10 października 2022

Thorgal Młodzieńcze Lata #10: Sydonia

Thorgal zginął. Nie pierwszy raz zresztą, bo już kilka razy trafiał w zaświaty, choć najczęściej w postaci materialnej. Jednak na pierwszej stronie tego albumu widzimy młodego Syna Gwiazd z mieczem w dłoni i leżącego bez ducha na pobojowisku. Oczywiście uważny czytelnik wie, że to niemożliwe, gdyż takiej postaci zwyczajnie nie da się ubić i zawsze jakoś wraca. Tym razem poznajemy historię przez wspomnienia Thorgala, który wylądował w Krainie Cieni i wspomina wydarzenia doprowadzające go do tego momentu.

W tym albumie dobiega końca wątek z Danami oraz Haraldem Sinozębnym i jego sukcesorami. Po wydarzeniach na Wyspie Umarłych, Swen powraca do stolicy Danów wraz z ciałem swego ojca. Przygotowuje się na to, że raczej nikt łatwo mu korony nie odda, jednak nie spodziewa się aż tak zaciętego oporu. Najmłodsza córka Haralda Sinozębnego, Sydonia, jest bowiem wykapanym tatusiem, zatem nie boi się mordować czy skazywać na śmierć innych. Jednak gdy do gry włącza się Thorgal oraz tajemniczy głos pomagający młodocianej spadkobierczyni, sprawy przybierają niecodzienny obrót.

Historia jest w tym albumie dość krwawa, jadąca na znanych w serii schematach, ale i tak ma kilka smaczków. Dzięki temu chłonie się ja szybko i przyjemnie, natomiast kilka interesujących zagrywek w scenariuszu tylko pobudza apetyt. Szczególnie pod koniec, gdy na scenę wkracza nowy panteon bóstw. No, może nie panteon, ale daje to czytelnikom szansę na solidny powiew świeżości w tej materii, bowiem Thorgal miał już styczność z ogromną częścią skandynawskich bóstw.

Zatem scenariusz działa sprawnie, opowieść czyta się szybko, a rysunek przykuwa oko. Czy można zatem mówić o "starym", dobrym Thorgalu, który wyszedł pierwotnie spod ręki Van Hamme i Rosińskiego. No... nie do końca. Nie zrozumcie mnie źle - to dobrze napisana opowieść, ale jednak nie tak dojrzała i zaskakująca, co kiedyś. Po prostu pewne schematy za często się tutaj powtarzały i to czuć. Z drugiej strony nie mamy absurdów, które towarzyszyły nam przy przygodach Kriss de Valnor czy Louve. Jest to zatem solidny, dobry, może nawet bardzo dobry produkt, ale w odniesieniu do nowych przygód Thorgala Aegirsona. Zatem warto przeczytać, jednak nie spodziewać się fajerwerków na poziomie "Alinoe" czy "Łuczników".

Materiał powstał przy współpracy z Wydawnictwem Egmont.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz