach występujących w mitologii nordyckiej.
Mroczne Elfy są coraz bliższe wywołania Chaosu Światów po przez ścięcie świętego drzewa Yggdrasil. Zdobyło on bowiem gwiezdną kołyskę Thorgala, zrobioną z "metalu, który nie istnieje". Tymczasem mała Louve i dzielny krasnolud Tjahzi udali się do Międzyświata, gdzie odbywa swą karę przebiegły wąż Nidhogg, niegdyś strzegący korzeni świętego drzewa. Ten jednak zbywa prośbę o pomoc i postanawia wywrzeć zemstę na córce Thorgala. Jednocześnie pomniejszy bóg Asgardy imieniem Vigrid, który został skazany przez małżonkę Odyna, Frigg, na bycie czarnym elfem, wraz z zaklętą w małpkę arabską księżniczką Yasminą, próbują szukać ratunku w innym ze światów. Młody Bóg jednak nie wie, że próba jaka go czeka będzie o wiele bardziej wymagająca.
Już powyższy zarys fabuły ukazuje to o czym pisałem wcześniej - jak wiele historii z poprzednich albumów łączy w sobie ten tom. W praktyce to co przedstawiłem to tylko fragment całości, gdyż w scenariusz są jeszcze wplecione inne, pomniejsze wątki poboczne oraz kilka nie wymienionych, ale ważnych dla całości, postaci. Co najlepsze, większość z tych rzeczy dzieje się na przestrzeni pierwszych dziesięciu stron tego tomu, zatem łatwo się domyślić jak wiele mamy tutaj zwrotów akcji i przeskoków pomiędzy poszczególnymi scenami.
Mimo wszystko scenariusz ma ręce i nogi, a całość czyta się dobrze, choć czasem nawał wydarzeń i informacji mnie męczył. Miałem wrażenie jakby część wątków na siłę skrócono lub wycięto z nich pewne sceny aby zmieścić się w tych ustawowych 50 stronach. Psuło to trochę lekturę, jednak nie an tyle aby zniesmaczyć finał, który jest naprawdę ciekawie zrobiony. Dynamiczny, pełen zwrotów akcji i jednak mocno odmienny od tego co obstawiałem po zakończeniu lektury "Królowej czarnych elfów". Do tego skutecznie tez zamknął całą przygodę, która już i tak wlokła się niemiłosiernie od pierwszego albumu. Jest zatem realna szansa, że spin-off połączy się w końcu z główną serią, dzięki czemu całość może się jakoś unormuje fabularnie, bo od czasu ofiary fabuła bardzo mocno kuleje. Choć miała swoje momenty (patrz "Statek miecz").
Kreska Surżenko też trzyma poziom i na tym polu komiks broni się, przynajmniej w mojej opinii, dość mocno. Co prawda brakuje mi starych prac Rosińskiego, ale to raczej wynika z sentymentu za pierwszymi przygodami Thorgala. Tutaj mimo wszystko dostajemy garść nawiązań do wielu tomów z przeszłości, zarówno od strony graficznej jak i w scenariuszu. "Nidhogg" to dobre zakończenie przygody Louve oraz, mam nadzieję, całej podserii. Jednak aby sięgnąć po ten tom trzeba znać całość, gdyż inaczej niewiele z niego wyniesiemy.
Nim cokolwiek napisze na temat fabuły siódmego albumu Loive, trzeba podkreślić jedną rzecz. Aby cokolwiek wynieść z lektury, należy obowiązkowo znać cały spin-off o córce Thorgala oraz kilka tomów z głównej serii ("Gwiezdne dziecko" oraz "Aaricia"). Bez tego nie ma sensu siadać do lektury tego tomu, gdyż kończy on definitywnie historię rozpoczętą w "Raissa" oraz zamyka wątek z wężem Nidhoggiem, jaki rozegrał się w tomie "Strażniczka kluczy". Zatem znajomość serii jest tutaj absolutnie konieczna, inaczej pogubimy się już na pierwszych stronach w całym wątku głównym. Szczególnie, ze akcja tego tomu gna jak szalona, a czytelnik dostaje ostrą "skakankę" po różnych miejscach zarówno w świecie ludzi, czyli Midgardzie, jak i innych światach występujących w mitologii nordyckiej.
Mroczne Elfy są coraz bliższe wywołania Chaosu Światów po przez ścięcie świętego drzewa Yggdrasil. Zdobyło on bowiem gwiezdną kołyskę Thorgala, zrobioną z "metalu, który nie istnieje". Tymczasem mała Louve i dzielny krasnolud Tjahzi udali się do Międzyświata, gdzie odbywa swą karę przebiegły wąż Nidhogg, niegdyś strzegący korzeni świętego drzewa. Ten jednak zbywa prośbę o pomoc i postanawia wywrzeć zemstę na córce Thorgala. Jednocześnie pomniejszy bóg Asgardy imieniem Vigrid, który został skazany przez małżonkę Odyna, Frigg, na bycie czarnym elfem, wraz z zaklętą w małpkę arabską księżniczką Yasminą, próbują szukać ratunku w innym ze światów. Młody Bóg jednak nie wie, że próba jaka go czeka będzie o wiele bardziej wymagająca.
Już powyższy zarys fabuły ukazuje to o czym pisałem wcześniej - jak wiele historii z poprzednich albumów łączy w sobie ten tom. W praktyce to co przedstawiłem to tylko fragment całości, gdyż w scenariusz są jeszcze wplecione inne, pomniejsze wątki poboczne oraz kilka nie wymienionych, ale ważnych dla całości, postaci. Co najlepsze, większość z tych rzeczy dzieje się na przestrzeni pierwszych dziesięciu stron tego tomu, zatem łatwo się domyślić jak wiele mamy tutaj zwrotów akcji i przeskoków pomiędzy poszczególnymi scenami.
Mimo wszystko scenariusz ma ręce i nogi, a całość czyta się dobrze, choć czasem nawał wydarzeń i informacji mnie męczył. Miałem wrażenie jakby część wątków na siłę skrócono lub wycięto z nich pewne sceny aby zmieścić się w tych ustawowych 50 stronach. Psuło to trochę lekturę, jednak nie an tyle aby zniesmaczyć finał, który jest naprawdę ciekawie zrobiony. Dynamiczny, pełen zwrotów akcji i jednak mocno odmienny od tego co obstawiałem po zakończeniu lektury "Królowej czarnych elfów". Do tego skutecznie tez zamknął całą przygodę, która już i tak wlokła się niemiłosiernie od pierwszego albumu. Jest zatem realna szansa, że spin-off połączy się w końcu z główną serią, dzięki czemu całość może się jakoś unormuje fabularnie, bo od czasu ofiary fabuła bardzo mocno kuleje. Choć miała swoje momenty (patrz "Statek miecz").
Kreska Surżenko też trzyma poziom i na tym polu komiks broni się, przynajmniej w mojej opinii, dość mocno. Co prawda brakuje mi starych prac Rosińskiego, ale to raczej wynika z sentymentu za pierwszymi przygodami Thorgala. Tutaj mimo wszystko dostajemy garść nawiązań do wielu tomów z przeszłości, zarówno od strony graficznej jak i w scenariuszu. "Nidhogg" to dobre zakończenie przygody Louve oraz, mam nadzieję, całej podserii. Jednak aby sięgnąć po ten tom trzeba znać całość, gdyż inaczej niewiele z niego wyniesiemy.