30 maja 2022

Walka z lodem (Netflix)

Często widzę w sieci narzekania na Netflix, że traci wysokobudżetowe produkcje, na rzecz tych miej znanych. Osobiście mi to nie przeszkadza, bowiem lubię szperać w takim kinie, a dzięki tej platformie poznałem sporo interesujących dzieł kina Europejskiego czy Azjatyckiego. Choć oczywiście crapów też nie brakuje. W tym materiale opowiem o tytule biograficznym, opisującym wydarzenia z początku XX wieku, gdy Dania i USA spierały się o prawo do Grenlandii. Wydarzenie raczej mało znane, jednak warte odnotowania i poznania, bo wyspa ta jest dziś ważna z wielu powodów.

"Walka z lodem" to produkcja duńska, wyreżyserowana przez Petera Flintha, choć zrealizowana w języku angielskim. Głównie dlatego, że za scenariusz odpowiada duński aktor wcielający się w główną rolę, znany dobrze z serialu "Gra o Tron", czyli Nikolaj Coster-Waldau. W mojej opinii to było bardzo dobre posunięcie, bo światowemu odbiorcy o wiele łatwiej sprzedać produkcję anglojęzyczną, ze względu na dość dużą powszechność tego języka w różnych krajach. Zresztą cały film jest dość oszczędny w środkach, co jest zabiegiem celowym, aby przedstawić koszmar osamotnienia, dlatego łatwo pomylić go z produkcją angielską lub amerykańską. Przynajmniej przeciętnemu widzowi.



Akcja filmu rozgrywa się w latach 1908-1911, gdy na Grenlandię przybywa ekspedycja mająca za zadanie odszukać pozostałości po duńskiej wyprawie, która zaginęła. Jej celem było sprawdzenie, czy ten ląd faktycznie jest wyspą, bowiem rząd USA rościł sobie do niego prawa uznając, że to kawałek Ameryki Północnej oddzielony jedynie kanałem. Zważywszy na strategiczne położenie Grenlandii, jej znaczenie militarne oraz dla rybołówstwa czy szlaków handlowych, posiadanie tego zlodowaciałego kawałka ziemi było dla Danii ważne. Oczywiście nie wszyscy politycy się z tym zgadzali, jednak dziś wiemy, jak istotnym punktem jest ta wyspa, co udowodniła choćby Zimna Wojna.

Głównymi bohaterami są kapitan Ejnar Mikkelsen oraz inżynier Iver Iversen, którzy wyruszają w głąb zlodowaciałego lądu w poszukiwaniu dzienników poprzedniej ekspedycji. Mają mapę wyrwaną z rąk zamrożonego trupa jednego z jej członków, jednak Grenlandia to bardzo zwodniczy rejon, gdzie śnieżne pustkowia okazują się morderczo niebezpieczne. Zresztą odnalezienie celu to jedno, zupełnie inną sprawą jest bezpieczny powrót.



Film przedstawia ich kilkomiesięczną tułaczkę, a następnie koczowanie nad brzegiem wyspy w miejscu gdzie czekali na transport. Z wraku innego statku mieli zbudowane schronienie oraz zostawione zapasy, podczas gdy główny trzon ekspedycji arktycznej wrócił do Danii. Inaczej całej załodze statku groziła śmierć, bowiem morze w tym rejonie nie zna litości i szybko zamarza. Produkcja skupia się zatem na pokazaniu żywiołu oraz trudów walki z samotnością potrafiącą prowadzić do obłędu.

Musze przyznać, że dobrze pokazano część survivalową, gdzie trudne wybory są na porządku dziennym. Choćby zabicie psa z zaprzęgu, aby reszta mogła przeżyć. Szczególnie w tak niesprzyjającym arktycznym środowisku. Ciekawie wypadły też przewijające się co jakiś czas utarczki polityczny, dotyczące ekspedycji ratunkowej i sensu jej wysłania oraz kosztów. Równie ciekawie pokazano zagrożenie płynące z samotności oraz niebezpiecznego żywiołu.



Przyczepić się jednak muszę do charakteryzacji pary głównych postaci, bo tutaj film trochę kulał. Po takim czasie, który w produkcji czuć, bo jest on nam dobitnie podkreślany, powinni mieć w gorszym stanie ciała, włosy i przede wszystkim twarze. Tymczasem na tym polu niezbyt się zmieniają, przez co po prawie 900 dniach spędzonych na Grenlandii wyglądają niemal tak samo, jak w dniu gdy na nią trafili. Z początku mi to nie przeszkadzało, ale w drugiej połowie filmu było już zbyt zauważalne. Podobnie jak słabe CGI, którego na szczęście jest bardzo mało i dotyczy głównie kilku scen z niedźwiedziem polarnym.

Natomiast cała reszta, jak kostiumy, scenografie, zdjęcie (choć te potrafiły się powtarzać w odniesieniu do ujęć plenerów) czy oprawa dźwiękowa są na dobrym poziomie. Zatem z czystym sumieniem mogę polecić tą produkcję osobom lubiącym spokojne kino, o zabarwieniu historycznym, a przy tym dość oszczędne w produkcji. Nie jest to nic z najwyższej półki, ale miło się ogląda i pokazuje ciekawy kawałek historii Danii, o którym chyba już mocno zapomniano w Europie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz