W lipcu 1997 roku miałem 14 lat i byłem na koloniach letnich w Wiśle. Gdy wraz z cztery lata młodszą siostrą patrzyliśmy na potężną masę wody, przewalająca się w kamiennym korycie, gdzie jeszcze kilka dni wcześniej płynął strumyczek, to byliśmy zafascynowani tym widokiem. Jakoś do nas nie do końca docierała cała sytuacja z powodzią. Pamiętam doskonale huk wody, która sunęła z pełnym impetem i wszyscy nam mówili, że najgorsze już za nami. I wtedy zaczęło lać. Ściana wody za oknem, cała ferajna dzieciaków uwieziona wraz z opiekunami w hotelu, który na nasze szczęście znajdował się na wzniesieniu. Pamiętam jak kazano nam się spakować i tak chyba trzy czy cztery dni siedzieliśmy na walizkach pod sam koniec turnusu. Gdy nadszedł w końcu dzień wyjazdu pakowano nas pospiesznie do starych autokarów, a każdy miał mieć swoje walizki jak najwyżej. Jadąc na dworzec odruchowo spojrzałem w stronę, gdzie kilka dni wcześniej z fascynacją oglądałem rwącą rzekę. Tym razem zamieniła się ona w monstrum. Brudną, spienioną masę wody, która napierała przed siebie jak oszalała podtapiając kamienny most. Wtedy naprawdę poczułem strach przed żywiołem.
Nie ma co ukrywać - miałem szczęście. Cała nasza grupa na koloniach je miała, choć wracaliśmy pociągiem do Gdyni aż 17 godzin. Kilka razy nas zawracano, bowiem zerwało lub podmyło torowisko. Raz mieliśmy strasznego farta, gdyż maszynista w porę otrzymał komunikat, ze zerwało most na naszej trasie. Dorośli gadali o tym jak najęci, a nasza szczeniarnia podsłuchiwała ich chłonąc każde słowo. Dla nas była to przygoda. Dziś z perspektywy czasu rozumiem jak byłem głupi oraz naiwny. Powódź Tysiąclecia pochłonęła w sumie 114 istnień ludzkich w tym aż 56 w samej Polsce. Zniszczenia były tytaniczne, straty liczono w miliardach złoty, a wiele firm oraz gospodarstw zwyczajnie upadło. Dziś wiem, że z żywiołem nie da się walczyć. Można jedynie minimalizować straty oraz uciekać. Żywioł to żywioł i właśnie to hasło stara się, przynajmniej w moim odczuciu, pokazać serial Wielka Woda.
Jeśli idzie o samą produkcję, to powiedzmy to otwarcie - duży zagraniczny budżet pozwala na tworzenie przez Polaków świetnych produkcji. Naprawdę nie dziwią mnie zachwyty zagranicznych recenzentów nad tym serialem, bowiem jest to dzieło wykonane na każdym poziomie wyjątkowo solidnie. Nie wybitnie, ale też spokojnie mogące konkurować jak równy z równym z wieloma zagranicznymi, wysokobudżetowymi produkcjami tego typu. Wszystko tutaj działa jak należy. Scenariusz, gra aktorska, muzyka, scenografie, efekty CGI, zdjęcia, montaż. No po prostu wszystko. Jest to jeden z lepszych, o ile nie najlepszych, polskich seriali ostatnich lat. Widać, że kasa od zagranicznych inwestorów po prostu została dobrze spożytkowana i za to należy pochwalić absolutnie wszystkich twórców tej produkcji, niezależnie od wielkości wkładu pracy włożonego w całe przedsięwzięcie.
Od pierwszych minut miałem wrażenie, że znalazłem się w latach 90tych XX wieku, które doskonale pamiętam z dzieciństwa i okresu nastoletniego. Bardzo mi przy tym pomagał filtr, którego użyto do zdjęć, mający odcień takiej hmm... brudnej, wręcz nieco zgniłej zieleni. Nie tylko budował on świetnie sam klimat w serialu oraz wpasowywał się w jego tematykę, ale też nie ubarwiał tamtego okresu. Bowiem lata 90 w Polsce były dziwne. Nieraz nie przestrzegano przepisów BHP, żywność miała... no była różnej jakości, na ulicach panował nieraz straszliwy syf, a smog zimą to była codzienność. Doskonale widać to na przykładzie tego serialu i biję ogromne brawa za scenografię, dobranie pojazdów, strojów oraz ogólne oddanie realiów tamtego okresu z punktu widzenia zwykłego obywatela. Świetnie też wypada aspekt polityczny, trochę oczywiście ubarwiony, jednak doskonale działający na wyobraźnie widza. Pokazuje on etap po etapie dlaczego doszło do zalania Wrocławia oraz jak twardogłowi faceci ignorowali ostrzeżenia, bo przecież wszystko wiedzieli lepiej.
Od strony scenariusza to czysta uczta dla ucha i oka. Zacznijmy od tego, że nie ma postaci, która była by źle obsadzona lub słabo zagrana. Każdy, ale to absolutnie każdy, dał tutaj z siebie sto dwadzieścia procent siły i mówię również o postaciach epizodycznych oraz statystach. Widać to doskonale. Pierwszoplanowe postacie w ogóle skradły moje nerdowskie serducho i nie umiem powiedzieć kogo wolałem bardziej, bowiem wszystkie świetnie się uzupełniały. W efekcie tego serial po prostu chłonąłem i wiem, że na pewno jeszcze nie raz do niego wrócę. Nawet jeśli kilka pomniejszych wątków zostało nieco urwanych to i tak nie zmieniło to niczego w moim odbiorze całości. Aktorzy i aktorki, nie ważne od tego jak duży lub skromny mają dorobek sceniczny, wywiązali się ze swej pracy perfekcyjnie i ciężko zapracowali na swoje gaże.
Również od strony technicznej jest to bardzo miłe dla oka. Owszem, w kilku miejscach można się czepiać, ze widzimy zatopioną w kółko tą samą ulicę, bowiem twórcy naprawdę puścili pod wodę spory kawał kamienicy, ale to jest już czepialstwo. Podobnie jak fakt, ze kilka razy CGI zwierząt jest troszkę za bardzo rzucające się w oczy. To są naprawdę drobiazgi, które w niczym nie ujmują ogólnej jakości serialu. Naprawdę chciałbym zobaczyć więcej tego typu produkcji z takim budżetem, bowiem mamy naprawdę zdolnych filmowców, tylko często piekielnie ograniczonych przez brak forsy na realizację swoich wizji. Jednak od kiedy Netflix zainteresował się naszym kinem powstaje coraz więcej dobrych, a co ważniejsze dopracowanych, tytułów w różnych gatunkach. "Wielka woda" jest jednym z nich i mam nadzieję, że jeszcze nieraz otrzymamy z naszego podwórka produkcje na tak wysokim poziomie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz