20 kwietnia 2022

Drogi do Rzymu

Lubię gry familijne, gdzie zasady tłumaczy się w kilka minut, czas przygotowania elementów zajmuje drugie tyle, a potem przez pół godziny rywalizuję z innymi o punkty. To taki lekki, odstresowujący mnie styl zabawy. Z jednej strony nie polega na bezmózgim rzucaniu kostką i poleganiu wyłącznie na szczęściu, ale z drugiej czacha nie dymi od obliczeń. Dokładnie tym są Drogi do Rzymu. Prostą, dynamiczną, wcale nie taką głupią grą familijną, opartą poniekąd na mechanikach znanych choćby z Wsiąść do pociągu.

W unboxingu gry przedstawiłem w pełni zakres cenowy tego tytułu oraz skupiłem się na liczebności i jakości elementów. Po rozegraniu wielu partyjek stwierdzam, że ich wytrzymałość jest na więcej niż zadowalającym poziomie. Choć nadal uważam, że planszetki graczy są zbyt delikatne i łatwo je przypadkiem uszkodzić. Dużym plusem są natomiast tekturowe pudełeczka do przechowywania żetonów. Praktyczne, poręczne oraz ładne. Pomaga też w przygotowaniu oraz złożeniu gry bowiem wszystko ma się pod ręką.



Co zaś się tyczy mechaniki to widać tutaj jak na dłoni porównanie do Wsiąść do pociągu, jednak należy odjąć losowość. No, nie całkowicie, ale rozgrywki nie determinuje ona w takim w stopniu jak u konkurenta. Otóż każdy gracz ma swoją pulę żetonów dróg (coś na kształt wagoników) i musi zebrać jak najwięcej punktów. Istotną różnicą jest to, że nie losujemy żadnych kart z zadaniami. Zamiast tego dostajemy nadrzędny cel - musimy w każdej turze dołączyć jedno miasto z Rzymem wykorzystując do tego istniejące już szlaki oraz budując nowe.

Oczywiście nie możemy sobie wybrać dowolnej lokalizacji na mapie, a jedynie z pośród dostępnych, czyli tych do których musimy dobudować tylko jeden odcinek szlaku. Należy przy tym pamiętać, ze punkty dostaje każdy gracz, który ma na takiej trasie swoje żetony drogi, natomiast osoba dołączająca miasto zabiera jego żeton oraz żeton zasobu. Ten drugi odkłada na swoją plansze gracza i to tam toczy się druga walka o punkty. Bowiem grający na koniec gry zdobywa je za:
* różnorodność zasobów
* ilość tego samego zasobu
* ilość zdobytych złotych monet



Dlatego w trakcie wyboru miasta musimy bardzo uważnie patrzeć co nam się opłaca. Należy brać pod uwagę naszą planszę zasobów, to co zdobyli już przeciwnicy i jakie rodzaje zasobów zostały na planszy, zarówno z  dostępnych miast, jak i tych, które będą aktywny później. Warto też mieć na uwadze, że mapa jest podzielona na sektory, a te przypisane do kolorów. Z każdego na koniec gracz otrzyma punkty za najwyżej punktowany znacznik miasta. Zatem opcji na koszenie punktów jest ogrom i warto wszystko śledzić, bo naprawdę jeden czy dwa żetony mogą zaważyć o końcowym wyniku. Sporą rolę odgrywa też sam szlak, bo czasem warto skorzystać z czyjegoś lub do takiego się podłączyć, gdyż rozgałęzienia mogą dać nam punkty w przyszłości, jeśli ktoś będzie zmuszony podążać przez nasz teren. 

Drogi do Rzymu to mimo wszystko lekka i prosta gra. Mimo, że może wydawać się trudna z powodu rodzajów rzeczy, które dają punkty, to tak naprawdę szybko chwytamy co i jak działa, a całość staje się intuicyjna. Dużą rolę odgrywa konstrukcja samej planszy, która jest bardzo przejrzysta. Zatem jeśli szukacie takich gier w klimatach Wsiąść do pociągu, to Drogi do Rzymu mogą okazać się idealne.

NA PLUS
+ banalne zasady
+ bardzo intuicyjna mechanika
+ przejrzysta plansza
+ cena
+ jakość komponentów
+ dynamiczna gra
+ sporo kombinowania (ograniczona losowość)

NA MINUS
- cienkie plansze graczy, przez co łatwo je uszkodzić
- przeciętnie sprawdza się na 2 graczy, lepiej grać w 3-5 osób

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz