No i powracamy do głównej linii Star wars Komiks związanej z obecnym kanonem. Wypada to... standardowo. Innymi słowy: historia znana oraz oklepana, ale czyta się dobrze, choć bez fajerwerków. Mamy kilka zwrotów akcji, cała opowieść dzieje się równolegle na trzech różnych planetach i nasza grupa awanturników stara się napsuć krwi Imperium. Powiedzmy, ze mimo wszystko spodziewałem się czegoś więcej, choć z drugiej strony na okładce są postacie, które chyba najbardziej irytują mnie w całym Star Wars.
Nigdy nie byłem fanem Chewbacci, który zwyczajnie mnie śmieszył tym swoim rykiem i nie umiałem traktować go poważnie jako postaci. Natomiast C3-PO po prostu wkurwiał. Nie trawię tej kupy złomu na równi z Jar Jarem. Gdy byłem mały to jakoś śmieszył, ale z biegiem lat irytował coraz bardziej, a dziś na niego patrzeć nie mogę. Na szczęście mimo tej dwójki na okładce, w całym komiksie nie zajmują aż tyle miejsca, a wątek z nimi związany jest chyba najsłabszy. Zatem dowódcy Rebelii wpadli na "genialny" pomysł, aby podzielić naszą główną grupę herosów i wysłać każdego w zasadzie na samobójcza misję. Bo po co inaczej. Zatem Han i Leila udają się na planetę łotrów, żeby nadać tam lipny sygnał i napuścić na hultajów Imperium, Luke ma odciągnąć niszczyciel Imperium od Rebelianckiej stacji paliwowej, a nasz futrzak i jego płaczliwy towarzysz lecą zastawić pułapkę na Imperialnych. Ci ostatni mają wysadzić planetę, której szczątki uszkodzą okręty Imperium.
Wiecie co - ja rozumiem, ze to sapce opera, że to Star Wars. Cholera sam napisałem i wydałem space operę, ale nawet u mnie nie ma takich przegięć co w tym uniwersum. Pomysł wysadzenia planety za pomocą ręcznie rozmieszczanych min, które można schować do plecaka... nawet dla mnie to już przesada. A mam srogie przegięcia w mojej książce, gdzie rozwaliłem nawet pół naturalnego satelity. Tylko użyłem do tego ogromnej bomby kwantowej, a nie min magnetyczny, a i tak blisko połowa naturalnego satelity została.
Co zaś się tyczy pozostałych grup no to mamy klasykę. Han i Leila się kłócą nie mogą sobie wyznać miłości. No bo wiadomo, w filmie musza dopiero to zrobić. Luke natomiast próbuje zrozumieć moc i też mu nie idzie, bo jeszcze Yody nie spotkał. Zatem klasyka, bez specjalnych zaskoczeń, ale da się to czytać ze smakiem.Ogólnie cały komiks ujdzie, ale były już ciekawsze w tej serii. Ot przeciętniak, w którym lepiej wypadają poboczne epizodyczne historie nie związane z główną grupą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz